Na górującym nad Atenami wzgórzem Pnyks francuski prezydent przedstawił 7 września swoją wizję nowej, wspanialszej Europy. Emmanuel Macron popełnił jednak faux pas. Wyprzedził przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera, który dopiero dziś w Strasburgu naszkicuje kierunki rozwoju Unii Europejskiej w swoim orędziu o jej stanie.
Na tle Akropolu, o zmierzchu, niczym starożytny grecki mówca w europejskiej kolebce demokracji, Macron pytał: Co zrobiliśmy, my, Europejczycy, z naszą suwerennością, z naszą demokracją, czy można nam jeszcze zaufać?. Francuski prezydent, cytując Peryklesa, Hegla i Seferisa, sam sobie odpowiedział na te pytania: W Europie dzisiaj suwerenność i demokracja są w niebezpieczeństwie. Mamy do czynienia z kryzysem zaufania. Następnie Macron długo i kwieciście analizował przyczyny niepowodzeń Unii od czasów sławetnego referendum 200 5 r ., gdy Francja i Holandia odrzuciły projekt europejskiej konstytucji. Dzisiejsza Unia w oczach francuskiego prezydenta jest Unią technokratyczną, nieprzejrzystą i pogrążoną w różnych wojnach domowych. Organizacją, która nie potrafi reagować na kryzysy. Paradoksalnie taka narracja nie jest do końca różna od tej prezentowanej przez polskich rządzących polityków, choć kryje się pod nią inne rozumienie pojęć solidarności czy suwerenności.
Jakiej Unii zatem potrzebujemy według francuskiego przywódcy z ambicjami kierowania globalną dyplomacją? Otóż „Europy, która chroni”, ale jednak opartej na tandemie niemiecko-francuskim, o co Macron zabiega od samego początku swojej prezydentury.
Na wzgórzu Pnyks Macron ogłosił koniec "Europy wygranych", postulując stworzenie "nowego ładu światowego". Zdaniem francuskiego prezydenta to Grecy potraktowani w niehumanitarny sposób zapłacili najwyższą cenę za kryzys i brak reform Unii. Macron zaproponował podczas spotkań z premierem Tsiprasem zredukowanie greckiego zadłużenia. Nie ma to jak spotkanie wielkiego dłużnika z innym wielkim dłużnikiem. W obu krajach trzynastki i czternastki nie należały przez wiele lat do rzadkości. Podobnie jak rozbudowana strefa budżetowa, dzięki której całe rodziny utrzymywane były przez zatrudnionych w niej funkcjonariuszy z licznymi przywilejami socjalnymi.
Reklama
Macron krytykował również Międzynarodowy Fundusz Walutowy za brak osłon dla „bolesnych greckich reform”. Kryzys grecki jest kryzysem europejskim, dlatego też wymaga wspólnych zobowiązań i działań - zdaniem Macrona, który na spotkania z greckimi politykami przyjechał w otoczeniu 40 menedżerów francuskich koncernów, m.in. Totalu i EDF, oraz kilku francuskich start-upów, demonstrując potrzebę inwestowania w Grecji. Nie podpisano wprawdzie żadnych umów, ale liczy się wrażenie.
Na niedawnym spotkaniu w Luksemburgu Macron nawoływał z kolei do stworzenia Europy wielu prędkości, ironizując, że takim krajom jak Polska czy Wielka Brytania już dziękujemy, bo strefa euro nie integrowała się gospodarczo, aby nie denerwować tej dwójki. Co będzie z Polską, której prezydent Macron unika w swoich europejskich wojażach? W ostatnim wywiadzie rzece dla tygodnika „Le Point” Macron po raz kolejny potępił Polskę za dumping socjalny.
My szanujemy cytaty z Peryklesa, Hegla czy greckiego poety noblisty Seferisa. Porozmawiajmy jednak o faktach, zamiast przerzucać się metaforami. Zmiana PKB w 2016 r.: Polska 2,7 proc., Grecja -0,05 proc., Francja 1,1 proc. B ezrobocie Polski: 5,6 proc., Grecji: 23,2 proc., Francji: 10 proc. (najnowsze dostępne dane OECD).
Zresztą Europejczycy - Francuz czy Polak - zawsze mogą sięgnąć do źródeł. Jak choćby do „Nowego wspaniałego świata” Anglika Aldousa Huxleya sprzed II wojny i idei komunizmu, które zdefiniowały Europę na 75 l at. A może i na dłużej, bo demony komunizmu i wojny nadal są obecne wśród społeczeństw naszego regionu i rządzących nami polityków. To, że Wielka Brytania wychodzi z Unii, nie oznacza chyba, że i temu państwu już dziękujemy. Idee opisywane przez Huxleya - wspólności, identyczności czy stabilności - okazały się tak samo utopijne jak lansowanie za wszelką cenę Europy, która chroni, i Europy twardego jądra z ekskluzywnym prawem decydowania o kwestiach fundamentalnych dotyczących także nas, wschodnich Europejczyków. Nie poznaliśmy przecież odpowiedzi na fundamentalne pytania: kogo ma tak naprawdę chronić taka Europa, za czyje pieniądze i za jaką cenę. Oby nie za cenę nowych podziałów na naszym wspólnym kontynencie i na razie Unii jednej prędkości. My zapłaciliśmy już swoją cenę za transformację gospodarczą lat 90.