p

Maciej Nowicki: Gośćmi kolejnej "Debaty Dziennika" są Alain Finkielkraut, jeden z największych współczesnych filozofów i Paweł Śpiewak, wybitny historyk idei, autor m.in. "Pamięci po komunizmie", bardzo ważnej książki poświęconej rozliczeniom z tym systemem w Polsce.

Alain Finkielkraut nie przestaje podkreślać, że oczarowani ideologią zmiany, wizją nowoczesności całkowicie wyzwolonej, straciliśmy wszelkie więzy z tradycją, wszelkie zobowiązania wobec własnego dziedzictwa. Innymi słowy, żyjemy w czasach, w których teraźniejszość zdominowała inne epoki ludzkiej historii. To samo jego zdaniem można powiedzieć o Europie - jej znakiem rozpoznawczym stała się radykalna pustka, unieważnienie własnej historii, geografii i cywilizacji. Rozmawiałem z Alainem Finkielkrautem wkrótce po odrzuceniu przez Francuzów Traktatu Konstytucyjnego. Sam wtedy, po bardzo długim wahaniu, zagłosował na "tak". Powiedział mi wówczas, między innymi, że Europa nie narodziła się w Auschwitz, że twierdzenie, że Europa narodziła się w Auschwitz oznacza w gruncie rzeczy, że może się ona narodzić wyłącznie z rozwodu z samą sobą. Krytykował sytuację, w której krytyka pamięci narodowej przyjmowała zupełnie szalone rozmiary. To zbyt piękny prezent zrobiony Hitlerowi, ironizował. A potem nagle zaczął mówić o tym, że dla niego samego - podobnie jak dla całego pokolenia uformowanego przez Maj 1968 - słowo "Europa" przez bardzo długi czas nie posiadało żadnego właściwie znaczenia. Do czasu spotkania z "Solidarnością" i środkowoeuropejskimi dysydentami. "Europa była dla nas rzeczywistością zarazem oswojoną i odległą. To było jak refreny piosenek słyszane po raz setny w radiu - znaliśmy to na pamięć, ale mieliśmy poczucie, że to nas nie dotyczy. I nagle Patoc·ka, Kundera, >>Solidarność<< i inni żyjący pod komunizmem wytłumaczyli nam, że jesteśmy depozytariuszami Europy i że chce się nam tę Europę porwać. Niestety wkrótce potem wszystko się wypaliło, ta świadomość wypaliła się wraz z komunizmem". I to jest pierwszy temat naszego spotkania: chciałbym, żeby Alain Finkielkraut powiedział czy to antytotalitarne dziedzictwo cokolwiek dla nas jeszcze dzisiaj znaczy? Czy jeśli się wypaliło tak nagle, to może nie znaczy po prostu nic? Może wszystko sprowadza się po prostu do tego, że nie byliśmy w stanie wyciągnąć z niego żadnej lekcji? I od razu drugie pytanie: Jak pan ocenia rozrachunki z komunistyczną przeszłością w dzisiejszej Polsce?

Alain Finkielkraut*:
Gdzie jesteśmy obecnie? Czy mentalność totalitarna sama w sobie zatarła się? Sądzę, że w dzisiejszej Francji myśl totalitarna ma się zupełnie dobrze. Wymienię tu choćby takie osoby jak Alain Badiou, Etienne Balibar, Jacques Rancie`re, wreszcie Antonio Negri, który jest filozofem bardzo francuskim i bardzo obecnym we Francji. Ci ludzie mają ogromny wpływ na francuskie myślenie, a ich cechą wspólną jest radykalna postawa lewicowa i charakterystyczna dla totalitaryzmu chęć całkowitego zapanowania nad historią. I jednocześnie wiara, że historia jest wszystkim, że nie istnieje nic, co poza nią wykracza. Alain Badiou wydał pasjonującą książkę zatytułowaną Le Siecle (Wiek) o XX wieku, w której pisze, że ten wiek charakteryzuje pasja rzeczywistości. Pisze on ponadto, że XX wiek obstawia cyfrę rzeczywistości, którą jest dwójka. Dwa obozy, dwie siły, dwa bloki. To wtedy, kiedy można sprowadzić rzeczywistość ludzką do ścierania się dwóch sił, ocieramy się o rzeczywistość. Jest to coś, co Leszek Kołakowski - wybitny Polak, któremu udało się wyprowadzić nas z pokusy totalitaryzmu - określa jako szantaż lub schemat jedynej alternatywy. Obecnie, to gwałtowne ścieranie się dwójek wyraża się inaczej niż to miało miejsce w latach 50. Wiara w rewolucję komunistyczną zniknęła. Dyskurs dwójkowy nie ma już wymiaru komunizmu, lecz antyrasizmu. Antyrasizm jest komunizmem XXI wieku. Główne założenie antyrasizmu to redukcja wszystkiego do dwóch sił i uznawanie za rasistowskie wszystkiego, co daje wiarę istnieniu narodów i rzeczywistości granic państwowych. To dyskurs, w którym mówi się, że są dwa rodzaje ludzi - posiadający papiery i ci bez papierów. Użycie tych nazw ma pokazać, że zróżnicowanie między jednymi a drugimi wynika z czystej konwencji, z przystawionej pieczątki, z decyzji biurokratycznej, z tego, co arbitralne. Nadając francuskości jakąś inną treść, popadamy podobno w ksenofobię i rasizm. W trakcie kampanii wyborczej Nicolas Sarkozy mówił na temat tożsamości narodowej, a dziennik Le Monde przedstawił go na rysunku w opasce z napisem IN, aby zrobić z niego kogoś w rodzaju Le Pena noszącego opaskę z literami FN. FN jak Front Narodowy oraz IN jak identité nationale (tożsamość narodowa)... Ten dyskurs poniósł klęskę.Nie wolno nigdy zapominać, że Francja to kraj Robespierre'a. Jej chwałą i jednocześnie nieszczęściem jest to, że stała się demokracją poprzez rewolucję. Chwałą, gdyż jest to wielkie wydarzenie, mające wielki ładunek uniwersalny. Nieszczęściem, gdyż Francja uporczywie powiela gest, legendę rewolucji. Również dziś są we Francji Robespierre'owie mówiący w imię liczby dwa: Polityka to walka ludzkości z jej wrogami.

To jest jednak problem francuski. W Polsce radykalna lewica jest znacznie słabsza. Nie mamy odpowiednika robespierrowskiej trójcy: Badiou, Rancie`re, Balibar. Problem ideologicznego antyrasizmu w znacznie mniejszym stopniu nas dotyczy - Polska jest krajem homogenicznym narodowo, nie ma tu problemu potężnej i jednocześnie źle asymilującej się imigracji. Można zresztą zaryzykować stwierdzenie, że na tym polega zasadnicza linia podziału między starą a nową Europą. Pierwsza zastanawia się, jak poradzić sobie z imigracją, druga zastanawia się, co zrobić z komunistyczną przeszłością. I jedna drugiej nie rozumie.

AF: To prawda, w Polsce nie ma tej quasi-strukturalnej lewicowości. Jest jednak coś innego, co mnie ogromnie niepokoi. Proszę pozwolić, że wyłożę kawę na ławę. Snuję na ten temat refleksje od dawna, czytałem Miłosza, czytałem Kunderę, znam trochę Polskę, znam Czechy, znam dzieła literackie i działalność polityczną Václava Havla. Napawa mnie grozą ostatnia kampania lustracyjna, która rozpętała się w Polsce. Przynajmniej ta ostatnia. Bardzo długo się nad nią zastanawiałem. Wiem, że Havel przeciwstawiał się lustracji, wiem, że wielu dysydentów w Polsce i w Czechach, wielu ludzi, którzy spędzili całe lata w więzieniu, podchodzą do lustracji z wielką nieufnością. Czuję się spadkobiercą tej nieufności. Rozmawiałem o tym przed chwilą z osobą, która towarzyszyła mi w Muzeum Powstania Warszawskiego. Powiedziała, że jest przychylna lustracji i dodała: Mamy prawo do prawdy. Tylko czy postawienie młodych pokoleń w takim położeniu może pomóc im w zrozumieniu tego, co się wydarzyło, nauczyć ich czegoś o totalitaryzmie? Co z tego, że staną się biernymi lustratorami... Prawda nie jest rzeczą łatwą! Sam fakt, że dwójka nie jest cyfrą wielkiej rzeczywistości, a cyfrą wielkiego kłamstwa, nie mówi nic innego. Jeśli istnieje pluralizm ludzki, istnieją też rzeczy niewytłumaczalne, nieredukowalne i niejednoznaczne. Co działo się, kiedy taki czy inny polski biskup pisał raporty, żeby móc wyjechać za granicę? Co pisał w swoich raportach? Czy te raporty były uczciwe? A może celowo poprzekręcane? A może w całości spreparowane? Czy miały one naprawdę przeraźliwy wpływ na życie innych ludzi? Jak odróżnić prawdziwych łajdaków? Młodzi nieprzejednani ludzie uwierzą, że sądzenie jest łatwe, gdyż młodzież jest spontanicznie manichejska, jest najlepszym materiałem dla totalitaryzmu. Totalitaryzm pożąda młodego pokolenia właśnie dlatego, że jest ono nieprzejednane.

Czy nie sądzi pan, że taka argumentacja idzie zbyt daleko w swym zamiarze ocalenia młodych dusz? W sumie sprowadza się do jednego - to temat zbyt trudny, młodzi tego nie zrozumieją, są nieprzygotowani i zbyt porywczy. Odmawia im pan prawa do próby konfrontacji z prawdą. Nie jestem pewien, czy to jest najlepsza metoda wychowawcza. Choć oczywiście nie jestem tak naiwny, by sądzić, że wyjdą z niej wyłącznie zwycięsko... Ale czy to oznacza, że nie należy nawet próbować? I dlaczego mamy ich bronić właśnie przed lustracją, a nie wszelkimi innymi zagrożeniami dorosłego życia?

AF:
Dwa przykłady w takim razie. Pierwszy pochodzi z książki Primo Leviego - człowieka ocalonego z Auschwitz, który po 40 latach od tego wydarzenia, na dosłownie rok przed śmiercią, publikuje swoje wspomnienia z tamtego okresu. Ta nadzwyczajna książka nosi tytuł Pogrążeni i ocaleni. Jest w niej rozdział Szara strefa, w którym Levi ukazuje brak zrozumienia ze strony młodzieży, z jakim spotkał się, gdy mówił w szkole o obozie koncentracyjnym. Ci młodzi ludzie nie okazali żadnego współczucia. Jeden z nich poprosił o wyjaśnienia co do mapy obozu. Sporządził szkic i pod koniec lekcji pokazał Leviemu, w jaki sposób można było uciec.

Drugi przykład, który bardziej dotyka lustracji, to znakomita powieść Wszystko płynie Wasilija Grossmana. To książka o powrocie do Moskwy, do Leningradu po 20 latach zesłania. Jest tam rozdział o donosicielach, można rzec cała typologia donosicieli: Judasz nr 1, Judasz nr 2, Judasz nr 3... Potępienie okazuje się rzeczą niezwykle trudną, nawet jeśli chodzi o najgroźniejszego ze wszystkich ludzi. Jeden z Judaszy donosił bardzo aktywnie, ale całe życie żył w strachu, gdyż pochodził z rodziny mieszczańskiej, a chciał dołączyć do nowego świata. Inny Judasz, najgorszy, donosił w najbardziej przerażającym roku 1937. Był totalitarny na wskroś. I ten najgorszy z Judaszy żył w makabrycznej nędzy. Autor wcale nam nie mówi, że trzeba ich usprawiedliwić, nawet na sekundę! Chodzi tylko o to, co Levi nazywa impotentia iudicandi, niemożność osądzania. Osądzajcie, ale z opóźnieniem. I nie zaczynajcie robić tego od manicheizmu. Dlaczego tak właśnie mówią ocaleni? Ponieważ dwójka to cyfra totalitaryzmu, a manicheizm to sposób myślenia, w którym totalitaryzm kwitnie. Oto dlaczego jestem zaniepokojony lustracją, bo wydaje mi się, że osądzając, przedłużamy częściowo istnienie jego ducha.

Tylko, że to nadal nie wyczerpuje problemu. Paweł Śpiewak nie jest ani wściekłym młodzieńcem, ani uczniem Alaina Badiou. Był opozycjonistą. Jest rozważnym liberałem. Rozumie zagrożenia związane z postawą radykalną. A mimo to konsekwentnie opowiada się za lustracją....

Paweł Śpiewak*: Nie chciałbym mówić o lustracji tak długo, i tak gorąco jak Alain Finkelkraut. Chciałbym zacząć drobną uwagą a propos nazwania cyfry dwa liczbą znamionującą totalitaryzm. Dla mnie, czytelnika Biblii, jest ona niezwykle ważna: wszystkie litery hebrajskiego alfabetu, którym napisany jest Stary Testament, są jednocześnie znakami liczbowymi. Pierwszą literą, od której zaczyna się Biblia - musimy o tym pamiętać - jest litera B, czyli inaczej Bet, co po hebrajsku oznacza również słowo dom. Otóż litera B jest też cyfrą 2, czyli cały świat zaczyna się od podzielenia, od cyfry dwa.

Mam wrażenie, że odpowiadając na pytanie postawione przez pana Nowickiego, pytanie o lekcję totalitaryzmu, musimy przywołać dwie najważniejsze debaty, jakie toczyły się w Polsce w ostatnich kilkunastu latach - debatę o Jedwabnem i debatę o lustracji. W debacie o Jedwabnem kryła się debata o bardzo wielu sprawach. To był dwugłos o polskim antysemityzmie, o relacjach między sąsiadami, o przemocy, o milczeniu, które trwało ponad sześćdziesiąt lat. Była to wreszcie, czy przede wszystkim, debata o polskiej tożsamości narodowej, debata, w której został zakwestionowany mit polskiej niewinności, czyli podstawowy mit określający naszą zbiorowość. Debata o lustracji trwa bardzo długo, bo od 1992 roku. I znowu, nie jest to tylko debata o lustracji, lecz również o pamięci komunizmu, o rozliczeniu z przeszłością, o wiarygodności osób, które wtedy wiązały swój los z PRL-em, o nienawiści w mowie publicznej, a także debata o manicheizmie. Stanowiska, jakie ukształtowały się w roku 1992, emocje, które tym powodowały, świadczą, że choroba manicheizmu dotyczy obu stron konfliktu. Wypowiedzi w Gazecie Wyborczej z tego okresu mają wszelkie cechy manichejskie. Każdemu, kto bronił lustracji odbierano jakiekolwiek prawo do mówienia o demokracji, o niepodległości, o wolności. I była druga strona, która w tym samym manichejskim duchu mówiła, że każdy, kto jest przeciw lustracji musi mieć coś na sumieniu, coś skrywa i boi się prawdy, ba, chroni dawnych esbeków.

Czy pana zdaniem istniał jakiś związek między debatą o Jedwabnem a debatą o lustracji?

PŚ:
Zwolennicy mówienia o Jedwabnem byli zazwyczaj bardzo ostrożni, jeśli chodzi o problematykę lustracji. Jednocześnie zwolennicy lustracji, byli często bardzo ostrożni, jeśli chodzi o Jedwabne. Zastanawiam się, dlaczego taki podział powstał. Mam wrażenie, że te dwie wielkie debaty pokazały obecność dwóch wielkich obozów politycznych czy ideowych w Polsce, obozów, które zupełnie różnie definiują swą tożsamość. W rezultacie mamy lewicę demokratyczną czy też tradycję demokratyczną przeciwko myśli antytotalitarnej. Kiedy mówię o postawie demokratycznej, mam na myśli, że jest to ideologia, w której centralną kategorią jest problem praw człowieka. W Jedwabnem, powiada się, zabite zostało człowieczeństwo, zostały zabite prawa człowieka. Postawa demokratyczna podkreśla przede wszystkim wymiar wolności, walki z rasizmem, z nietolerancją, z klerykalizmem, z wszelkimi formami stereotypu narodowego czy stereotypu religijnego dzisiaj oraz w przeszłości. Ta postawa, obecna w wielu mediach, które utożsamia się czasami z lewicą, czy których w każdym razie na pewno nie kojarzy się z prawicą, ma przeciwko sobie nurt, który nazywam nurtem antytotalitarnym. Pojęcie antytotalitarny w polskiej debacie ma trzy wymiary. Pierwszym jest próba narzucenia ideologicznie skonstruowanego, utopijnego wzorca na rzeczywistość społeczną. Czyli w pewnym sensie totalitaryzm jest tożsamy z rewolucyjną przemocą. Istotą totalitaryzmu jest idea rewolucji przeciwko tradycji, przeciwko historyczności, przeciwko zakorzenionemu w długim czasie narodowi. Drugi wymiar doświadczenia totalitaryzmu w Polsce to idea, którą po rosyjsku nazywa się pieriekowką dusz, przekuciem dusz ludzkich. To próba zmiany tożsamości ludzkiej i odebrania jej wymiaru duchowego. Trzeci wymiar tego sporu to wymiar zmiany moralności. Totalitaryzm narzuca nową jedność moralną, nową moralność społeczną, wywraca starą moralność do góry nogami. Ma w sobie coś relatywistycznego.Te debaty, które ujawniły zasadnicze różnice ideowe, ujawniły także to, że w Polsce historia nie chce stać się historią. Mord w Jedwabnem, dla mnie i dla wielu ludzi, stał się częścią własnej osobowości. Ten spór był tak dramatyczny, tak bolesny, że nikt, kto w nim uczestniczył, nie mógł powiedzieć to mnie nie obchodzi, to nie jest moja sprawa. I również spór o lustrację jest takim żywym sporem, w którym chodzi o teraźniejszość, o ustanowienie państwa, o odpowiedzialność za komunizm.

Ten spór musi być bardzo żywy, ponieważ nakłada się na bardzo silne konflikty polityczne...

PŚ: To, że nasze debaty wokół czasów totalitaryzmu, wokół zbrodni ludobójstwa nie są i nie mogą stać się historią, pozostają ciągle naszą teraźniejszością, wynika nie tylko z tego, że przemawiają za nami różne racje polityczne. W istocie, kryje się za nim bezbronność.Jesteśmy bezradni trochę tak, jak bezradna jest filozofia polityczna, która notuje wagę doświadczenia Auschwitz, dostrzega dramat ludobójstwa, opisuje hitleryzm i stalinizm, ale w istocie nie jest w stanie zaproponować całościowej interpretacji tego zjawiska. Świetnie pisał o tym Pierre Manent, stwierdzając, że wiek XX nie przedstawił wyczerpującej odpowiedzi na wydarzenia, mimo że były one najbardziej radykalnego rodzaju: wyniszczające wojny światowe, bestialskie tyranie, mordercze rewolucje. Rodzi się w związku z tym pytanie, dlaczego z jednej strony nie możemy się z tej przeszłości wyzwolić, a z drugiej nie potrafimy wyciągnąć z niej żadnej lekcji, nie potrafimy znaleźć dla niej właściwego określenia.Pomocna w interpretacji jest dla mnie analiza pamięci, którą znajduję w esejach Fryderyka Nietzschego. Powiadał on, że historia jest pisana przez dwa rodzaje pamięci. Pierwszy nazywa pamięcią monumentalną, drugi - pamięcią krytyczną czy też pamięcią poniżenia. Pamięć monumentalna to taka pamięć, która podkreśla znaczenie ludzi aktywnych, mocnych, walczących z przeznaczeniem. Afirmuje siłę i gotowość walki z losem. Pamięć poniżenia nie buduje zaś życia, tylko je niszczy i zabija pragnienie jego odnowienia. Pierwsza pamięć pozwala czasem upraszczać fakty. Ma moc oczyszczania i budzenia nadziei. Druga dotyczy losu osób, które pozostały osamotnione wobec ślepej przemocy, tyranii wydarzeń. Nie ma w niej pocieszenia. Ten rodzaj wiedzy nie uzupełnia natury, nie wzbogaca jej. Opisuje śmierć milionów ludzi z głodu na Ukrainie, masowe mordy w Afryce, to, co dzieje się teraz w Darfurze, Holocaust w czasie wojny światowej. Żadne kategorie etyczne nie są w stanie rozświetlić tego, co się wtedy stało, i pojąć ludzi, którzy tam byli. Nie ma żadnych moralnych pouczeń, jakie z tych doświadczeń moglibyśmy wyciągnąć. Między naszym światem a tamtym jest przepaść. Musimy oceniać te wydarzenia - to nasz podstawowy obowiązek - ale nie jesteśmy w stanie odnaleźć w nich jakichś praktycznych, moralnych wskazań. Zresztą nie wolno nam moralizować w kontekście takich wydarzeń, nie wolno ich przesłaniać ideologią czy mitem. Historycy - pisał o tym Lawrence Langer - powinni stale bronić się przed pokusą mitotwórczą. I w tym znaczeniu wydaje mi się, że doświadczenie totalitarne, dokładniej wydarzenie masowych śmierci, jest doświadczeniem, z którego - to zabrzmi strasznie - nic praktycznego nie wynika dla naszej teraźniejszości poza nakazem poznawania i badania przeszłości. Wobec tych doświadczeń, zapisanych w tysiącach opowieści, jesteśmy bezradni i zrozpaczeni.

Paweł Śpiewak powiedział, że z doświadczenia totalitarnego nic nie wynika, ale powiedział też drugą rzecz, którą spróbuję powtórzyć w prosty, wręcz karykaturalny sposób: Ponieważ nie potrafimy z niego wyciągnąć żadnych wniosków, ono wciąż do nas powraca, jest naszą teraźniejszością, czy chcemy tego, czy nie. I tak w nim żyjemy. I to mi się wydaje bliższe polskiej prawdy niż to, co mówił Alain Finkielkraut. Przecież to nie jest tak, że Antoni Macierewicz czy Jarosław Kaczyński próbowali przeprowadzić swój utopijny projekt wbrew woli większości Polaków - bo większość Polaków chciała lustracji. Utopijny był raczej projekt, w którym z dnia na dzień można powiedzieć: To już nas nie dotyczy. Bo dotyczy.

AF: Tym, co mnie zafrapowało w tym, o czym mówił Paweł Śpiewak, jest przeciwstawność, która w Polsce istnieje sposób wyrazisty: ci, którzy mówią o Jedwabnem, i ci, którzy mówią o lustracji. Orwell powiedział piękne zdanie, że lewica jest zdolna do napiętnowania faszyzmu, ale nie może być antytotalitarna, gdyż dzieli świat na dwa obozy. W krajach komunistycznych antyfaszyzm był zideologizowany do tego stopnia, że u schyłku komunizmu uwolnione społeczeństwa go zaniedbały. A to dlatego, że antyfaszyzm został zdyskredytowany przez ideologiczne manipulacje komunizmu. Słyszę od Pawła Śpiewaka, że ta opozycja nadal istnieje, że ci, którzy są lewicowi, podkreślają sprawę Jedwabnego, a strona prawicowa skupia się na lustracji. Dlaczego ci, którzy są przywiązani do idei lustracji, są aż tak zażenowani Jedwabnem, odkryciem pogromu z czasów wojny na terenie Polski? Proszę o wyjaśnienia, gdyż ten problem wydaje mi się naprawdę pasjonujący.

PŚ: Zawsze twierdzę, że lustracja czy jakiś rodzaj otwarcia archiwów jest niezbędny z bardzo oczywistego powodu, ze względu na problem totalitaryzmu. Nie sposób wyobrazić sobie totalitaryzmu bez tajnej policji politycznej. Aleksander Wat powiada: Istotą totalitaryzmu jest donosiciel. Dlaczego? Donosiciel jest dlatego istotny, że on rodzi strach, łamie solidarność międzyludzką, łamie jakiekolwiek poczucie wspólnoty. Jeżeli chcemy zrozumieć, czym był totalitaryzm, musimy zobaczyć, jak wyglądały różne formy współpracy. Na podstawie różnych danych historycznych możemy przypuszczać, że w Polsce od roku 1944 współpracowało z tajnymi służbami milion ludzi. Nie możemy zrozumieć niczego, co się działo bez otwarcia jakichś archiwów. Otwarcia ich dla naukowców, otwarcia dla dziennikarzy, ale być może otwarcia dla szerszej publiczności. I drugi element: Władysław Bartoszewski otrzymał pełną dokumentację swojej drogi życiowej w okresie komunizmu, a siedział w wielu więzieniach, był szykanowany, śledzony. Dostał nazwiska ponad 450 oficerów i współpracowników, agentów, którzy na niego donosili. Załóżmy, że z tej liczby żyje jeszcze ponad 300 osób - on od nikogo nie usłyszał słowa przepraszam. Zabrakło skruchy. Tam, gdzie nie ma skruchy, nie ma wybaczenia. Tam, gdzie nie ma wybaczenia, niestety nie ma miejsca na pełne pojednanie i pogodzenie się z przeszłością.

AF: Moje pytanie nie dotyczyło lustracji, a rozdarcia polskiej pamięci na tych, którzy patrzą na Jedwabne, i tych, którzy chcą rozliczyć się z komunizmem. Pójdę jeszcze dalej: jeżeli ten podział istnieje, to jest w tym coś skandalicznego i to w moich oczach całkowicie przekreśla lustrację. Jeśli właśnie tym jest lustracja - sposobem na niepatrzenie na Jedwabne - jest to dodatkowy powód dla mnie, żeby się jej kategorycznie przeciwstawić.Polska stoi dziś wobec innych problemów. Minister edukacji w Polsce jest szefem ugrupowania, które uważa się za spadkobiercę partii Dmowskiego. Polska mogłaby zadecydować, że ta właśnie partia nie może w żaden sposób znaleźć miejsca w jej rządzie - właśnie w imię tego, co Polska jest winna swojej przeszłości, swojemu honorowi i swojej tożsamości. Tego oczekuję, a nie tego, żeby oświadczać: ja jestem młody, nieprzejednany i na nikogo bym nie donosił. Przypominam też, że najważniejsi dysydenci, jak Havel czy Michnik, którzy spędzili całe lata w więzieniu, byli przeciwko lustracji.
































Reklama





p



*Alain Finkielkraut, ur. 1949, filozof. Jest synem polskiego Żyda, więźnia Auschwitz. Jeden z najważniejszych myślicieli wyrosłych z pokolenia francuskiego Maja 1968 roku, dzisiaj zdecydowany krytyk tej tradycji. Intelektualny patron nowej prawicy Nicolasa Sarkozy'ego, obiekt ataków francuskiej nowej lewicy, którą krytykował za antysemityzm i nienawiść do Izraela. Do swoich mistrzów intelektualnych zalicza Emmanuela Levinasa i Hannę Arendt. W Polsce ukazały się m.in.: "Porażka myślenia" (1992) i "Zagubione człowieczeństwo" (2000). W "Europie" nr 140 z 9 grudnia ub.r. opublikowalimy wywiad z nim zatytułowany "Antyrasizm stał się obłędem Europejczyków".

*Paweł Śpiewak, ur. 1951, socjolog, historyk idei, publicysta. Jeden z najbardziej znanych polskich liberałów. Jest wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim i posłem z ramienia PO. Współzałożyciel ważnych pism społeczno-politycznych, takich jak "Res Publica Nowa" i "Przegląd Polityczny". W latach 80. związany z "Solidarnością", autor jednych z pierwszych prac popularyzujących najważniejsze dzieła zachodniej myśli liberalnej i konserwatywnej, m.in. "Ideologii i obywateli" (1991), "W stronę wspólnego dobra" (1998). W "Europie" nr 140 z 9 grudnia ub r. opublikowalimy jego esej "Liberalizm nie wyklucza lustracji".



Reklama