Satelity obfotografowały cały teren wokół wulkanu. Potem zdjęcia trafiły na laboratoryjne biurka. Naukowcy z Wielkiej Brytanii szukali czegoś, co mogło rozzłościć wulkan Lusi. Bo z ich obliczeń wynikało, że jeszcze długo powinien spokojnie sobie mruczeć, a na pewno nie gwałtownie eksplodować, jak to zrobił w maju ubiegłego roku.

I wreszcie znaleźli. Ich zdaniem, Lusi wybuchł, bo firmy, które w okolicach prowadziły odwierty w poszukiwaniu gazu, nie sprawdziły, w co się wwiercają. Okazało się, że gigantyczne wiertła przebiły się przez pokłady wapienia zawierającego wodę. Woda przedostała się na niższe, rozgrzane pokłady, zamieniła w parę i ciśnienie rozerwało wulkan. Tak w skrócie można wyjaśnić, dlaczego Lusi nagle ożył i plunął błotem.

Zdaniem naukowców, to nie pierwszy przypadek, gdy człowiek budzi wulkany. Podobnie było na wybrzeżu Brunei w 1979 roku. Tam potężna kompania naftowa szukała ropy naftowej. I te odwierty też skończyły się wybuchem wulkanu.