W mieście Mosul na północy kraju zamachowiec wysadził samochód wyładowany po brzegi materiałami wybuchowymi. Bombę zdetonował przed siedzibą jednej z kurdyjskich partii. Zginęło dziesięć osób, a 20 jest rannych.

Reklama

To jednak nie koniec tragicznego poranka. W mieście Bakuba napastnik wcisnął pedał gazu do oporu i wjechał autem w posterunek irackiej policji. Tam, podobnie jak w Mosulu, również zginęło dziesięć osób, tyle samo trafiło z obrażeniami do szpitali.

Coraz częściej zamachowcy śmiało wchodzą w pobliże najpilniej strzeżonego miejsca w Iraku, czyli "zielonej strefy" w Bagdadzie. To właśnie tam ma swoją siedzibę iracki parlament i rząd, tam również jest amerykańska ambasada. Tym razem terrorysta nie zdołał się przebić na teren strefy, ale odpalił ładunki bardzo blisko tego miejsca. Zginęły trzy osoby, a dziesięć jest rannych.

Terroryści, uderzając w "zieloną strefę", chcą pokazać, że za nic mają amerykańskie i irackie oddziały pilnujące tam bezpieczeństwa. To z kolei ma dowieść Irakijczykom, że Amerykanie to tygrys bez zębów, którego trzeba przepędzić, a lojalni wobec USA Irakijczycy to zdrajcy. Właśnie oni, m.in. iraccy policjanci, najczęściej są ofiarami ataków.

Reklama