Inne

Justyna Moniuszko miała 25 lat. Mimo młodego wieku była jednak stanowcza i zdecydowana. To właśnie dzięki temu dostała pracę stewardessy w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Na pokładzie samolotu była odpowiedzialna m.in. za porządek na pokładzie. Obsługiwała przy tym najważniejsze osoby w państwie, nad którymi niełatwo było zapanować. Potrafiła jednak dojść z nimi do porozumienia i w odpowiedniej chwili posadzić wszystkich na miejsca.

Reklama

Donald Tusk doskonale zapamiętał tę śliczną dziewczynę. Niejeden raz latał z nią zresztą w zagraniczne delegacje. Dlatego w środę, kiedy na płycie wojskowego lotniska wspominał ofiary katastrofy w Smoleńsku, poświęcił jej kilka niezwykle ciepłych słów. Przypomniał wszystkim, jak miłą była osobą i jak świetnie radziła sobie na pokładzie. "Mimo tego, że potrafiła usadzić na miejscu oficerów, mówiliśmy do niej córeczko" - powiedział łamiącym się głosem premier.

Transportowy boeing C17 przywiózł w środę do Polski 30 trumien z ciałami ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Wśród nich było też ciało Justyny. Stewardessa pochodziła z Białegostoku. Kochała latanie. Już w liceum trenowała skoki spadochronowe. Fascynowała się szybownictwem. Po skończeniu ogólniaka poszła na studia związane z lotnictwem. Wybrała jedne z najtrudniejszych - na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Mechanicznym, Energetyki i Lotnictwa.

Reklama

Koledzy wspominają ją jako śliczną brunetką o dużych i mądrych oczach. Zapamiętali ją też jako miss publiczności Politechniki Warszawskiej. W środę odbyła swój ostatni lot. Na warszawskim lotnisku czekała na nią zapłakana rodzina.

>>> Mama prezydenta nadal nie wie o jego śmierci