Minister obrony Aleksander Szczygło nie zna ostatecznych kosztów zakupu przez polską armię transporterów Rosomak. Tymczasem na samo dopancerzenie tych, którymi jeżdżą żołnierze w Afganistanie, trzeba wydać 90 mln złotych - dowiedział się DZIENNIK. To jednak nie koniec wydatków. Po misji wozy przejdą kolejną modernizację. Jej cena jest zagadką, podobnie jak cena zabudowy kolejnych wozów, które dostanie armia.

Reklama

To był jeden z największych kontraktów polskiej armii. Za dostawę 690 Rosomaków MON zgodził się w 2003 roku zapłacić prawie 5 mld złotych. Ale Rosomak okazał się przysłowiową studnią bez dna. W jego wyposażenie wciąż trzeba inwestować, więc cena systematycznie rośnie. Nawet minister Aleksander Szczygło nie ma pewności, czy niedługo nie wzrośnie o kolejne miliardy. "Ostateczna kwota całego zamówienia transportera Rosomak znana będzie dopiero po roku 2013" - tak szef MON odpowiedział pisemnie na pytanie Bogdana Zdrojewskiego (PO), przewodniczącego sejmowej komisji obrony narodowej o cenę pojazdu.

DZIENNIK dotarł do całej korespondencji Szczygły ze Zdrojewskim. Wynika z niej, że wspomniane wcześniej niespełna 5 mld złotych to jedynie cena praktycznie "surowych" pojazdów. Zamówiliśmy bowiem 313 wozów w wersji bojowej, z armatą 30 mm, oraz 377 w wersji podstawowej, które dopiero zostaną zabudowane tak, jak będzie chciała armia. Ale skoro nikt jeszcze nie wie jak, cena to niewiadoma. "Oddzielnie finansowane będą prace rozwojowe i wdrożeniowe wszystkich odmian specjalistycznych oraz doposażenie i dopancerzenie wynikające ze specjalnych potrzeb, np. udziału w misjach" - pisze Szczygło.

Tylko na doposażenie i dopancerzenie wozów, które teraz są w Afganistanie, pójdzie 90 mln zł. Trzeba to robić szybko - testy wykazały, że w kilku miejscach wóz jest nieodporny na przestrzelenie z broni o kalibrze do 14,5 mm, więc niedostatecznie chroni naszych żołnierzy.

Reklama

Kierownictwo armii zapowiadało, że izraelskie pancerze dotrą do Afganistanu 14-15 lipca. Ale prawdopodobnie wciąż ich tam nie ma. "Rozpoczął się proces przemieszczenia opancerzenia i samego opancerzania" - tylko tyle mówi ppłk Sławomir Cieślewicz z Dowództwa Operacyjnego. "Jak tylko cała operacja się zakończy, z pewnością powiadomimy o tym media" - zarzeka się z kolei mjr Wojciech Kaliszczak, rzecznik PKW w Afganistanie.

Pancerze to jednak nie wszystko. Nie wiadomo, ile wyniesie wymiana radiostacji w Rosomaku. Jak informuje szef MON, potrzebna jest nowocześniejsza, spełniająca nowe normy. W dodatku po misji w Afganistanie szykuje się... kolejna modernizacja. Resort obrony przewiduje również poślizg w dostawach. "To skandal, że nie można nawet oszacować kosztów. MON wiedziało, że kupuje prototyp. Ta randka w ciemno miała sens tylko pod jednym warunkiem: miał to być wspólny hit eksportowy zakładów w Siemianowicach Śląskich i fińskiej Patrii. Na razie jednak nie dotarły do mnie informacje o tym, by ktoś był Rosomakiem zainteresowany, słyszę tylko, że są same problemy" - mówi Paweł Graś (PO), poseł z Komisji Obrony Narodowej.

Były szef MON Radosław Sikorski nic chce mówić o rosnącej cenie transportera. "Nie ja podpisywałem ten kontrakt, ale nie chcę na nikogo zrzucać winy. Nowe typy samochodów też się ulepsza i nie ma w tym nic dziwnego" - mówi. Podkreśla, że Dowództwo Wojsk Lądowych chwali ten pojazd. "Co więcej, twierdzi, że jest im bardzo potrzebny" - mówi Sikorski. "A premier Jarosław Kaczyński uznał wyposażenie wojska w Rosomaki za jeden z sukcesów swojego rządu" - dodaje. Jerzy Szmajdziński (SLD), który kontrakt finalizował, nie chce się wypowiadać na temat rosnącej ceny sprzętu. "Nie będę sprawy komentował" - mówi minister obrony w latach 2001-2005.

Reklama



IZABELA LESZCZYŃSKA: Brał pan udział w początkowych testach Rosomaka. Jakie były z nim problemy?

ANDRZEJ BOCZKOWSKI*: O, tych problemów było bardzo, bardzo dużo... Ogłoszono je nawet oficjalnie. Były 22 niezgodności z wymogami zamówienia - miały być usunięte przez producenta. Do tego było jeszcze sześć innych usterek. Ale Ministerstwo Obrony Narodowej uznało, że są nie do poprawienia. Tyle że stwierdziło to dopiero po podpisaniu kontraktu wartego prawie 5 miliardów złotych!

Które z tych usterek uznałby pan za najważniejsze?
Wśród tych, których nie da się poprawić, wyliczyłbym to, że Rosomak nie mieścił się do samolotu Hercules, który Polska dostanie od Amerykanów. W transporterze także za długo rozgrzewała się kamera noktowizyjna, wóz za wolno pływał do tyłu. W dodatku jego układ przeciwpożarowy nie spełniał wymogów - po jednokrotnym użyciu nie nadawał się do powtórnego wykorzystania, bo niektóre elementy od razu trzeba było wymieniać!

*Andrzej Boczkowski jest pułkownikiem rezerwy, z ramienia posła Bronisława Komorowskiego brał udział w testach Rosomaka w 2004 roku