Agresywne posunięcia Władimira Putina wobec Ukrainy umocniły na Starym Kontynencie przekonanie, że NATO jest kluczowym gwarantem jego bezpieczeństwa, oraz skłoniły do dyskusji o akcesji Szwedów i Finów. Przy okazji kryzysu na aktualności zyskała też stara zasada relacji międzynarodowych mówiąca, że Rosja poważnie traktuje jedynie tych, którzy rozmawiają z nią tak jak ona z nimi. Dążenie do kompromisu i przejawy słabości podsycają tylko konfrontacyjną postawę Kremla. Wbrew pozorom świadomość tego sprzyja zachowaniu pokoju. Po raz pierwszy Zachód się o tym przekonał podczas próby anektowania przez Związek Radziecki Berlina.

Czyje będą Niemcy

Po zakończeniu urzędowania na stanowisku gubernatora amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech gen. Lucius Clay od razu zabrał się do spisywania wspomnień. Wydana w 1950 r. książka „Decision in Germany” (Decyzje w Niemczech) doskonale pokazuje ewolucję, jaką w krótkim czasie przeszły poglądy generała na temat relacji z Moskwą. Clay, jeden z najzdolniejszych technokratów w armii USA, karierę zaczynał u boku Harry’ego Hopkinsa, współtwórcy programu New Deal i de facto zastępcy prezydenta Franklina Delano Roosevelta. Hopkins był gorącym orędownikiem nawiązania serdecznych relacji ze Związkiem Radzieckim oraz należał do architektów decyzji, jakie zapadały na konferencjach wielkiej trójki w Teheranie i Jałcie.
Clay zgadzał się z tą strategią, dopóki w marcu 1947 r. nie został gubernatorem strefy okupacyjnej. Częste, bezpośrednie kontakty z sowieckimi generałami spowodowały, że ze zwolennika kompromisu zamienił się w jastrzębia. Nieco ponad rok od objęcia urzędu w raporcie dla Departamentu Armii Stanów Zjednoczonych alarmował: „Jeśli upadnie Berlin, następne w kolejności będą Niemcy”. Zalecał jedynie: „nie wolno nam ustępować”.
Reklama