Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i członkiem komisji Jerzego Millera badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, stwierdził, że badanie wypadku może zostać wznowione, kiedy pojawią się fakty mogące mieć wpływ na zmianę określenia jego przyczyny.
Do tej pory można powiedzieć, do dnia dzisiejszego, takie fakty nie zaistniały, wobec tego nie ma potrzeby wznawiania naszej pracy - podkreślił ekspert w "Kropce nad i" w TVN24.
Pytany, czy komisja mogła się pomylić i na pokładzie tupolewa był trotyl i nitrogliceryna, odparł: Żaden z zebranych przez nas dowodów oraz ekspertyzy i analizy nie potwierdzały hipotezy o wybuchu, w związku z tym, wydaje mi się, jestem pewien, że ustalenia naszego raportu, póki co, są niepodważalne.
Zaznaczył również, że część członków komisji na miejscu w Smoleńsku zebrała próbki, które posłużyły później Wojskowemu Instytutowi Chemii i Radiometrii do wydania opinii na temat wykluczenia wystąpienia śladów środków bojowych. - Nie mówię tu tylko o środkach wybuchowych, ale również gazach bojowych i ich pochodnych, jak również o promieniowaniu - podkreślił.
Równolegle takie same badanie zrobiła strona rosyjska. Wyniki zarówno uzyskane przez stronę polską, jak i rosyjską, są zbieżne. Te ekspertyzy nie potwierdziły wystąpienia w pobranych próbkach środków bojowych, środków wybuchowych, ale chciałbym podkreślić, że tego typu eksperyment, tego typu analiza, jest tylko jednym z elementów, które mogą służyć do wykluczenia albo do potwierdzenia hipotezy o wybuchu - powiedział Lasek.
Jak dodał, trotyl i nitrogliceryna są materiałami wybuchowymi dość prymitywnymi. - Żyjemy w XXI wieku. Te ładunki, które mogłyby być zastosowane, są zdecydowanie bardziej efektywne - podsumował szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.