Wczoraj w dziennik.pl napisaliśmy o liście Janusza Daszczyńskiego, wysłanym do Rady Mediów Narodowych. Były prezes TVP odniósł się do konkursowego wystąpienia Kurskiego i ostro go skrytykował. Stwierdził, że jego następca w czasie przesłuchania posługiwał się "półprawdami, kłamstwami i własnymi interpretacjami" faktów, a poza tym notorycznie przypisywał sobie dorobek jego pięciomiesięcznej pracy.
Na odpowiedź Kurskiego nie trzeba było długo czekać. - Powód tego ataku jest dla mnie oczywisty – to desperacka próba wpłynięcia na decyzję Rady Mediów Narodowych. No bo przecież powodem tym nie jest strach przed utratą fotela. Fakt, że Janusz Daszczyński nie dostał absolutorium, eliminuje go na 5 lat ze sprawowania funkcji zarządczych, a być może zostaną wyciągnięte wobec niego jeszcze inne konsekwencje - czytamy w liście obecnego prezesa TVP do Rady Mediów Narodowych.
Dalej Kurski sugeruje, że przyczyn ataku Daszczyńskiego należy upatrywać „we frustracji środowiska polityczno-towarzyskiego, które patronowało jego rządom w telewizji publicznej”.
- Także dlatego, iż w zreformowanej, sprawnie zarządzanej telewizji publicznej nie byłoby już miejsca dla interesów różnych grup i spółeczek producenckich, które – jak pokazują liczne przykłady - bardzo dużo zawdzięczają życzliwości Prezesa Daszczyńskiego - czytamy w liście.
Zdaniem Kurskiego Daszczyński swym listem do Rady Mediów Narodowych próbuje dostarczyć dezawuujące go argumenty Juliuszowi Braunowi, który zasiada w RMN.
Kasa w spółce
W obszernym liście Kurski wytyka błędy poprzedników i chwali się swoimi posunięciami. Po raz kolejny mówi o tym, że plan ekonomiczno-finansowy Daszczyńskiego na 2016 rok był błędny, bo zawierał zbyt optymistyczne prognozy abonamentowe i nie uwzględniał wysokich kosztów obsługi wydarzeń, relacjonowanych przez TVP ( jak np. rocznica Chrztu Polski, Szczyt NATO, Światowe Dni Młodzieży, Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro).
Poza tym zabrakło w nim kosztów opodatkowania abonamentu radiowo-telewizyjnego. Kurski twierdzi, że 17 września 2015 r. TVP otrzymała niekorzystną indywidualną interpretację podatkową ministra finansów, potwierdzającą nieuchronność tego kosztu dla TVP. - Telewizja Polska wyczerpała w tej sprawie ścieżkę odwoławczą, uzyskując prawomocny wyrok NSA, co było do przewidzenia wobec czytelnej zmiany ustawy. Pominięcie wydatków podatkowych w budżecie nie znajduje racjonalnego wyjaśnienia - pisze w liście Kurski.
Informacja Daszczyńskiego o 77 mln złotych w kasie TVP nie obrazuje jego zdaniem stanu finansowego firmy. - W chwili przyjęcia planu ekonomiczno-finansowego na rok 2016 według założeń poprzedniego Prezesa wiadomo było, że te pieniądze są już wydane. Według prognoz przygotowanych przez poprzedni Zarząd zakładano, iż w październiku br. niedobór gotówki będzie wynosił powyższej 60 mln zł, co oznacza spadek stanu gotówki o 140 mln zł w stosunku do grudnia ubiegłego roku - pisze Kurski.
Kurski przekonuje, że faktycznie niedobór środków pieniężnych jest znacznie wyższy.
- Nakładając na stan środków na koniec 2015 roku (77 mln zł), zakładany przez poprzedni Zarząd w budżecie Spółki stan środków na koniec bieżącego roku (minus 4 mln zł), a także zawyżone o 72 mln zł wpływy abonamentowe oraz niezaplanowane koszty dodatkowego podatku VAT od abonamentu (60 mln zł) uzyskujemy sumę ponad 210 mln zł, brakujących w kasie TVP. W rezultacie przejęta po Panu Daszczyńskimkasa TVP od wielu miesięcy świeci pustkami - pisze Kurski.
Korupcyjne ryzyko
Dalej oskarża Daszczyńskiego, że nie zrobił nic, by zmienić pozycję producentów zewnętrznych w spółce. - Swoim zaniechaniem doprowadził do tego, że to TVP była klientem u producentów, a nie na odwrót - przekonuje Kurski. Wylicza, że pięć największych firm producenckich na polskim rynku obsługiwało w 2015 r. ponad 54 proc. produkcji zewnętrznej. Jako przykład podaje dwa seriale zaakceptowane przez Daszczyńskiego tuż przed końcem kadencji.
Umowę na serial „Małgośka” Janusz Daszczyński zawarł w pośpiechu, na jednym z ostatnich posiedzeń Zarządów jeszcze 30 grudnia 2015 r., a więc na 9 dni przed zmianą władz w TVP. Jeszcze wcześniej, we wrześniu ubiegłego roku, także z naruszeniem wewnętrznych procedur, podpisano umowę na produkcję serialu „Zakład”. Umowy zostały podpisane bez weryfikacji kosztorysów oraz zaakceptowanych scenariuszy, wymaganych przez procedury. Ostatecznie obie umowy rozwiązano.
Obecny prezes zarzuca poprzednikom, że nie wypracowali czytelnych zasad negocjacji warunków produkcji seriali, a co za tym idzie nie wdrożono procedur ograniczających ryzyka korupcyjnego w systemie produkcji z uwzględnieniem konfliktu interesów.
"Nie mogłem dalej milczeć"
W dalszej części listu czytamy, że Kurski krytycznie ocenia reformę strukturalną przyjętą przez Daszczyńskiego i jego działania w zakresie wzmacniania pozycji TVP w internecie. Kurski zaprzeczył też, jakoby wstrzymał prace związane z zagospodarowaniem przez TVP przyznanych w ubiegłym roku przez KRRiT trzech slotów na MUX-8. Jakie kanały trafią do oferty, nadal nie wiadomo, ale Kurski tłumaczy, że o zamiarach TVP nie mówił publicznie, nie chcąc ujawniać tych planów konkurencji.
Prezes TVP skrytykował też decyzję poprzednika o zakodowaniu programu TVP INFO i rozwiązaniu umów dotyczących reemisji TVP poza granicami Polski. - Oznaczało to, że nadawca publiczny, którym przecież jest Telewizja Polska zrezygnował z dostarczania poza granice naszego kraju programów informacyjnych TVP. Kto mógł podjąć taką decyzję? Według mnie tylko osoba, która nie widzi wartości w tym, żeby do kilkunastu milionów Polaków mieszkających za granicą docierały informacje z telewizji publicznej. Równie dobrze sprawy Polski, dla naszych rodaków żyjących poza ojczyzną, mogliby komentować dziennikarze Al Jazeery, Russia Today czy Deutsche Welle - czytamy w liście.
Kurski twierdzi, że w miejscu, w którym występował kanał nadawcy publicznego pojawiła się konkurencja - ze szczególnym uwzględnieniem kanału TVN24. A zakodowanie TVP INFO nie tylko zachwiało także jego pozycją rynkową ale negatywnie wpłynęło na całą ofertę reemisji zagranicznej TVP, a w szczególności na zasięg kanału TVP Polonia, która w niektórych umowach z kontrahentami była oferowana „w pakiecie”.
- Długo nie chciałem publicznie ujawniać skali zaniedbań i zaniechań moich poprzedników. Zaatakowany przez Pana Janusza Daszczyńskiego, i to dwukrotnie, nie mogłem jednak dalej milczeć. Nie mogłem pozwolić, by zawiedzione ambicje i frustracja zdymisjonowanego Prezesa TVP – typowego przedstawiciela swojego środowiska polityczno-towarzyskiego – dalej fałszowały obraz dokonań naszego zarządu. Chciałem, byście mieli Państwo prawdziwy obraz Telewizji, zanim podejmiecie decyzję o jej dalszych losach - pisze do członków rady na koniec Kurski.