Zgodnie z projektem ustawy o Funduszu Alimentacyjnym, do którego dotarł DZIENNIK, obowiązek płacenia na dzieci ma spadać na nowych partnerów rodziców. Czyli jeżeli nie chce płacić rozwiedziony ojciec lub matka - będzie musiał to za niego robić jego nowy partner czy partnerka. I to niezależnie od tego, czy żyją w konkubinacie, czy też wzięli ślub.

Do egzekwowania tego prawa mają być zaprzęgnięte urzędy skarbowe. Choć ustawa nie mówi, w jaki sposób państwo będzie sprawdzać, kto żyje z kim na kocią łapę. I w jaki sposób majątek będzie przeznaczany na spłatę alimentów.

Posłowie koalicji tłumaczą, że to rozwiązanie to jeden ze sposobów na zwiększenie ściągalności alimentów. Bo o tym, że rozwiedzeni ojcowie i matki często nie chcą płacić alimentów na swoje dzieci, wiedzą wszyscy, którzy zajmują się tym tematem. Polska ma dramatycznie niski poziom ściągalności takich długów. Jak twierdzą specjaliści, w państwach zachodnich alimenty płaci 80-90 procent rodziców, u nas zaledwie 10 procent. Skoro więc rodzice nie chcą płacić, pieniądze na utrzymanie dzieci daje państwo. Co roku przeznacza na to grube miliardy złotych. "Absurdalne jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy państwo płaci za kogoś, kto pracuje na czarno i twierdzi, że nic nie posiada" - tłumaczy Tomasz Latos z PiS.

Ale jak twierdzi były rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll, proponowane rozwiązania idą w złym kierunku. - Mam wrażenie, że projektodawca miał dobre intencje, ale nie liczył się z realiami - mówi DZIENNIKOWI Zoll. Pomysł już krytykują prawnicy i opozycja, nazywając go po prostu bublem prawnym.





Reklama