NATO obawia się rosyjskiego potencjału nuklearnego. Sojusz jest przekonany, że zwiększa się prawdopodobieństwo jego użycia. Temat - jak ujawnił Reuters - jest przedmiotem dzisiejszego spotkania ministrów obrony państw NATO w Brukseli. Obawy są uzasadnione, rosyjski analityk już siedem lat temu opisywał scenariusz, w którym w wojnie z Ukrainą użyta zostaje bomba atomowa.

Reklama

ZOBACZ TAKŻE: ZSRR chciał zrobić broń biologiczną z eboli. Dziś Rosja chwali się szczepionkami >>>

Wybuch nad bagnami

Niedługo po szczycie NATO w Bukareszcie wiosną 2008 roku, na którym rozważano przyjęcie Ukrainy do Sojuszu - Igor Dżadan, ekspert ze stajni Gleba Pawłowskiego, który wówczas doradzał Kremlowi - prezentował hipotetyczną operację wojskową pod roboczym kryptonimem "Mechaniczna pomarańcza" na łamach magazynu "Russkij żurnał". Już w 2008 roku precyzyjnie opisywał zajęcie Krymu i dalszej agresji na wschodnią Ukrainę w razie, gdyby pomarańczowa ekipa zdecydowała się na wstąpienie do Sojuszu. Wymieniał nawet konkretne jednostki wojskowe, które miałyby w tej operacji wziąć udział. Wiele z nich rzeczywiście zostało zaangażowanych do okupacji Krymu.

Reklama

Najważniejsza jest jednak puenta "Mechanicznej pomarańczy". Dżadan pisze, że jej trzecią fazą (po Krymie i wschodniej Ukrainie), o ile Kreml zdecyduje się pójść na całość, może być marsz na Kijów. Na tym etapie wskazuje na konieczność zdetonowania nad rzeką Prypeć ładunku nuklearnego. Celem takiej demonstracji miałoby być zniechęcenie NATO do ewentualnego militarnego wsparcia Ukrainy i zastraszenie "rusofobów", czyli m.in. Polaków.

Zacytujmy fragment analizy Dżadana: "Demonstracyjne powietrzne uderzenie jądrowe w stratosferze w rejonie południowej części bagien nad Prypecią nie wyrządziłoby znaczących szkód, jeśli nie liczyć uszkodzenia linii energetycznych i sprzętów elektronicznych w promieniu 100 kilometrów. Byłoby za to widoczne w nienawidzącym "Moskali" Lwowie, a nawet w Polsce. Od razu otrzeźwiłoby to gorące głowy, jasno demonstrując zdecydowanie Kremla".

Atomowa gra na nerwach

Reklama

Największe obawy o rosyjski atom mają dziś Amerykanie. W opracowaniu Kongresu na ten temat czytamy: "Rosyjska koncepcja bezpieczeństwa narodowego coraz bardziej zależy od broni nuklearnej". Jak podaje Reuters, w tym roku rosyjska triada strategiczna ma otrzymać 50 nowych pocisków międzykontynentalnych, zdolnych do przenoszenia głowic atomowych. Modernizowana jest również taktyczna broń nuklearna.

Latem ubiegłego roku wojskowi grozili wpisaniem do doktryny wojennej zapisu rozszerzającego sytuacje, w których Rosja może użyć broni atomowej jako pierwsza. Nową doktrynę opublikowano w grudniu, jednak zapisy na ten temat nie zostały zmienione. Rosja jak dotychczas zastrzega sobie prawo do użycia broni "A" nie tylko w razie analogicznej napaści ze strony wroga, ale i w sytuacji "ataku konwencjonalnego, który zagraża istnieniu państwa". Takie sformułowanie pozostawia duże pole do interpretacji, czym jest zagrożenie dla istnienia państwa.

Wariant zastosowania broni atomowej był testowany przez Rosjan podczas manewrów Zapad-2013, które oficjalnie były "ćwiczeniami antyterrorystycznymi". Z kolei w drugiej połowie 2014 roku - o czym pisał "DGP" (CZYTAJ TUTAJ >>>) - wszyscy oficerowie wojsk rakietowych zostali przeszkoleni na okoliczność odpalania rakiet z głowicami jądrowymi. Resort obrony planował, że każdy z żołnierzy przećwiczy na symulatorze identycznym z warunkami bojowymi około tysiąca takich uderzeń.

CZYTAJ WIĘCEJ: Czy Zachód dostarczy broń Ukrainie? "Dla Rosji to byłby pretekst" >>>