Jak informuje "Press" w styczniu Przemysław Ćwikliński, zastępca redaktora naczelnego "Nie", wysłał do Jacka Kurskiego e-mail. Poinformował go o planowanym artykule, który miał traktować o życiu prywatnym europosła.
Ale doczekał się jedynie prawniczych pism, w którym Kurski i jego adwokat oświadczyli, że nie zgadzają się na publikację i zagrozili "Nie" procesem.
Mimo tego tygodnik zdecydował się na publikację artykułu "Związki partnerskie posła Jacka Kurskiego". Tygodnik zamieścił nie tylko korespondencję z Kurskim, ale i jego wypowiedzi na temat wierności chrześcijańskim wartościom, w tym tradycyjnej definicji rodziny i małżeństwa.
W tym tygodniu zapadł wyrok sądu, który zakazał "Nie" pisać o tej sprawie.
- Pan poseł Jacek Kurski był w przeszłości dziennikarzem. Słynął z tego, że ujawniał niewygodne dla polityków sprawy. Kiedy już został politykiem, wielokrotnie mówił, że wolność słowa jest w Polsce kneblowana. Tym razem zrobił wszystko, aby tę wolność zdławić. Aby założyć knebel tygodnikowi "Nie". Wynajął do tego kancelarię prawną. To pokazuje, że jest hipokrytą, co innego głosi, co innego robi - mówi w rozmowie z "Press" Waldemar Kuchanny, zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Nie".
Redakcja tygodnika nie zamierza odpuszczać. W następnym numerze pojawi się tekst o batalii z Kurskim. Nie będzie w nim jednak informacji, jakich sfer życia Kurskiego sporny artykuł dotyczył.
Sam Jacek Kurski za pośrednictwem adwokata informuje redakcje o zakazie publikacji tygodnika.
Nie wyrażam zgody na publikację w Państwa Medium (i jakimkolwiek innym) jakichkolwiek informacji dotyczących życia prywatnego, a tym bardziej intymnego, prawdziwych, czy nieprawdziwych, stanowiących informacje, względnie sugestie, czy spekulacje, w szczególności w zakresie: małżeństwa, rodziny, rzekomych relacji intymnych pozamałżeńskich, prywatnych spraw majątkowych, etc. - czytamy w mailu od mecenasa Bogusława Kosmusa, reprezentującego Jacka Kurskiego.