Kiedy czytam, że czuł się "osaczony Kościołem", to rozumiem, dlaczego obok doskonałych scen zobaczymy isceny karykaturalne, iagitacyjne. Obniżają one rangę filmu, za to dają radosną satysfakcję, że dołożyliśmy klechom. Wrezultacie tego błędu reżysera, ojego ostatnim filmie możemy raczej powiedzieć "sprawnie zrobiony ina ważny temat", zamiast "wybitny iporuszający". Jeszcze jeden, cholera, niewybitny polski film, który miał szansę.
Dla pewności dodam – zachęcam do obejrzenia "Kleru". Sam jednak miałem podczas projekcji pod powiekami dwa inne filmy: "W imię…" Małgorzaty Szumowskiej i "Bogowie" Łukasza Palkowskiego. Pierwszy pokazał zmagania duchownego bardzo zwykłego, zarazem dobrego, jak złego, a przy tym tak samotnego, że ciarki przechodzą. Drugi ukazał środowisko lekarskie, którego członkowie zachowywali się etycznie, a na dodatek byli dzielnymi zuchami mimo nikotynizmu. Trudno pojąć, dlaczego nie powstał jeszcze podobny film o duchownych. Nie chce się wierzyć, że reżyserzy nie spotkali na swojej drodze prawdziwych uzdrowicieli dusz, a przy tym ludzi powikłanych, lecz zaradnych, dowcipnych, zaangażowanych… i w sutannach. Może decyduje wyczucie rynku – ogół widzów odczułaby nawet najlepiej zrobiony film o najprawdziwszych dobrych księżach jako nowy element osaczenia?
Kierując się wyczuciem rynku, Patryk Vega nakręcił karykaturę na temat lekarzy i zdobył sporą widownię – mniejszą jednak niż Palkowski. Nie, nie można mieć do Smarzowskiego pretensji, że zrobił "Kler", a nie sequel "Bogów" o kapłanach, bo nakręcił to, co chciał. Można za to skonstatować, że wyzwał na reżyserski pojedynek takiego odważnego, który z równą mocą przedstawi widzom inną prawdę o klerze. Kto podniesie rękawicę?
Reklama