W uroczystości wzięła udział uratowana przez Jadwigę Waszczuk Bina Hacohen.
"Naród żydowski nie zapomniał tych nie-Żydów, którzy pomagali mu w najstraszniejszych dla niego chwilach" - powiedziała Irena Steinfeld, dyrektor departamentu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata w Yad Vashem. Podkreślała też, że od początku swego istnienia placówka była nastawiona na utrwalanie pamięci zarówno ofiar holokaustu, jak i tych osób, które próbowały je ratować, nie bacząc na konsekwencje. "To najważniejsze odznaczenie, jakie Izraelczycy mogą przyznać osobom nie będącymi Żydami" - dodała Steinfeld.
Tytuł sprawiedliwych otrzymało dotąd około 24 tys. osób, z czego ponad 6 tys. to Polacy. Waszczuk uratowała Binę oraz jej matkę Hawę Szpilman 22 września 1942 roku w Węgrowie, w dzisiejszym woj. mazowieckim. Tego dnia niemieccy naziści - w przededniu żydowskiego święta Jom Kipur - otoczyli miejscowe getto, by wywieźć stamtąd ponad 8 tysięcy jego zniewolonych mieszkańców do obozu śmierci w Treblince.
Hawa Szpilman i jej córka Bina wracały w tym czasie z synagogi. Chciały się schronić w domach polskich sąsiadów, by uniknąć schwytania w ulicznej łapance. Nikt jednak nie chciał ich wpuścić - w obawie przed konsekwencjami. W ostatnim domu drzwi jednak się otworzyły i uciekinierki usłyszały z ust Jadwigi Waszczuk: "Jezus jest z nami, co się ma stać z wami, stanie się też z nami".
"Gdyby nie to, że ta rodzina otworzyła drzwi, nie byłoby nas tu dzisiaj" powiedział sędzia Mosze Hacohen, syn Biny. "Jest tu moja córka, z koleżankami i kolegami ze szkoły. Myślimy i rozmawiamy o tym, co my byśmy zrobili w takiej sytuacji, wiedząc, że nasza rodzina będzie przez to wystawiona na niebezpieczeństwo. Ta szlachetna kobieta się nie wahała i to zrobiła. Podziwiamy jej odwagę i człowieczeństwo. Trzeba pamiętać o tak szlachetnych ludziach" - powiedział. A zwracając się do Aliny Wierzbickiej, jej córki i dwojga wnucząt obecnych na uroczystości, dodał: "jesteście częścią naszej rodziny".
"Matka założyła im chustki - że niby obierają ziemniaki, chciała pokazać, że są tu zadomowione" - wspomina w rozmowie z PAP Wierzbicka. Podczas uroczystości nie kryła wzruszenia.
Do czasów heroicznego czynu swej matki nie bardzo chce wracać. "Nie mamy zbyt wielu dobrych wspomnień z tego okresu, spotkało nas wiele nieszczęść. Nie zależy mi też na jakichś wielkich hołdach dla mojej rodziny, no dobrze, starczy już" - ucina skromnie rozmowę.
"Cieszę się, że jest tu (na uroczystości w Yad Vashem) tylu młodych Żydów i mogą się dowiedzieć, jak było naprawdę" - mówi PAP wnuk Wierzbickiej i prawnuk Waszczuk, Jerzy Byczyński. Jeden z wnuków Biny wyznał mu, jak w czasie podróży do Polski śladami miejsc zagłady usłyszał od izraelskiego przewodnika, że Hitler postanowił dokonać eksterminacji Żydów w Polsce, ponieważ jest to "kraj antysemitów".
Babka Byczyńskiego nie mogła zbyt długo przechować u siebie Hawy Szpilman i jej córki. W ciągu kilku godzin zdołała jednak wyrobić im fałszywe dokumenty. Ocalone wprawdzie trafiły ostatecznie do Auschwitz, ale dzięki polskim dowodom tożsamości przeżyły wojnę. Bina zamieszkała nawet później - w okresie swoich studiów - w warszawskim mieszkaniu Waszczuków. W 1950 roku wyemigrowała do Izraela.
"Jestem Izraelką, ale Polska nie przestała być moją drugą ojczyzną, a może nawet pierwszą" - mówi w rozmowie z PAP Bina Hacohen. W 1998 i w 2002 roku odwiedziła kraj, w którym się urodziła. Pojechała też do Węgrowa. "Mam tam dużo przyjaciół - za każdym razem miał mnie kto odebrać z lotniska" - żartuje.