Pod zachęcającymi anonsami kryje się Mieczysław Wiśniewski, który sam jest ścigany przez komorników i prokuratorów. A co najmniej kilkadziesiąt osób oskarża go o milionowe oszustwa. Mieczysław Wiśniewski oficjalnie jest dziś bankrutem.

"Złodzieju! Oddaj nasze pieniądze!" - krzyczeli wierzyciele, którzy zebrali się na kwietniowej licytacji jednej z jego nieruchomości.

Reklama

Przedsiębiorca zachowywał kamienną twarz. Chociaż rzekomo nie posiada żadnego majątku, przed budynek sądu zajechał srebrnym chryslerem touring CRD. Mimo że ma ogromne długi i ścigają go komornicy, mieszka w luksusowej willi. I choć obciąża go mnóstwo spraw karnych i cywilnych, wciąż jest prezesem firmy budowlanej, a także pośrednikiem w handlu nieruchomościami.

Policja i prokuratura przymykają oko na to, jak Wiśniewski w państwowych instytucjach wygrywał lukratywne przetargi na budowy i remonty oraz zdobywał kolejne kredyty bankowe. Mimo oskarżeń o oszustwa dostawał też certyfikaty z MON. Zarzuty wobec niego bagatelizują także banki i Ministerstwo Budownictwa, które utrzymują go na uwiarygadnianej przez siebie liście rzeczoznawców majątkowych.

Reklama

"Nie jest prowadzone postępowanie dyscyplinarne wobec pana Wiśniewskiego" - przyznaje rzecznik prasowy resortu budownictwa. Śledztwo DZIENNIKA wykazało, że z usług Wiśniewskiego korzystali prywatnie przedstawiciele Ministerstwa Budownictwa i Ministerstwa Obrony Narodowej, urzędów skarbowych i gmin oraz dyrektorzy banków, od których zależały kredytowe decyzje korzystne dla Wiśniewskiego.

Jego byli pracownicy mówią zaś wprost o łapówkach, którymi ich szef opacał przychylność ludzi decydujących o przetargach.

"Nie muszę z panią rozmawiać. Proszę się skontaktować z moim adwokatem" - ucina próbę rozmowy Wiśniewski. Adwokat nie jest jednak w stanie odpowiedzieć na nasze pytania.

Reklama

Jak murarz został carem

W latach 80. zaczynał jako prosty murarz spod Pułtuska. W latach 90. został bogatym przedsiębiorcą budowlanym. Jak to możliwe?

"Tam wszystko było - jak to się mówi - z dwóch list. Nie istniała normalna lista płac. Żeby pracować, trzeba było podpisać pustą listę, która szła do urzędu skarbowego lub ZUS. A jeżeli ktoś odmówił, to podpis ktoś podrabiał, np. pani Ania, żona Wiśniewskiego. Wszyscy się go baliśmy. On był jak Bóg i car" - opowiadają byli pracownicy Wiśniewskiego. Zastrzegają nazwisko do wiadomości redakcji, ale deklarują, że powtórzą wszystko w sądzie.

Z opowieści byłych podwładnych wyłania się obraz przedsiębiorcy, który załatwiał prace dla swojej firmy w zamian za łapówki. Czasem były to pieniądze, ale często: tanie mieszkanie, remont, który robili jego ludzie, a on płacił albo kupował wyposażenie i meble. Padają konkretne przykłady osób, dla których pracowali na polecenie Wiśniewskiego: dyrektor Izby Skarbowej w Warszawie, burmistrz Nowego Dworu Mazowieckiego, dyrektorka z Ministerstwa Budownictwa, komendant wojskowego instytutu, inspektor pracy. Potwierdziliśmy pierwsze dwa nazwiska.

Obłaskawione urzędy skarbowe

Firma Wiśniewskiego M Inwex remontowała m.in. budynki urzędów skarbowych na Pradze przy ul. Mycielskiego, na Ochocie przy ul. Białobrzeskiej i na Woli przy ul. Powstańców Śląskich. Przetargi ogłaszała Izba Skarbowa w Warszawie. Jej dyrektorem przez dziesięć lat - od 1991 do 2001 r. - był Robert Trzaska.

"On był nie tylko dyrektorem izby skarbowej, ale i doradcą finansowym pana Wiśniewskiego" - opowiada była gospodyni przedsiębiorcy. "Przyjeżdżał do niego zwykle w sobotę i my wszyscy, łącznie z żoną szefa, musieliśmy wychodzić do ogrodu, bo musieli być sami. Raz widziałam walizkę pieniędzy, po którą przyjechał" - dodaje "To była łapówka?" - pyta DZIENNIK. "Tak. W 2001 r. był taki przetarg na remont urzędu przy Powstańców Śląskich, który Wiśniewski przegrał. Trzaska był wtedy na urlopie we Włoszech. Ale wrócił, unieważnił go, no i kolejny już budowlaniec wygrał" - mówi.

Były dyrektor izby skarbowej bardzo się zdenerwował nagabywaniem o Wiśniewskiego. "Nie wpływałem na żadne przetargi" - mówił.

Na oficjalne pytania DZIENNIKA Izba Skarbowa w Warszawie potwierdziła jednak, że pierwszy przetarg na remont budynku przy Powstańców unieważniono, ponieważ "postępowanie obarczone było wadą uniemożliwiającą zawarcie ważnej umowy w sprawie zamówienia publicznego". Kto o tym zdecydował? "Ówczesne kierownictwo Izby Skarbowej w Warszawie".

Zdaniem byłej gospodyni Wiśniewskiego dyrektor Trzaska dostawał od jej pracodawcy nie tylko pieniądze. "Miał mieszkanie na Syreny. To był taki ogrodzony blok z prywatnym dozorcą. Na polecenie szefa musiałam tam posprzątać po remoncie. Wtedy przychodziły meble skandynawskie. Na każdym kartonie było napisane <Wiśniewski>" - opowiada. Jedziemy razem pod wskazany przez nią adres. Kobieta dokładnie pokazuje, w którym mieszkaniu mieszka Trzaska.

Sprawdzamy. Potwierdza się. To mieszkanie Trzaski. "Ludzie Wiśniewskiego nic u mnie nie robili" - zaprzecza tymczasem zdenerwowany były dyrektor izby skarbowej i szybko się rozłącza.

Nie mówcie, od kogo jesteście

W Nowym Dworze Mazowieckim M Inwex remontował blok dla urzędu miasta przy ul. Nałęcza. Wyszło tyle usterek, że procesy z firmą ciągnęły się latami. Potem M Inwex zlikwidowano i nie było już z kogo ściągnąć kar.

- Czy M Inwex wykonywał jakieś prace w pana prywatnym domu? - pytamy burmistrza Nowego Dworu Mazowieckiego Jacka Kowalskiego.
- Nie, a dlaczego miałby robić?
- Czy mieszkał pan przy ulicy Mieszka I w Modlinie? Robotnicy Wiśniewskiego twierdzą, że remontowali dla pana mieszkanie.
- To był budynek mamy i to ona zajmowała się sprawami remontowymi - wykręca się burmistrz.


Inaczej przedstawiają to robotnicy. "To był parterowy bliźniak. Tam mieszkała matka, a on - burmistrz - miał z drugiej strony pokój" -opowiadają.

Skąd wiadomo, że to mieszkanie należało do burmistrza Nowego Dworu Mazowieckiego? "Nawet jak szliśmy do sklepu, to burmistrz mówił, że jakby się ktoś pytał, skąd jesteśmy, to żeby broń Boże nie mówić, że od Wiśniewskiego. A znaliśmy go, bo na budowę przy Nałęcza przychodził" - dodają.

Grobowiec za dwa i pół miliona

Na jedno z ogłoszeń firmy Wiśniewskiego M Inwex złapał się w sierpniu 1999 r. Robert Calik. Za marzenia o własnym domu zapłacił wysoką cenę - został z niewiele wartym budynkiem i dwuipółmilionowym długiem.

"Ten człowiek zmarnował mi życie. A kiedy patrzę na ten dom, to widzę swój grobowiec" - Robert Calik nie umie powstrzymać emocji. Walczy jednocześnie z bankiem, komornikiem, policją, prokuraturą i sądem. Stał się też prywatnym detektywem, który wyręczając nieruchawą policję i prokuraturę, zdobył dowody na przestępstwa Wiśniewskiego. Zajęło mu to już dziewięć lat, ale końca sprawy nie widać.

"Szukaliśmy z żoną działki pod budowę domu. W gazecie przeczytałem ogłoszenie i umówiłem się w biurze firmy na ul. Cegłowskiej 8" - opowiada "DZIENNIKOWI. "Wiśniewski pochwalił mi się, że ma licencję rzeczoznawcy i pośrednika nieruchomości, czyli uprawia zawody zaufania publicznego. Rzeczywiście kupno tej działki poszło błyskawicznie" - dodaje.

Wiśniewski sprzedał mu własną działkę w Łomiankach, która sąsiadowała z jego domem. "Nie wiem, co mnie omamiło, ale ten człowiek przekonał mnie, żebym dodatkowo odkupił od niego tę jego drugą działkę z domem" - opowiada Calik. "Wiśniewski umiał przekonywać. Powiedział, że ma zaprzyjaźnionego dyrektora w BGŻ, z którego dostaniemy kredyt" - dodaje.

Znajomy dyrektor z BGŻ

I rzeczywiście sprawy poszły błyskawicznie. Operat wyceny działki i domu wykonała pracownica Wiśniewskiego Beata Smulska. Oszacowała ich wartość na 1 mln 407 tys. zł. Na jakiej podstawie? "Niczego nie sprawdzałam. Prezes Wiśniewski podał mi potrzebne dane" - przyznała później z rozbrajającą szczerością w sądzie cywilnym (sprawa z powództwa Calika). "Nie mam sobie nic do zarzucenia" - mówiła
DZIENNIKOWI.

Tymczasem biegli powołani przez prokuraturę i urząd skarbowy wycenili nieruchomość na mniej więcej 500 tys. zł. Wiśniewski i Smulska pomogli także Calikom załatwić kredyt w III oddziale BGŻ. Wicedyrektorem tego oddziału był znajomy Wiśniewskiego Roman Maćkowski. Karierę zrobił już w czasach PRL - był wicewojewodą kieleckim i wojewodą radomskim.

Znajomość okazała się nieoceniona. Calikowie po czterech dniach od złożenia wniosku dostali milion złotych kredytu, mimo że nie byli w stanie go spłacać. Mieli wtedy miesięcznie 7 tysięcy złotych dochodu, a raty wyniosły po 25 tysięcy.

Bank uwzględnił jednak ich rzekome przyszłe dochody i wniosek przeszedł. "Wykonywaliśmy polecenia dyrektora Maćkowskiego" - zeznali potem urzędnicy, tłumacząc się, dlaczego nie sprawdzili wyceny nieruchomości zrobionej w firmie Wiśniewskiego.

Calikowie zapłacili Wiśniewskiemu 350 tys. zł z własnych oszczędności, a bank przekazał mu dodatkowo milion złotych wziętego przez nich kredytu.

Wkrótce jednak Calikowie uświadomili sobie, e zostali oszukani. Budynek z działką wart był jedną trzecią ceny, którą za niego zapłacili. Są przekonani, że padli ofiarą spisku Wiśniewskiego oraz banku.

Bank nie przyznaje się do błędu

Calik udowodnił w sądzie, że padł ofiarą oszustwa. Doprowadził też do unieważnienia aktu kupna nieruchomości od Wiśniewskiego. Ale bank nie przyznał się do błędu i nadal nasyła na niego komorników, by wyegzekwować spłatę kredytu, który w rzeczywistości trafił do Wiśniewskiego. Razem z odsetkami to już 2,5 miliona.

Były wicedyrektor Maćkowski nie ma sobie nic do zarzucenia. "Nie naciskałem na pracowników. Calik mógł spłacić ten kredyt, bo jego żona jest dentystką" - powiedział DZIENNIKOWI.

Tymczasem z naszych ustaleń wynika, że musiał wiedzieć o kiepskiej sytuacji finansowej Wiśniewskiego. Naczelna Izba Kontroli stwierdziła, że to Maćkowski odpowiada za przyznanie przez III oddział BGŻ w końcu lutego 1999 r. spółce Wiśniewskiego M Inwex 2,5 mln zł kredytu, mimo że nie była w stanie go spłacać.

Były dyrektor bagatelizuje także inne zarzuty pod własnym adresem. Według NIK w 1999 r. udzielił Uniwersalowi 21,5 mln dolarów kredytów i zaraz potem został w tej spółce dyrektorem. BGŻ nigdy tych pieniędzy nie odzyskał.

"To centrala decydowała" - wykręca się Maćkowski. BGŻ o podejrzanych kredytach Maćkowskiego prokuratury nie zawiadomił.

O Wiśniewskim mówi: "To była zwykła znajomość, a nie żadna przyjaźń". Po prostu był klientem banku. Tymczasem z ustaleń DZIENNIKA wynika, że ich znajomość miała znacznie bliższy charakter. Np. żona dyrektora udzielała Wiśniewskiemu pomocy prawnej. "Raz zwrócił się do niej, kiedy jego radca prawny był na urlopie. Napisała więc dziewczyna opinię prawną na pół strony" - bagatelizuje.

"Byli pracownicy Wiśniewskiego twierdzą, że remontowali państwa mieszkanie na Tyszkiewicza - zauważa DZIENNIK. "Wiśniewski niczego u mnie nie robił" - denerwuje się Maćkowski i rzuca słuchawką.

Tymczasem w posiadaniu DZIENNIKA znajduje się zeszyt z prowizoryczną księgowością M Inwex, prowadzony przez majstrów Wiśniewskiwego, w którym są odnotowane prace przy ul. Tyszkiewicza, gdzie mieszkają Maćkowscy (podany jest adres oraz daty i godziny wykonywania tam prac).

Lichwiarska pożyczka z fałszywym podpisem

Marian Kuśpiel prowadzi motel za Wyszkowem. W 2005 r. dał do gazety ogłoszenie: "Sprzedam motel lub przyjmę wspólnika". Na anons zareagowała współpracownica Wiśniewskiego z firmy M Inwex - Kamila S. "Po co sprzedawać? To błąd" - przekonywała. "To co pani proponuje?" - spytał. "Kredyt" - odparła. "Wszystko załatwimy" - namawiała.

Robiła to tak skutecznie, że Marian Kuśpiel przyjechał do biura na Cegłowską. Prezes Wiśniewski przyjmował go z ogromną kurtuazją. Poczęstowano gościa kawą. Kuśpiel do dziś jest przekonany, że dodano mu do niej jakichś narkotyków, taki był otumaniony. Prezes mówił, że ma znajomości w bankach. Wymieniał Bank Przemysłowo-Handlowy i DomBank, a wszystkie formalności miały potrwać zaledwie trzy tygodnie.

"Warunki były takie. Dostaję 800 tys. zł kredytu w zamian za dziesięć procent prowizji dla prezesa. Na 80 tysięcy miałem podpisać weksel" - opowiada Marian Kuśpiel, który o swym kontrahencie nie mówi inaczej niż "superoszust". Zgodził sie na taki układ, pod warunkiem że do weksla będzie dołączona deklaracja z adnotacją, iż Wiśniewski dostanie te 80 tys. zł dopiero po załatwieniu kredytu.

Kredytu ostatecznie nie dostał. Zamiast tego Wiśniewski zażądał od niego 80 tysięcy złotych z tytułu wystawionego weksla. "Jak to? Przecież to miała być prowizja od kredytu" - denerwował się Kuśpiel. Deklaracji, w której to było napisane, jednak nie znalazł. Jest przekonany, że został wywabiony na chwilę z biura tylko po to, by można mu było wykraść ten dokument.

"A jak tłumaczy wystawienie tego weksla Wiśniewski? - pyta DZIENNIK. "Wymyślił umowę pożyczki. Rzekomo pożyczył mi 40 tysięcy, które miałem mu oddać po siedmiu dniach z prowizją 10 tysięcy, a gdybym się z tego nie wywiązał, to miał prawo wykorzystać ten weksel na 80 tysięcy" - opowiada Kuśpiel.

"To byłaby chyba bardzo lichwiarska pożyczka - sto procent w siedem dni?" - pyta DZIENNIK. "Ale ja niczego takiego nie podpisywałem. Ta umowa została sfałszowana" - denerwuje się Kuśpiel.

Mimo że hotelarz dysponuje nawet opinią biegłego grafologa, który stwierdził, że jego podpis pod umową jest sfałszowany, sąd cywilny dla Warszawy-Pragi nie dopatrzył się niczego podejrzanego w umowie i wekslu. Błyskawicznie wydał wyrok nakazujący Kuśpielowi zapłacenie Wiśniewskiemu 80 tysięcy z tytułem natychmiastowej wykonalności. O oszustwo w tej sprawie oskarżyła Wiśniewskiego prokuratura na Żoliborzu, ale niekorzystny dla Kuśpiela wyrok sądu cywilnego się uprawomocnił.

Mieszkania do podziału

"Prokurator powiedział mi wprost: <Ja chcę spokojnie chodzić po ulicy> i umorzył śledztwo" - opowiada Jan Wyrąbkiewicz, właściciel firmy, która jako podwykonawca w 2003 r. budowała dla Wiśniewskiego bloki przy rondzie Wiatraczna. Inwestorem była Spółdzielnia Mieszkaniowa PAX.

Po roku przygody z Wiśniewskim Wyrąbkiewicz musiał zamknąć swój zakład i wpadł w długi. "Ja swoim ludziom płaciłem, on nam nic, chociaż od spółdzielni pieniądze za wykonane przez nas roboty dostawał" - mówi wzburzony.

Sprytny przedsiębiorca dostał od spółdzielni z góry ponad milion złotych - gotówkę oraz prawie dwadzieścia mieszkań i garaży - ale cztery
miesiące później zerwano z nim umowę. "Wiśniewski zażądał zapłaty m.in. miliona złotych tylko za pompowanie jakiejś wody" - mówi DZIENNIKOWI Andrzej Ślązak, prezes SM PAX.

DZIENNIK powołał więc biegłego, który wycenił rzeczywiste prace wykonane przez M Inwex na znacznie niższą kwotę. Wiśniewski odszedł z budowy razem z siedmioma milionami, w tym lokalami na własność. Z niczym pozostali natomiast podwykonawcy, którzy bezskutecznie domagali się zapłaty od spółdzielni PAX.

"Wiśniewski nie zgłosił nam umów z podwykonawcami, a bez tego są one nieważne" - twierdzi prezes spółdzielni. "Nieprawda!" - oburza się Witold Lebuda, także podwykonawca budowy przy rondzie Wiatraczna. "Sam woziłem je do PAX-u z szefem firmy, która mnie zatrudniała" dodaje.

Wyrąbkiewicz i Lebuda wystąpili przeciwko Wiśniewskiemu i do sądu, i do prokuratury. Komornik uznał, że Wiśniewski nie ma majątku, więc nie ma z czego ściągnąć należności, a prokurator, że nie ma dowodu, iż przedsiębiorca "miał od początku zamiar ich oszukać".

Budowlańcy zostali z niczym i są przekonani, że padli ofiarą zmowy spółdzielni i Wiśniewskiego. Te mieszkania, które Wiśniewski dostał za naszą pracę, zostały potem po zaniżonej cenie rozsprzedane m.in. wśród ludzi, wobec których miał jakieś zobowiązania.

Na liście figuruje m.in. Andrzej Dzik, były lekarz ze Szpitala Wojskowego przy Szaserów. Obecnie jest właścielem spółki WDW Budownictwo, w której prezesuje Wiśniewski, a jednocześnie wystawia mu zaświadczenia lekarskie usprawiedliwiające nieobecność na rozprawach sądowych. Są tam też sekretarka Wiśniewskiego, która ma zarzuty prokuratorskie utrudniania egzekucji komorniczej z majątku Wiśniewskiego. A także jego żona Anna oraz żona dyrektora projektu Wiatraczna i firmy, po której M Inwex został głównym wykonawcą budowy.

Część mieszkań Wiśniewski sprzedał za niewiele ponad połowę ceny, na którą wyceniła je PAX - po ok. 2 tys. zł za metr. Nie wiadomo, jak
zdołał je sprzedać, mając na karku komorników. Kto jeszcze i za co dostał od niego tanie lokale? Prezes spółdzielni odmawia podania nazwisk.

Kto następny?

Nie sposób odnaleźć wszystkich postępowań, które toczą się w sądach i prokuraturach przeciwko Wiśniewskiemu. Tylko w Nowym Dworze Mazowieckim zarejestrowanych jest 26 procesów. A są jeszcze sprawy karne i cywilne w Warszawie, Łodzi, Bydgoszczy, Płocku. Tylko u komornika na Żoliborzu prowadzi się przeciwko niemu 30 postępowań egzekucyjnych. Wiśniewski jest podejrzewany i oskarżany o oszustwa, wyłudzenia, fałszowanie dokumentów, fikcyjne odsprzedawanie majątku, by uniknąć zajęcia przez komornika. Pretensje mają do niego byli pracownicy i firmy-podwykonawcy, którym nie zapłacił, mimo że sam pieniądze za roboty przez nie wykonane wziął.

A Wiśniewski? Poluje dalej. Co tydzień w "Gazecie Wyborczej" można przeczytać jego ogłoszenia: "SKUTECZNA POMOC W KAŻDEJ TRUDNEJ SYTUACJI: EGZEKUCJE KOMORNICZE, SĄDOWE, FINANSOWE, SPADKOWE, INNE" albo "B. korzystnie kupujemy, sprzedajemy wszystkie nieruchomości zadłużone, inne. Załatwiamy kredyty expresowo".