Przez tyle lat nie interesowaliśmy się państwem, teraz ono zainteresowało się nami. PiS nie dlatego wziął całą władzę, że stoi za nim większość Polaków. Wygrał, bo większość mu na to pozwoliła. A najwięcej grzechów na sumieniu ma klasa średnia, która powinna być ostoją demokracji. Sami, z lenistwa i egoizmu, przyłożyliśmy do tego rękę
Też to Państwo słyszeli przy świątecznym stole? Ten rozsierdzony głos obrońców liberalnej demokracji: trzeba manifestować, co tydzień wychodzić na ulice, będzie nas sto tysięcy albo dwieście, to Jarosław Kaczyński przerazi się naszej siły i przejrzy na oczy? Trzeba nam walczyć, bo tylko wystrzelenie w kosmos jego i jego rządu spowoduje, że przestaniemy się wstydzić?
Dziwne, bo przecież rewolucja i ścieranie przeciwników politycznych z powierzchni ziemi to była do tej pory domena wyborców PiS. Zaorać i posiać nowe – to był ich pomysł na zmianę. Bez kompromisów, bo ze zdrajcami się ich nie zawiera, zresztą kompromis to narzędzie słabeuszy. A teraz jakby ktoś przestawił bieguny. Obrońcy liberalnego porządku zapowiadają, że będą bronić demokracji na ulicy, będą wołać i protestować. A jak to nie pomoże, to... No właśnie, co będzie dalej?
Mam dla wszystkich obrońców liberalnego porządku złą wiadomość: to nie będzie takie proste. Partia Jarosława Kaczyńskiego dokładnie odrobiła lekcję z porażki 2007 r. Dziś bolejemy nad tym, co wyprawia z Trybunałem Konstytucyjnym, służbą cywilną, mediami, ale to tylko taktyka – wszystko, co kontrowersyjne i trudne, załatwić jednym rzutem, w kilkanaście tygodni. Gdy na wiosnę rozsypie się worek z pieniędzmi, gdy miliony dostaną co miesiąc 500 zł, a inne miliony darmowe leki za złotówkę, nastrój się zmieni. Jeśli będziemy się oburzać, to jakoś ciszej. Zakład?
PiS nie dlatego wziął całą władzę, że stoi za nim większość Polaków. Wygrał, bo większość mu na to pozwoliła. A najwięcej grzechów na sumieniu ma tu klasa średnia, która powinna być ostoją demokracji. Te setki tysięcy specjalistów średniego i wysokiego szczebla, przedsiębiorców mniejszych i większych, ludzi wolnych zawodów, urzędników, lekarzy czy nauczycieli. Sami, z lenistwa i egoizmu, przyłożyliśmy do tego rękę.
Przecież daję Owsiakowi
Zróbmy rachunek sumienia. Taki prosty, bez osobistych wycieczek. Pomińmy formułki, zostawmy sedno. Choć podobno klasy średniej w Polsce nie ma, to przecież wiemy, że istniejemy. To my lubimy powtarzać, że gdy inni leniuchowali albo się obijali, z mozołem budowaliśmy dobrobyt. Zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się do roboty. To dzięki nam Polska wykonała skok cywilizacyjny i przeszła suchą stopą przez największy kryzys od kilkudziesięciu lat. Z czego mamy się spowiadać?
Jednak spróbujmy.
Spytajmy: kiedy ostatnio, droga klaso średnia, zrobiłaś coś dla dobra wspólnego? Wiem, śmierdzi komuną na kilometr, jak coś wspólne, to niczyje, 40 lat wystarczy, kto wspomina o dobru wspólnym, ten głupiutki zupełnie albo prowodyr jaki. Zresztą, co to niby znaczy? To coś z religii? Przecież daję Owsiakowi. Są instytucje, niech pomagają, bo rozumiem, że o to chodzi?
Otóż nie o to. Jesteśmy mistrzami świata w pomaganiu i współdziałaniu, odbywa się jednak ono w zaklętym kręgu rodziny. Tu jesteśmy skłonni do bezinteresowności i współpracy. Nic poza tym nas nie interesuje. Nie współpracujemy, bo nie ufamy. Dlatego głosowaliśmy na Tuska. Wierzyliśmy, że on za nas wszystko załatwi, że zostawi nas samym sobie, byśmy mogli cieszyć się z życia i zarabiać. Ciepła woda w kranie to naprawdę nie jest wymysł PiS-owskiej propagandy, nam naprawdę odpowiadała taka postawa. Byleby działało i nikt mi się nie wtryniał. Życie jednak się wtrynia, Rosja się wtrynia, Państwo Islamskie i rynki finansowe też. Status quo to tylko krótkie wynaturzenie w szaleństwach historii. My byliśmy w dodatku uśpieni pieśnią Balcerowicza, że wystarczy ciężko pracować, wierzyć w rynek i możliwości, które nam daje, a świat będzie stał przed nami otworem.
Dziś nawet za bardzo nie rozumiemy, o co z tym dobrem wspólnym chodzi. Możemy godzinami narzekać na smog w miastach, ale gdy ktoś wspomni o ograniczeniach w ruchu, czy to w centrum, czy w całym mieście, w chwilę zmieszamy go z błotem. Bo smog smogiem, ale ja chcę dojeżdżać do pracy. Owo „ja chcę” jest sednem naszego myślenia. Jesteśmy wolnymi elektronami, które nijak nie połączą się w coś wspólnego.
Ten problem dotyczy nas wszystkich, od góry do dołu. Zastanawiałaś się, droga klaso średnia, dlaczego żaden z naszych miliarderów nie ufundował do tej pory prywatnej uczelni? Nawet najmniejszej? (Ten przykład ci się spodoba, bo od innych to ty umiesz wymagać). Urządzonej nie po naszemu, pełnej docentów udających doktorów i doktorów przebranych za profesorów, ale działającej i zorganizowanej według najlepszych standardów. Przecież mają pieniądze. Narzekają na kadry. Ale im też to nie przyjdzie do głowy. O, drużyna piłkarska, sponsor reprezentacji, to owszem, ale coś tak nieuchwytnego jak nauka?
Od tego mamy Tuska
Spytajmy też, kiedy ostatnio, droga klaso średnia, się zorganizowałaś? Oczywiście, dziś są Komitet Obrony Demokracji i masowe demonstracje, ale wcześniej? Lubimy się śmiać z moherów, leśnych dziadków i pisiorowych oszołomów, ale zwróć proszę uwagę, że to oni mają kluby „Gazety Polskiej”, Rodzinę Radia Maryja, to oni co miesiąc przez pięć lat (pięć, jesteś sobie w stanie to wyobrazić?!) spotykają się pod Pałacem Prezydenckim na miesięcznicach, bo wierzą, że zestrzelono ich Prezydenta. To oni wygrali tegoroczne wybory dzięki tysiącom fascynatów, którzy z idei (pamiętasz to słowo?!) wspomagali swoich kandydatów i swoją partię, pisząc w internecie, roznosząc ulotki i organizując wiece. To oni dziesiątkami tysięcy maszerują 11 listopada w Marszu Niepodległości, przekonując, że o coś im chodzi.
A o co chodzi nam? Udział w organizacjach? Jeśli tak, to w młodym wieku i najlepiej wolontariat, by dobrze wyglądał w cefałce. Jeśli polityka i idee – to już nie, bo od tego mamy (mieliśmy) Tuska. My na organizowanie się nie mamy czasu. Musimy budować kraj. Ciężko pracować na nasz PKB i ich emerytury. A gdy mamy tę wolną chwilę na odpoczynek, to musimy się zregenerować na nartach lub nad morzem, a nie siedzieć w małej kanciapie i gadać nie wiadomo z kim, nie wiadomo o czym i nie wiadomo po co.
Wydawało się, że kryzys 2008 r. coś nam w głowach poprzestawia. Padaliśmy ofiarą restrukturyzacji i oszczędności, ścinano nam pensje, a frank szwajcarski sprawiał, że nie mogliśmy spać po nocach. W wielu miejscach świata objawili się Oburzeni. A u nas? Nawet o kredytach frankowych umiemy tylko gadać, bo na manifestacje organizowane w tej sprawie przychodzą garstki. Jesteśmy elastyczni, przystosowaliśmy się. Cóż, jaka rzeczywistość, takie realia. Ktoś musi spłacać te kredyty.
Oni mają to przemyślane
I pytanie trzecie: kiedy ostatnio, droga klaso średnia, rozmyślałaś, po co ci państwo? Bo jakie ma być, to powtarzasz pięć razy dziennie i do znudzenia – małe i tanie. Najlepiej bez podatków, bo każdy podatek to pieniądz wyrzucony w błoto, i najlepiej bez urzędników, bo każdy urzędnik to nieudacznik. I bez ZUS, bo złodzieje. I bez KRUS, bo darmozjady. Tę litanię wszyscy znają. Ale po co państwo? Nie – jakie? Do czego ma nam służyć? Jakie spełniać zadania? Jakie obowiązki? I – wreszcie – jakie my powinniśmy mieć wobec niego obowiązki?
Trudne, co? A najgorsze, że ta druga strona, która właśnie wzięła władzę, dokładnie to przemyślała. Ty możesz tylko wykrzyczeć, że ci to nie odpowiada. Ale co masz do zaproponowania? Trzecią RP? Już była i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że się skończyła. I to nie dlatego, że PiS ogłosi czwartą i piątą, ale z powodów bardziej prozaicznych – formuła gospodarki opartej na taniej pracy się wyczerpuje. A to był jej fundament. Na rynku pracy krążymy gdzieś między mentalnością folwarczną w firmach prywatnych i związkową butą w państwowych molochach. Jeśli mamy pod sobą pracowników, traktujemy ich jak pańszczyźnianych chłopów, jeśli jesteśmy na dole – w szefie widzimy tylko krwiopijcę. Tak się dalej nie da, choćbyśmy nie wiem jak zaklinali rzeczywistość.
My, rozdrobnieni
Dziś dziwimy się, że rządzi PiS. Skąd on się tam wziął? Przecież ludzie są przeciw. Cóż z tego, że są, skoro ich sprzeciw jest werbalny. Pokrzyczymy na ulicy, posprzeczamy się przy stole. Ale tak się nie zbuduje demokracji. Tak się jej nie obroni. Nasz przeciwnik, droga klaso średnia, jest świetnie zorganizowany i ma za sobą wierny lud. My jesteśmy rozdrobnieni i mamy za sobą świętą rację (tak myślimy). To za mało. Przez 25 lat nie zbudowaliśmy społeczeństwa obywatelskiego, bo nam się nie chciało. To brzmi jak herezja, ale więcej jest obywatelskości i wspólnoty w zwolennikach PiS niż w nas.
Mamy cztery lata, by coś w tej sprawie zrobić. Manifestacje są przydatne, możemy się policzyć, lecz one nie zmienią układu politycznego. Może udawać przed sobą, choć w głębi serca o tym wiemy: żadni z nas rewolucjoniści.
Ale jest coś, droga klaso średnia, w czym jesteśmy naprawdę dobrzy – praca. Weźmy się więc do roboty. Organizujmy się. Niepotrzebna nam nowa partia, potrzebny nam społeczny ruch. Na wzór – tak właśnie – klubów „Gazety Polskiej” czy Rodziny Radia Maryja. Warszawa nie wystarczy. Obrońcy liberalnej demokracji muszą w mniejszych i większych miastach wyjść z ukrycia i pokazać twarz. Spotykać się, organizować, protestować i proponować. Albo wykonamy tę prace u podstaw, albo oddamy PiS władzę na lata. Sami sobie zafundowaliśmy ten czyściec i tylko my możemy się z niego wyrwać.