Kontakt pacjenta ze zwierzęciem towarzyszącym nie jest w Polsce uregulowany, choć – jak podkreślił w rozmowie z PAP dr hab. Tomasz Dzierżanowski, kierownik Kliniki Medycyny Paliatywnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – dla wielu chorych to element tak samo istotny, jak odwiedziny bliskich. - To temat dotykający setek tysięcy pacjentów w Polsce, choć wciąż w większości szpitali w ogóle go nie dostrzegamy – zaznaczył.
Jest propozycja. Podpisało się pod nią już ponad 11 tys. osób
Profesor przygotował propozycję "Karty praw pacjenta do kontaktu ze zwierzęciem towarzyszącym” – dokumentu składającego się z preambuły i siedmiu artykułów, który przyznałby pacjentom prawo do spotkania z pupilem na równi z wizytami rodziny. Pod deklaracją poparcia podpisało się już ponad 11 tys. osób.
Dzierżanowski zwrócił uwagę, że samotność jest jednym z największych, a niedostrzeganych problemów pacjentów – szczególnie starszych, przewlekle chorych i długo hospitalizowanych. - Formalnie pacjent ma prawo do godnego leczenia, ale w praktyce często nie ma możliwości zobaczenia tego, co jest dla niego najważniejsze. Dla wielu osób ich najbliższym jest właśnie zwierzę – powiedział. Dodał, że brak więzi pogłębia lęk i depresję, osłabia apetyt i może obniżać odporność.
Jako przykład lekarz podał historię pana Waldemara, chorego onkologicznie, który martwił się przede wszystkim o swoje koty. - Gdy zapytałem, czy chciałby je zobaczyć, odpowiedział: "chciałbym, ale nie wolno”. Wielu pacjentów uważa, że sanepid zabrania takich wizyt. To nieprawda – podkreślił. Wyjaśnił, że nie istnieją przepisy bezwzględnie uniemożliwiające obecność zwierząt w szpitalu, jeśli zachowane są zasady bezpieczeństwa i higieny.
Dzierżanowski zapowiedział, że zanim zwróci się do Ministerstwa Zdrowia, planuje zbudować społeczne i naukowe poparcie dla Karty, obecnie zbiera podpisy, konsultuje się z organizacjami pacjentów i towarzystwami naukowymi. Kluczowa, jego zdaniem, jest zmiana mentalna. - To nie fanaberia. To element godności pacjenta i przeciwdziałania samotności – podkreślił.
Ekspert wskazał też na konieczność działań edukacyjnych. - Największym problemem terminalnie chorych nie jest choroba – oni zwykle ją zaakceptowali. Najbardziej boli samotność. A obecność zwierzaka, który kocha i nie ocenia, może zrobić więcej niż najnowocześniejsze procedury – podsumował profesor.
Zapytany o to, jak wyglądają takie wizyty w praktyce, prof. Dzierżanowski odparł, że zwierzę musi być łagodne, zdrowe, zaszczepione i pod opieką właściciela. "Zgłoszenie odbywa się dzień wcześniej u lekarza prowadzącego lub pielęgniarki. Zwierzę nie chodzi od pacjenta do pacjenta, kontakt odbywa się w sposób bezpieczny – dla innych chorych i dla pupila. Nawet kilkanaście minut spędzonych z kotem lub psem może przynieść spektakularny efekt: pacjent staje się spokojniejszy, lęk i napięcie mięśniowe ustępują, poprawiają się apetyt, nastrój, wraca chęć życia. Czasem ustępują bóle psychosomatyczne” – opowiada.
Jak dodaje, większość personelu szpitala reaguje na takie wizyty pozytywnie. "Pojedyncze osoby bywają sceptyczne, ale - widząc reakcję pacjentów - zmieniają nastawienie. To kwestia empatii i wrażliwości, które trzeba w medycynie kształcić” – podsumowuje.