PAP: - W książce opowiadasz o rodzinnej Częstochowie - "świętym mieście". Religia była obecna w twoim domu?

M.S.: - Byłem normalnie wychowywanym dzieciakiem. Kościół, ale bez jakiejś napinki, nie było ciśnienia, że musisz chodzić na mszę co niedzielę. Wtedy bardziej emocjonowaliśmy się tym, kto dostanie jaki prezent na komunię, niż tym, co mówiono z ambony. Nie zastanawiałem się, czy jest Bóg, czy go nie ma. Chodziłem do kościoła jak wszyscy, klepałem pacierze. Potem trochę od tego odpłynąłem, potem wróciłem... A teraz sam nie wiem jak jest.

Reklama

PAP: - Kiedy Karol Wojtyła został papieżem, miałeś 15 lat. Pamiętasz ten dzień?

M.S.: - Oczywiście. Byłem w pierwszej klasie liceum. Szedłem gdzieś wieczorem, nagle wiadomość: "Polak papieżem". Ogromne poruszenie, wow, stało się coś wyjątkowego. Pamiętam pierwszą wizytę Jana Pawła jeszcze za czasów Gierka. Przyjechał facet, który miał ogromną charyzmę, magię. Mówił ciepło do ludzi i zwracał się właściwie do każdego. Od razu go polubiłem.

PAP: - Są ludzie, którzy Jana Pawła II kochają, ale nie znają jego poglądów, i tacy, którzy wsłuchiwali się w jego nauki. Do której grupy należysz?

M.S.: - Zacząłem go tak naprawdę słuchać od roku 1999. Wydaje mi się, że on mówił bardzo trudne rzeczy. Był bardzo radykalny. To wynika z wychowania - miał ciężkie dzieciństwo, wychowywał się bez matki, był świadkiem wojny, a potem komunizmu. Jego poglądy mogły nie podobać się wielu ludziom, były dość kontrowersyjne jeśli spojrzeć na standardy Europy Zachodniej. Natomiast jeśli chodzi o ekumenizm, wolność religijną i to, że Bóg jest jeden, a drogi do niego różne, to papież był pionierem. Polacy go bardzo kochali, ja też go kochałem i nadal kocham.

PAP: - Przysłuchiwałeś się słowom papieża podczas jego pielgrzymek do kraju?

Reklama

M.S.: - Tak, na pewno nie mówił on rzeczy łatwych. Polacy moim zdaniem w ogóle nie kumali tego, co on mówił. Kochali go tak na zasadzie: "kremówki, Papież-Polak". Nie mówię, że ja jestem mądrzejszy. Po prostu wydaje mi się, że ze zrozumieniem Jana Pawła II zawsze było u nas gorzej.

PAP: - Po śmierci papieża śpiewałeś, że musi narodzić się w nas coś dobrego.

M.S.: - Ale się nie narodziło. Nie widzę tego. Może jeszcze nie czas? Miałem taką nadzieję, bo po tym, jak ludzie wychodzili na ulice, łączyli się w tym magicznym doświadczeniu ostatnich chwil życia papieża, wydawało się, że coś z tego wyniknie. Zaczęto mówić o pokoleniu JP2, mówiło się, że zaszła w nas przemiana... Nie ma żadnego pokolenia JP2 moim zdaniem.

PAP: - Czy myślisz, że gdyby papież teraz żył, politycy zachowywaliby się inaczej?

M.S.: - Jan Paweł II był ogromnym autorytetem, patrzył troszkę z góry na polskich polityków i oni musieli się liczyć z nim. Oni są ludźmi małego formatu, a to był wielki człowiek.