Jak tłumaczył Łukasz Mejza, atak jest motywowany politycznie. Ma być skierowany przeciwko niemu, ale celem - jak dodał - jest rozbicie Zjednoczonej Prawicy. - Atak ma na celu zniszczenie mnie psychiczne, abym zrezygnował z polityki, a w moje miejsce wszedł poseł opozycji - mówił Mejza.

Reklama

Polityk zarzucił dziennikarzom, że opublikowali artykuły nie czekając na jego odpowiedzi. W ocenie Mejzy, autorów artykułów "nie interesowała prawda", a ich celem było "urządzenie politycznego polowania i cywilne zniszczenie osoby".

Mejza stwierdził, że opozycja liczy na przejęcie władzy, stąd ataki na niego. - Bardzo mocno wspieram, wspierałem i będę wspierał rząd Zjednoczonej Prawicy i cały propolski obóz. Natomiast zostałem wybrany z list opozycyjnych. Cała ta nagonka, ten atak medialny, nakręcenie spirali nienawiści, fali hejtu, ma na celu zniszczenie mnie psychicznie, tak, abym miał dość polityki i abym z tej polityki zrezygnował, abym zrezygnował z bycia posłem na Sejm RP. Jeżeli ja zrezygnuję z bycia posłem, jeżeli oddam mandat na Sejm RP, to w moje miejsce wejdzie poseł opozycyjny. I wtedy opozycja uzyska większość i wywoła kryzys parlamentarny - mówił wiceminister sportu.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Wiceminister sportu stwierdził też, że preludium ataków nastąpiło, gdy wsparł nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji. - To może być motywacja niektórych mediów do ataku na mnie - mówił. Przekonywał też, że wielokrotnie otrzymywał propozycje, "aby wesprzeć i przejść na drugą stronę politycznego sporu". - Również otrzymywałem propozycje, aby zrezygnować z mandatu, tak aby za mnie mógł wejść ktoś z opozycji i opozycja przejęłaby wtedy sejmową większość - dodał.

Mejza oświadczył, że będzie bronił swojego dobrego imienia na drodze prawnej. - Mam tutaj już napisanych kilkadziesiąt pozwów, wniosków o zaprzestanie naruszania mojego dobrego imienia, jak również wniosków o sprostowania - poinformował.

Mejza przedstawił Tomasza Guzowskiego, który - jak opisują media - wspólnie z Mejzą założył firmę medyczną. Choruje on - jak mówił - na nieuleczalną chorobę genetyczną i skorzystał z terapii, która - zapewniał - przyniosła efekty. W trakcie konferencji prasowej przedstawił on przebieg swojej choroby. W pewnym momencie Guzowski, który przyjechał na wózku inwalidzkim, wstał i oświadczył: - Wiem, że jest wielu lekarzy, albo wszyscy co mają wątpliwości. Wszystko co teraz mówię, powiedziałem i powiem, to nie jest reklama czegokolwiek. Moją jedyną intencją jest pomaganie. Jeżeli ktoś czuje się albo uważa, że go oszukałem, skrzywdziłem, a może chciałem naciągnąć, powiedzcie mi to w twarz.

Reklama

"Życie jest brutalne" i "żenujący spektakl"

- Życie jest brutalne, różni posłowie trafiają do Sejmu - tak konferencję Mejzy skomentował wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Dodał, że czeka na informację służb w tej sprawie. - Słyszałem o występie, że tak powiem, osoby, która poddana została terapii - dodał Terlecki nawiązując do Tomasza Guzowskiego, towarzyszącego Mejzie podczas konferencji.

- To był żenujący spektakl człowieka, który nigdy nie powinien znaleźć się w polityce; nie dość, że próbował wzbogacić się na krzywdzie ludzi ciężko chorych, to jeszcze jest niespotykanym w polityce megalomanem - ocenił szef klubu KO Borys Budka, komentując środowe oświadczenie Łukasza Mejzy. - To jest człowiek, który będąc zaledwie kilka miesięcy w polskim parlamencie, ma przeświadczenie, że jest nie wiadomo kim - stwierdził szef klubu Koalicji Obywatelskiej.

Jego zdaniem całkowitą odpowiedzialność za Mejzę ponoszą obecnie: prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki. - To oni rekomendowali go do rządu. To Mateusz Morawiecki powoływał go na sekretarza stanu. To Kaczyński rozmawiał z Kamilem Bortniczukiem (obecnym ministrem sportu i turystyki), budując większość parlamentarną. I dzisiaj należałoby zadać proste pytanie Jarosławowi Kaczyńskiemu i Mateuszowi Morawieckiemu, czy są dumni, że większość parlamentarna i zaplecze rządowe jest budowane właśnie na politycznych zdrajcach i ludziach z szemraną przeszłością - podkreślił Budka.

W jego ocenie Mejza może czuć się bezkarny, ponieważ dysponuje dwoma głosami w Sejmie (swoim i współpracującego z nim innego posła niezrzeszonego Zbigniewa Ajchlera). - I to jest wielki wstyd dla tego rządu, że ktoś taki może dyktować swoje warunki. Na tej dzisiejszej konferencji brakowało Jarosława Kaczyńskiego, który rozgrzeszałby go z tej całej przeszłości - ironizował Budka.

- Do czasu wyjaśnienia sprawy ja na jego miejscu zrzekłbym się stanowiska - powiedział z kolei lider Kukiz'15 Paweł Kukiz. Oświadczył, że jego konferencja Mejzy nie przekonała. - Czekam na sprawy, które będą się toczyć przed sądem, to jest słowo przeciwko słowu - powiedział. - Pan Mejza trochę przecenia swoją rolę w tym rządzie, bo on jednoosobowo nie tworzy większości - dodał.

- Będę miał bardzo poważny problem, jeżeli on pozostanie w rządzie - przyznał także lider Kukiz'15. - Do czasu wyjaśnienia sprawy na jego miejscu zrzekłbym się stanowiska - powiedział polityk. Ocenił, że nie wyklucza, że wiceminister może mieć rację, że medialny atak ma charakter polityczny.

Bez sekretariatu, bez sekretarki, żadnych podpisów

- W ciągu dwóch miesięcy Łukasz Mejza nie wyprodukował ani nie podpisał żadnego dokumentu jako sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, nie ma też własnego sekretariatu - mówili posłowie Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic i Maciej Kopiec.

Jak poinformowali, są właśnie po kontroli poselskiej w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Sprawdzali tam, czym zajmuje się wiceminister Łukasz Mejza i jak jego decyzje wpływają na budżet resortu. - Ustaliliśmy, że nie powstał od dwóch miesięcy żaden dokument koncepcyjny, który by mówił, czym miałby się jako wiceminister zajmować Łukasz Mejza - mówiła Kucharska-Dziedzic. - Pan minister Mejza nie wytworzył też żadnego dokumentu, pod którym byłby jego podpis - dodała.

Jak mówiła, wiceminister Mejza nie ma też sekretariatu ani sekretarki, która byłaby w stanie umówić z nim spotkanie, ma tylko adres mailowy. - Pan Mejza w ciągu dwóch miesięcy swojej ministerialnej kariery nie zdążył się podpisać pod czymkolwiek - podkreślała Kucharska-Dziedzic. - Pan minister Mejza obiecał stadion w Zielonej Górze za 100 mln złotych, ale nie powstał żaden dokument w tej sprawie - wymieniała. - Tam się nic nie dzieje, a samo ministerstwo jest w trakcie organizacji - oceniła.

Maciej Kopiec dodał, że wniosek z tego jest taki, że "pan minister Mejza bierze pieniądze nie za pracę, ale za głosowania z obozem Zjednoczonej Prawicy". - To jest rażąca defraudacja pieniędzy polskich podatników - ocenił.

Kucharska-Dziedzic mówiła, że jeżeli Łukasz Mejza sugeruje, że będzie głosował ze Zjednoczoną Prawicą tylko, jeśli będzie wiceministrem, "to jest zaproszenie do korupcji politycznej". - Nikt nie broni głosować ze Zjednoczoną Prawicą, jeśli będzie tylko posłem - podkreśliła. - Panie premierze Morawiecki, ludzie panu nie wybaczą, że pana rząd opiera się na tych, którzy żerują na umierających dzieciach - zaznaczyła posłanka Lewicy.

Firma Łukasza Mejzy

Pod koniec listopada Wirtualna Polska podała, że Mejza założył w przeszłości firmę medyczną, która miała się specjalizować w kosztownym leczeniu nowatorskimi metodami chorych na raka, Alzheimera czy Parkinsona. Jak twierdzi portal, Mejza miał osobiście przekonywać potencjalnych pacjentów, w tym dzieci, o skuteczności stosowanych przez firmę metod, które jednak zarówno w Polsce, jak i na całym świecie uznawane są za niesprawdzone i niebezpieczne. Według portalu interes Mejzy nie wypalił, za to pozostawił po sobie wielu oszukanych pacjentów i ich rodziny.

Na wiceministra spadła ostra krytyka ze strony ugrupowań opozycyjnych. O tym, że sprawa będzie wyjaśniona, zapewniali m.in. premier Mateusz Morawiecki oraz szef PiS Jarosław Kaczyński.

Sam Mejza zapowiedział, że treść artykułu WP będzie przedmiotem postępowań sądowych oraz że podjął kroki prawne, mające na celu ochronę jego dobrego imienia i reputacji.