Zawiniła prawdopodobnie pielęgniarka, która trochę z gapiostwa, trochę z przyzwyczajenia podała mu zakazany lek. W gabinecie leżał przypadkiem. Z domu przyniósł go lekarzom poprzedni pacjent. "My tego leku już nie podajemy, używamy jedynie hydrokortyzonu. Tam, w gabinecie, leżało kilka ampułek, które przyniósł jeden z pacjentów" - mówi dziennikowi.pl Stanisław Bartoszewicz, lekarz-pediatra z brodnickiej przychodni ALFA. Tego dnia nie było go w ośrodku, przechodził poważną operację i rozmawiał z nami z domu, z łóżka.

"Dzwoniłem do przychodni i z tego co rozumiem, to był głupi wypadek. Ten pan dostał corhydron, ale z zupełnie innej serii niż ta skażona. Rozmawiałem z lekarką w szpitalu, która opiekuje się pacjentem i ona mi powiedziała, że mężczyzna zasłabł, ale nie po corhydronie. To naprawdę była głupia pomyłka, ta pielęgniarka, która podała lek musiała to zrobić z przyzwyczajenia... przecież podawała go tyle lat." - martwi się pan Bartoszewicz.

Reklama

Życiu mężczyzny nic już nie zagraża. Policjanci zatrzymali dokumentację medyczną pacjenta z przychodni i znalezione tam opakowania corhydronu. "To pierwszy przypadek w Polsce użycia corhydronu od chwili, gdy lek ten został wycofany z użytku na początku listopada" - mówi dziennikowi.pl rzecznik policji w Bydgoszczy Jacek Krawczyk. Policja bada sprawę, być może potwierdzi wersję, którą znamy od pana Bartoszewicza.