Nie pomogły zajęcia wyrównawcze i stypendia motywacyjne. Wiele osób trafiło na te studia przypadkowo i nie poradziło sobie z egzaminami. Jeszcze gorzej może być z absolwentami studiów inżynierskich, którzy zakończą edukację zimą. W Wyższej Szkole Zawodowej w Głogowie ze 130 osób przyjętych na kierunek automatyka i robotyka zostało 17.
Opłacenie nauki dla pierwszego rocznika kierunków zamawianych kosztowało 53 mln zł.
Pilotażowy program kierunków zamawianych, czyli tych najbardziej potrzebnych polskiej gospodarce, kończy się fiaskiem. Rozpoczęte trzy lata temu studia dotowane przez UE ukończyła zaledwie co piąta osoba
Reklama
Pierwsi absolwenci kierunków zamawianych weszli na rynek pracy. Rezultaty pilotażu, na który resort nauki wydał 53 mln zł, są zatrważające. Dotowane przez UE studia licencjackie rozpoczęło w 2008 roku 714 osób, a do lipca ukończyło je 148.
Wielu studentów zrezygnowało z nauki na kierunkach zamawianych, bo nie radzili sobie z trudnymi egzaminami. Nie pomogły dodatkowe zajęcia wyrównawcze z matematyki i fizyki, które z unijnych pieniędzy organizowały dla nich uczelnie. Nic też nie dała motywacja finansowa, czyli stypendium w wysokości 1 tys. zł. Nie pomogło nawet to, że uczelnie cały czas prowadziły uzupełniające nabory, bo resort nauki rozlicza je z liczby absolwentów. Na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym w Kielcach studia na kierunku matematyka rozpoczęło 32 studentów, a do października obroniło się 15 osób. W Akademii Górniczo-Hutniczej na matematykę zostały przyjęte 72 osoby, a absolwentów jest 54.
Jeszcze gorzej może być na studiach inżynierskich. Trwają one siedem semestrów, a więc absolwenci trafią na rynek zimą. W Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Głogowie na kierunek automatyka i robotyka w 2008 roku zostało przyjętych 130 osób. Do końca studiów dotrwało ich zaledwie 17.
– 20 proc. absolwentów programu, na który przeznaczono tak dużo pieniędzy, to bardzo słaby wynik – podsumowuje prof. Lesław Piecuch, prezes Stowarzyszenia Edukacja dla Przedsiębiorczości.
Eksperci upatrują fiaska pilotażu w tym, że resort nauki nie stawiał uczelniom żadnych wymogów dotyczących przyjmowanych kandydatów. Szkołom zależało na zwiększeniu liczby studentów, więc przyjmowały na studia zamawiane także osoby, które miały słabe wyniki maturalne z matematyki.
Jak podkreśla prof. Lesław Piecuch, rekrutacja na kierunki zamawiane zawsze zaczynała się późno. Trafiało więc na nie wiele osób, które nie dostały się na inne studia. Inną przyczyną niepowodzenia tego programu jest brak wcześniejszej reformy szkół średnich.



– Na studiach inżynierskich zdarzają się osoby, które nie umieją dodawać ułamków. Poziom kształcenia z matematyki i fizyki w szkołach jest tak niski, że uczelniom nie udaje się nadrobić zaległości studentów. Równolegle muszą przecież realizować normalny program studiów – mówi prof. Bronisław Pura, fizyk z Politechniki Warszawskiej.
Programu broni Bartosz Loba, rzecznik prasowy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
– Efekty pilotażu oceniamy na bieżąco. Należy je rozpatrywać w sposób integralny z całym programem kierunków zamawianych. Najważniejsza wartość to znaczący wzrost popularności kierunków i uczelni technicznych, a także poprawa jakości i atrakcyjności kształcenia na kierunkach zamawianych jest sukcesem – uważa Bartosz Loba.
Dodaje, że wiele wskazuje na to, że efektem programu będzie wzrost liczby maturzystów, którzy podejmują studia na kierunkach ścisłych. W ubiegłorocznej rekrutacji więcej osób ubiegało się o studia na politechnikach niż na uniwersytetach. Było to odpowiednio 3,9 i 3,5 kandydata na jedno miejsce.
Mimo to uczelnie mogą mieć problem ze zrealizowaniem założeń programu dotyczących liczby absolwentów kierunków ścisłych. W 2013 roku powinno ich być 18 tys.