TVP zamierza się zadłużyć na 800 mln złotych i zakłada, że kredyt mogłaby spłacić w sześć lat. – Jego wysokość będzie zależała nie tylko od realnej oceny sytuacji finansowej spółki, ale przede wszystkim od polityki i wewnętrznych sporów w PiS mówi nam jeden z menedżerów TV

Reklama
Kluczowe będą dalsze losy nowelizacji ustawy abonamentowej, którą pilotuje Ministerstwo Kultury. To prognozowane przez ustawodawcę zwiększone wpływy z abonamentu (docelowo 1,36 mld zł rocznie) mają przekonać Ministerstwo Finansów i Bank Gospodarstwa Krajowego, że spółka jest zdolna spłacić gigantyczny kredyt.
TVP liczy, że rząd poprze nowelizację ustawy, i już przymierza się do testu prywatnego inwestora. Polega on na zebraniu od banków komercyjnych ofert kredytowych i porównaniu ich warunków z ofertą BGK. Jeśli nie będą się zbytnio różnić, to kredyt nie będzie nosił znamion niedozwolonej pomocy publicznej. Inaczej sprawę mogłaby zakwestionować Bruksela.
– Połowa pieniędzy ma być przeznaczona na inwestycje, m.in. w sprzęt HD, modernizację oddziałów regionalnych, budowę dużej platformy internetowej oraz cyfrowy obieg materiałów, bo w telewizji nagrania programów nadal przegrywa się na stare kasety i przewozi meleksem z jednego miejsca do drugiego. Druga połowa pieniędzy zostanie przeznaczona na program, w tym na filmy i seriale historyczne – wylicza nasz rozmówca.
Reklama
TVP nie odpowiedziała na pytania o sytuację finansową i plany kredytowe. Z naszych informacji wynika, że ubiegły rok skończyła ze stratą ok. 180 mln zł. Wyemitowała też obligacje o wartości 300 mln zł. Z tej kwoty wykorzystała już ponad połowę.
Juliusz Braun, były prezes TVP, a obecnie członek Rady Mediów Narodowych, wątpi w to, by telewizja dostała tak wysoki kredyt na warunkach komercyjnych. – To przekracza połowę rocznego budżetu TVP. Dużo mniejsze kredyty, sięgające kilkudziesięciu milionów złotych, negocjowaliśmy po kilka miesięcy – zdradza.
Krzysztof Dresler, były wiceprezes banku PKO BP, jeden z trzech właścicieli niezależnego Biura Analiz Aplikacji Kredytowych, wyjaśnia, że banki sprawdzą stan majątku firmy, wyniki finansowe, jej historię kredytową i otoczenie rynkowe, w jakim działa. W przypadku telewizji niemałe znaczenie będzie miała kondycja rynku reklamy telewizyjnej i spodziewany poziom oglądalności.
– Jeśli firma nie osiągnie bieżącej zdolności kredytowej, banki ocenią jej zdolność perspektywiczną. Wtedy zabezpieczenie musi mieć charakter szczególny, a plan rozwoju powinien prowadzić do uzyskania strukturalnej dochodowości. Strata finansowa na pewno nie będzie działała na korzyść takiej spółki – mówi Dresler. Dodaje, że nie ma drugiego takiego podmiotu na rynku, który utrzymuje się z abonamentu. To może być wbrew pozorom dobre źródło spłaty kredytu, bo nie ma ryzyka uzależnienia wpłat od jednego podmiotu. Poza tym wartością TVP są nie tylko nieruchomości, ale i znaki firmowe.
Nie bez znaczenia jest też to, że TVP jest spółką Skarbu Państwa z wieloletnią tradycją. – Banki mogą domniemywać, że właściciel nie zostawi jej na pastwę losu. Mogą przyjmować, że nawet jeśli nie będzie formalnego wsparcia w postaci poręczenia, to spółka w kłopotach otrzyma pomocną dłoń – mówi Dresler. – Tego się wprost nie wycenia, ale niektóre banki biorą ten fakt pod uwagę.
Nawet PiS nie jest przekonany

Przygotowana w resorcie kultury nowelizacja ustawy abonamentowej zakłada, że publiczne radio i telewizja dostaną ponad dwa razy więcej pieniędzy niż do tej pory – docelowo ponad 1,36 mld zł. Teraz, na 13,6 mln gospodarstw domowych, abonament płaci zaledwie 1,1 mln. Dwie trzecie Polaków korzysta z kablówek i platform. Ministerstwo chce, żeby ich operatorzy przekazywali dane klientów Poczcie Polskiej, która zbiera opłaty abonamentowe.

Projekt nowelizacji budzi duże kontrowersje. Wady wytknęli mu nie tylko komercyjni gracze, ale i instytucje rządowe. – W PiS jest zielone światło do zmian w finansowaniu TVP i PR, ale nie ma pewności co do sposobu – słyszymy od jednego z posłów. Resort kultury ma wprowadzić poprawki do nowelizacji po marcowych konsultacjach.