Nie jest prawdą, że na skrzydłach tupolewa i na miejscach katastrofy znaleziono cząstki trotylu - uspokajał pułkownik Ireneusz Szeląg z prokuratury wojskowej na konferencji prasowej. Skąd więc wzięły się dzisiejsze informacje? Zdaniem pułkownika Szeląga źle zinterpretowano wyniki badań.

Reklama

W toku oględzin wykorzystywano spektometry ruchliwości jonów. Urządzenie rejestruje cząsteczki o takiej masie jak trotyl. Może tak samo reagować na trotyl jak i na kosmetyki czy związki chemiczne z gleby - wyjaśniał wojskowy śledczy.

Pozytywny sygnał wskazywał, które elementy badać. Dopiero po badaniu laboratoryjnym ich wyniki mogą podkreślić lub wykluczyć związek chemiczny. Zabezpieczono kilkaset próbek. Dopiero przeprowadzone badania laboratoryjne mogą wykluczyć, bądź potwierdzić wskazania - dodał pułkownik Szeląg.

Zauważył też, że biegli dokładnie badali fragmenty samolotu, szukając uszkodzeń charakterystycznych dla działania materiałów wybuchowych. Ich wnioski zostaną przekazane jednak dopiero w specjalnej opinii.