Ukłon ów stanowił element politycznej mrzonki o zniesieniu różnic społecznych, ogniwo umacniające "sojusz robotniczo-chłopski". Przy okazji propaganda podsycała w społeczeństwie płomyk słusznej ideologii.

W pierwszej połowie lat 50. w ramach Ruchu Łączności Miasta ze Wsią nasiliły działalność specjalne brygady fabryczne, które miały ułatwiać chłopom zakładanie spółdzielni produkcyjnych. Grupy robotników z niezastąpionymi agitatorami docierały rozklekotanymi ciężarówkami do najdalszych zakątków kraju i, krążąc od wsi do wsi, oferowały pomoc w rozwiązywaniu lokalnych problemów. Gdy udawało się zdobyć zaufanie przedstawicieli miejscowej "gromady", robotnicy wprowadzali pod strzechami pewne usprawnienia, pracowali na rzecz całej społeczności - remontując maszyny i narzędzia, naprawiając sprzęt domowy, pomagając w zakładaniu spółdzielczych obór, stajni i chlewni. Dla przełamywania lodów i wzajemnych uprzedzeń proponowano zespołowe zagospodarowywanie ugorów. Wspólne przedsięwzięcia miały przekonać niezdecydowanych o wyższości zakładanych spółdzielni nad indywidualnymi formami gospodarki. Intencją władz było także "rozkułaczenie" wsi. W trakcie pilnych prac polowych zmuszano bogatszych chłopów do pożyczania biedocie zaprzęgów, maszyn i narzędzi. Dochodziło też do tego, że robotnicy wędrujący po wsiach rekwirowali rzekomo ukrywane przez kułaków zboże, triumfalnie nagłaśniając całe zdarzenie. Tego typu ingerowanie w uświęcone tradycją stosunki na wsi napotykało opór większości mieszkańców, władza potrafiła jednak stosować politykę kija i marchewki. Kija nigdy nie wypuszczała z garści, musiała tylko znaleźć odpowiednią marchewkę…

Reklama

Marchewka dla chłopa

Najskuteczniejszą formą zjednywania sympatii chłopów były niedzielne występy zakładowych grup artystycznych przyjeżdżających na wieś z większych ośrodków przemysłowych. Orkiestry, trupy teatralne i zespoły chóralne dowożono ciężarówkami. Wcześniej komitety fabryczne wspólnie z artystami dobierały określony repertuar, który miał trafić w gusta odbiorców. Przeważała tematyka ludowa. Dużym powodzeniem cieszyły się występy folklorystycznych zespołów tanecznych. Często odbywały się w otwieranych wiejskich świetlicach, których dalsze losy powierzano "przyczółkom" PZPR na prowincji - spółdzielniom Samopomocy Chłopskiej. Przez pewien czas prowadzono w nich m.in. walkę z analfabetyzmem, urządzano biblioteczki gromadzkie, w których obok pozycji o tematyce rolniczej znajdowała się nieodzowna literatura marksistowska. Opiekę nad nimi roztaczał postępowy ZMP-owiec lub odpowiednio "światły" nauczyciel. W 1952 roku w całej Polsce działało około 3000 zakładowych ekip związanych z masowym Ruchem Łączności Miasta ze Wsią. Jednak ich działalność na polu kulturalno-oświatowym przynosiła nikłe rezultaty. Wizytatorzy zwykle słabo orientowali się w miejscowej kulturze i zwyczajach wsi na trasie objazdu. Niechęć społeczności wiejskiej do "obcych" niekiedy wynikała również z obrazoburczych praktyk przyjezdnych na tle religijnym i obyczajowym miejscowych. Ekipy często składały się z przygodnie dobieranych robotników, dla których wyjazd na wieś był okazją do nabycia produktów rolnych. Na miejscu jednak nierzadko urządzali libacje i wyśmiewali się z chłopów wychodzących z kościoła. Zdarzało się, że "aktorzy" spektaklu ośmieszającego pijaństwo urządzali po występie huczne popijawy. Dochodziło do awantur i bijatyk.

Reklama

Zobacz całą kolekcję "Historia PRL" na LITERIA.pl i daj się porwać pasjonującym opowieściom >>>

Kino na kółkach

Jedną z najbardziej atrakcyjnych form masowego ukulturalniania było kino. Pod koniec lat 40. i w pierwszej połowie lat 50. rozpoczęła się wielka "kinofikacja". O ile w miastach istniała już sieć stałych kin, to budowanie we wsiach sal kinowych byłoby dla państwa przedsięwzięciem zbyt kosztownym. Tę lukę miały zapełnić kina objazdowe, wyświetlające filmy dla małomiasteczkowej i wiejskiej publiczności w świetlicach, domach kultury lub na wolnym powietrzu. W 1950 roku w Polsce było 1376 kin, na prowincji stałą działalność prowadziło 558 tego typu placówek, a po wsiach krążyło 207 kin objazdowych. Na ich kierownikach ciążyła odpowiedzialność za prowadzenie kasy i kolportaż ulotek propagandowych. Do obowiązków ekip wozów kinowych należało nie tylko dbanie o prawidłowy przebieg seansu i stronę techniczną powierzonego im sprzętu, ale również "efekty specjalne", jak dekorowanie samochodu czerwonymi i biało-czerwonymi sztandarami i chorągiewkami. Seanse na wsi były prawdziwym sprawdzianem wytrzymałości sprzętu i ludzi. Samochody eksploatowane na polnych wyboistych drogach wymagały częstych przeglądów. Zimą śnieżne zaspy skutecznie utrudniały organizowanie seansów. Innym zmartwieniem były ciągłe kłopoty z paliwem, brak bazy noclegowej i nierzadko złej jakości kopie przeznaczone do projekcji w wiejskich świetlicach, w których unoszący się dym chłopskiej machorki nierzadko przesłaniał ekran.

Reklama

"Wielka łuna" w kino-klubie

Inna sprawa, że nie zawsze było co pokazywać. Z jednej strony lansowano kino bratnich narodów, choćby podczas corocznych listopadowych Dni Filmu Radzieckiego. Z drugiej strony krajowa kinematografia przeżywała stagnację. Zrealizowała w 1952 roku zaledwie cztery produkcje: "Młodość Chopina" Aleksandra Forda, "Pierwsze dni" Jana Rybkowskiego, "Załogę" Jana Fethkego oraz "Gromadę" Jerzego Kawalerowicza i Kazimierza Sumerskiego. W zasobach kin objazdowych oprócz filmów pełnometrażowych znajdowały się odcinki Polskiej Kroniki Filmowej. Ich tematyka z końca 1951 roku dokładnie obrazuje rodzaj oferty przeznaczonej dla masowego odbiorcy: "Żołnierz polski na straży pracy narodu", "Załoga WZPO sądzi przestępców", "Listonosze wiejscy", "Plac Dzierżyńskiego - piękny fragment naszej stolicy" lub "Artyści kirgiscy wystawiają operę na pastwiskach". Niemniej kino objazdowe kwitło.

Jak wielką wagę przywiązywały władze do tego wpływowego medium, świadczą nowe pomysłowe sposoby docierania do widza. W 1953 roku powstało w PRL-u pierwsze kino wagonowe. Jego organizatorzy zadbali o wszelkie wygody publiczności i obsługi. Dyrekcja Okręgowa Kolei Państwowych w Warszawie przeznaczyła na ten cel elegancki wagon. Ten nowoczesny "kino-klub" na szynach miał 48 miejsc siedzących i 10 tzw. dostawczych. Do zaplecza "widowni" został podczepiony wagon osobowy ze stołówką przeznaczony dla obsługi. Trzon załogi unikatowej kolejowej sali kinowej stanowił kierownik, operator i konwojent. Pierwszą podróż "wagonu-świetlicy" zainaugurował cykl seansów na trasie Warszawa-Rogów, z uwzględnieniem projekcji na bocznicach stacji kolejowych. Podczas dwóch seansów dziennie kolejarze i mieszkańcy miejscowości na trasie objazdu mogli za darmo oglądać głównie produkcje radzieckie, jak np. "Wielką łunę" gruzińskiego reżysera Mikaela Cziaurelego.

Literackie wędrówki terenowe

Podczas uroczystego otwarcia radiostacji wrocławskiej 16 listopada 1947 roku Bolesław Bierut wygłosił przemówienie dotyczące nowych koniecznych reform związanych z upowszechnianiem kultury. Zdaniem mówcy ówczesna literatura nie nadążała za szybkim i potężnym nurtem dzisiejszego życia, wciąż tkwiąc uparcie w tematyce wojenno-okupacyjnej. Odtąd natomiast wszelka twórczość miała odkrywać rzeczywiste potrzeby kulturalne milionowych rzesz "ludu pracującego miast i wsi". Nowy model komunistycznej polityki kulturalnej szczególnie przybrał na sile podczas realizacji założeń gospodarczego planu sześcioletniego. Organizowane przez władze od 1950 roku tzw. studia terenowe dla pisarzy miały za zadanie przybliżyć im życie mas pracujących. By zachęcić jak największą liczbę uczestników "warsztatów", Ministerstwo Kultury i Sztuki oferowało zainteresowanym paromiesięczne stypendia. W skład oddziałów "terenowców" wchodzili z reguły młodzi literaci. Nie brakowało jednak w ich szeregach także autorów z uznanym dorobkiem, np. Heleny Boguszewskiej, Adolfa Rudnickiego, Marii Dąbrowskiej. Wyjazdom, których miejscem przeznaczenia z reguły były większe ośrodki przemysłowe, towarzyszyły regularne akcje objazdowe okolicznych miasteczek i wsi, w których organizowano wieczory autorskie, spotkania z udziałem pisarzy w świetlicach wiejskich i zakładowych oraz urzędach. Literaci docierali do kopalni, małych elektrowni rzecznych i na wielkie budowy.

Najtrudniejsze warunki do zdobywania rzetelnych materiałów do "terenowych badań" panowały tradycyjnie w pegeerowskich wsiach. Miejscowi niechętnie zwierzali się z codziennych bolączek. Pojawienie się literata na progu swojego domostwa traktowali jako niepotrzebne zawracanie głowy. Niemniej owocem tych terenowych akcji literackich było wiele tendencyjnych utworów, zgodnych z obowiązującym wówczas duchem socrealizmu, takich jak "Obywatele" Kazimierza Brandysa, "Pamiątka z Celulozy" Igora Newerlego, "Traktory zdobędą wiosnę" Witolda Zalewskiego czy "Przy budowie" Tadeusza Konwickiego.

Krzewienie kultury fizycznej

W latach 50. ruszyła z impetem ogólnopolska kampania krzewienia kultury fizycznej wśród młodzieży wiejskiej. Tego typu przedsięwzięcia miały jednak charakter tymczasowy. Grupy sportowców z miejskich klubów wysyłane wraz z instruktorami na wieś urządzały na miejscu jedynie pokazowe mecze piłkarskie, walki bokserskie czy zapaśnicze. Były to akcje o charakterze ewidentnie propagandowym. Nad głowami rywalizujących zawodników powiewały czerwone transparenty z hasłami w stylu: "Budujemy nowy sport socjalistyczny". Obecne przy tym służby medyczne przeprowadzały wśród mieszkańców podstawowe badania. Po zakończeniu imprezy życie na wsi wracało na utarte koleiny.

Jedynym echem wydarzeń organizowanych w ramach akcji objazdowej były nowo zakładane kółka Ludowych Zespołów Sportowych (LZS) dla młodzieży oraz niewielkie kluby sportowe, praktycznie pozbawione jakiejkolwiek bazy treningowej i środków do prowadzenia statutowej działalności. W skromnych klubowych magazynkach znajdowała się jedynie niewielka liczba "cennych darowizn", np. w postaci piłek wykorzystywanych później do organizowania meczów na pobliskim ugorze. Większe tymczasowe inwestycje, jak powstające w tym czasie obiekty sportowe, ulegały stopniowemu zniszczeniu, zwykle z powodu nikłego zainteresowania. Duża część takich boisk i wiejskich stadionów została z czasem zaorana.

Trasa M - W

W 39. numerze "Filmu" z 1952 roku pod nagłówkiem "Z naszej wsi wszędzie dojść można" pisano: "Najdłuższa, najpotrzebniejsza i najpiękniejsza trasa, jaką budujemy w kraju, to trasa M-W. Cóż to za trasa - zapytacie - którędy ona przebiega, co ze sobą łączy? Przebiega ona przez nasze serca, łączy ona nasze dłonie we wspólnej pracy - to trasa braterskiego współżycia Miasta ze Wsią. Doniosłe zmiany niesie chłopom sojusz z robotnikami. Za traktorem, światłem elektrycznym, książką i gazetą przyszło na wieś kino. Jeszcze przed kilku laty chłop nie wiedział, jak wygląda ekran. Dziś jest już przeszło 1000 kin wiejskich i obejmują one swoim zasięgiem 5 milionów mieszkańców wsi. [...] w końcu planu 6-letniego [...] 16 milionów obywateli PRL, którzy w swej masie odcięci byli od możliwości korzystania ze zdobyczy kulturalnych, będzie mogło oglądać wartościowe filmy. Oto jedno z największych osiągnięć naszej rewolucji kulturalnej."

Armia polowa higienistek

Intensywnemu krzewieniu kultury fizycznej w latach 50. towarzyszyła wielka rządowa akcja propagowania higieny ciała w najbardziej nawet oddalonych wioskach, niejednokrotnie pozbawionych kontaktu z resztą świata. Do walki z powszechną próchnicą i szerzącymi się chorobami zakaźnymi skierowano setki ambulansów dentystycznych i lekarskich. Był to kolejny powód do dumy władz zorientowanych na popularyzowanie idei sojuszu miasta i wsi. Choć, jak wiele innych propagandowych działań, była to akcja doraźna, której nie towarzyszyły udoskonalenia systemu służby zdrowia.

Fascynującą kolekcję o czasach PRL-u znajdziesz w sklepie LITERIA.pl >>>