Tak zapamiętała tragedię sąsiadki kilkuletnia wówczas Anna. To jedno z jej najgorszych wspomnień z czasów okupacji. Nie chce do tego wracać, prosi o niepodawanie nazwiska, bo jeszcze ktoś zacznie pytać.

Życiorysy powstańczych matek są bardzo podobne. Urodziły się w czasach, kiedy Polski nie było na mapie Europy. Wyrastały jednak w domach, gdzie żyło się tradycją walk o niepodległość. Same również brały w niej udział. Walka zahartowała je, zdawały sobie sprawę ze swojej siły i wartości. Po odzyskaniu niepodległości miały coraz większe aspiracje, kończyły studia, pracowały zawodowo, ale miały poczucie, że swoje dzieci muszą wychować w duchu patriotyzmu, ofiarności i umiłowania wolności. Wierzyły, że następne pokolenia nie zaznają tragedii wojny, że ich zadaniem będzie budowanie, dlatego dbały o wykształcenie córek i synów.

Kiedy rozpoczęła się okupacja, w wielu domach zabrakło mężczyzn – zginęli, poszli do niewoli albo musieli się ukrywać. Matki musiały wziąć na swoje barki obowiązki mężów, wyżywić i ubrać rodzinę, a nieraz wspierały jeszcze uboższych od siebie. Pracowały i walczyły. Ich domy stały się zapleczem Podziemnego Państwa Polskiego: odbywały się w nich spotkania konspiracyjne, tajne komplety, były w nich magazyny broni, ukrywali się zagrożeni aresztowaniem.

A potem znaczyły krzyżykiem czoła synów i córek idących do lasu albo do Powstania. A nieraz stawały ramię w ramię ze swoimi dziećmi do walki. Opatrywały rany, pracowały w kuchniach powstańczych, wspierały słabych i potrzebujących. Były dzielne, kiedy przyszło postawić krzyż na grobie swojego dziecka.

Po kapitulacji zmęczone, zrozpaczone opuszczały miasto, ale zaraz po zakończeniu walk w styczniu 1945 r. wracały do domów, po których często zostały tylko zgliszcza. Na gruzach budowały nowe życie, czekając czasem długie lata na powrót mężów i dzieci, czy choćby odnalezienie ciała albo śladu po najbliższych.

Leonia Gutowska, matka dwóch sanitariuszek biorących udział w Powstaniu Warszawskim: Janiny (później Rożecka) ps. Dora i Wandy (później Lesisz) ps. Irena. W dzieciństwie przeżyła ogromną tragedię, w czasie rewolucji bolszewicy zamordowali jej rodziców, ona cudem ocalała. Została zupełnie sama, zarabiała na życie pracując jako nauczycielka. W 1921 r. wyszła za mąż za Mieczysława Gutowskiego, oficera Wojska Polskiego. Stworzyli piękną i szczęśliwą rodzinę. Leonia zajmowała się domem i wychowaniem córek. We wrześniu 1939 roku mąż poszedł na wojnę i już nigdy nie wrócił, razem z innymi polskimi oficerami został rozstrzelany przez Rosjan. Znów była sama. Musiała troszczyć się o byt córek. Całą okupację wypiekała i sprzedawała pasztety. Wszystkie trzy kobiety działały w konspiracji. Ich willa przy ul. Felińskiego na warszawskim Żoliborzu, chociaż sąsiadowała ze szkołą im. Poniatowskiego, gdzie stacjonowały niemieckie oddziały, stała się konspiracyjną placówką. Mieścił się tam magazyn broni, odbywały się zajęcia podchorążówki i spotkania konspiracyjne. Ukrywał się cichociemny, a od 1941 r. również dwoje Żydów: kilkuletni chłopiec i kobieta. Po kapitulacji Powstania, kiedy trzeba było opuścić miasto, Leonia Gutowska z narażeniem życia wyprowadziła oboje z Warszawy. Pośmiertnie przyznano jej medal Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Obie córki przeżyły Powstanie, ale Wanda nie wróciła do Polski.

Media

Helena Radwańska, matka kaprala podchorążego Kazimierza Radwańskiego ps. Kazik z Batalionu "Gustaw – Harnaś", w szkole średniej pod pseudonimem Iskra zaczęła działać w konspiracji niepodległościowej. W wieku 17 lat, po zdaniu matury, uciekła z domu do I Brygady Legionów Polskich. Pracowała w szpitalach legionowych na oddziałach zakaźnych. W Kętach otrzymała podziękowania od samego Komendanta Józefa Piłsudskiego, który kwaterował w tym mieście i docenił oddanie, z jakim ta młodziutka, drobna dziewczyna służyła rannym. W wolnej Polsce, w 1923 r. ukończyła Instytut Pedagogiki Specjalnej w Warszawie i przez lata pracowała z dziećmi specjalnej troski. We wrześniu 1939 r. razem z mężem, administratorem warszawskiego Muzeum Techniki, zorganizowali punkt noclegowy i żywnościowy dla uciekinierów z zachodnich ziem polskich. W czasie okupacji działała w konspiracji. W Powstaniu pracowała w szpitalu na ul. Jasnej. W połowie września zatrzymana przez Niemców, razem z innymi kobietami trafiła do transportu jadącego do Auschwitz. Niedaleko Częstochowy uciekła. Dostała się do Krakowa i tam w jednym ze szpitali odnalazła rannego męża.

Po zakończeniu wojny udało jej się nawiązać kontakt z synem, który zamieszkał w Anglii i przekonać go, żeby wrócił do Polski. W liście napisała: "Tutaj jest nasze miejsce".

Media

Irena Faryaszewska, matka Ewy Faryaszewskiej, ps. Ewa z batalionu "Wigry". W 1938 r., po śmierci męża, dyrektora kopalni "Flora" w Dąbrowie Górniczej, z trójką dzieci przeprowadziła się do Warszawy. W czasie okupacji wiedziała, że jej dzieci związane są z konspiracją. Razem z nimi 1 sierpnia 1944 r. poszła do Powstania. Ze starszą córką i synem nie miała kontaktu, nie wiedziała, co się z nimi dzieje. Najmłodsza Ewa, razem z Zygmuntem Miechowskim, kustoszem Muzeum Narodowego i z kolegą z konspiracji Leszkiem Świderskim wynosiła dzieła sztuki ze zniszczonych zabytkowych budynków. Składali je w piwnicy kamienicy Baryczków przy Rynku Starego Miasta. Ewa robiła też fotograficzną dokumentację oraz zdjęcia z samego Powstania. Matka Ewy wiele razy jej pomagała. 28 sierpnia 1944 r. obie znalazły się w polu rażenia niemieckiego pocisku artyleryjskiego, który zabił kilka osób. Ewa miała rozszarpane nogi, jej matka też została ranna. Obie przeniesiono do polowego szpitalika na Podwalu. Następnego dnia Ewa zmarła. Irena słaba i cierpiąca czuwała przy córce do końca, pomimo rozpaczy powiedziała: – Bóg pozwolił mi chociaż do ostatniej chwili być przy moim dziecku. Schodząc z tego świata miała obok moją gorącą miłość, może osłodziło jej to tę chwilę". Zdawała sobie sprawę, że przy niewielu bardzo młodych, umierających powstańcach mogły być matki. Od tego dnia Irena Faryaszewska pomagała rannym i wspierała ich, nie mogła zastąpić im matek, ale została dla nich "ciocią Faryaszewską". O swoje "powstańcze dzieci" troszczyła się jeszcze po kapitulacji. Jednym z nich była Barbara Gancarczyk, ps. Pająk, sanitariuszka z Powstania, która tak ją wspomina. "Zostałyśmy wywiezione do obozu pracy we Wrocławiu. Nie miałyśmy żadnych kontaktów z bliskimi. Jedyną osobą, która wiedziała, gdzie jesteśmy, troszczyła się o nas, była Irena Faryaszewska. Chociaż, tak jak my, wyszła z Warszawy bez niczego, przysyłała paczuszki, pisała listy i kartki. Było w nich tyle serdeczności, troski o nas. Ciocia stała się dla nas kimś bardzo bliskim". Dwójka pozostałych dzieci Ireny Faryaszewskiej przeżyła Powstanie.

Media

Marię Gałęzowską i jej syna Mariana Gałęzowskiego, ps. Szeliga łączyły bardzo silne więzy emocjonalne – był najmłodszym dzieckiem i jedynym chłopcem, miał trzy starsze siostry. W czasie okupacji matka bardzo podupadła na zdrowiu, wyjechała do krewnych mieszkających w podwarszawskich Gołąbkach. Syn nie widział jej wiele miesięcy. Po kapitulacji Powstania razem z innymi żołnierzami trafił do obozu w Ożarowie. Nikt nie wiedział, co ich czeka. Tęsknił za matką. Któregoś dnia zobaczył ją w dali, za ogrodzeniem. Stała biedna, wychudzona, z rozwianymi włosami. Szukała go wśród Powstańców wypędzonych z Warszawy. W całej jej postawie widać było ogromną rozpacz. Marian postanowił działać. Odnalazł wysokiego rangą oficera niemieckiego, zasalutował i powiedział mu o matce, prosząc, żeby mógł ją tylko pocałować na pożegnanie. Niemiec odsalutował podporucznikowi AK, podszedł do wartownika i coś mu powiedział. Ten przyprowadził matkę do wartowni, tam spotkali się. Wtedy widział ją ostatni raz. Po wojnie nie wrócił do Polski, a matka zmarła w 1952 roku.

Media

Witold Kieżun, ps. Wypad, w czasie Powstania zabił wielu Niemców, wielu wziął do niewoli, za co był odznaczany i awansowany do stopnia podporucznika. Ale jedna sytuacja szczególnie nim wstrząsnęła i utkwiła w jego pamięci. Strzelił do wroga z bliskiej odległości, a ten osuwając się wypowiedział ostatnie słowo: Mutter. Też miał matkę, która już nigdy nie zobaczy swojego syna.

Media

Małgorzata Czerwińska-Buczek
Autorka jest wolontariuszem-przewodnikiem w Muzeum Powstania Warszawskiego oraz autorką książek opisujących losy uczestników i świadków wydarzeń z okresu okupacji i Powstania Warszawskiego.
Zdjęcia z prywatnego archiwum autorki