Polska ma ambitne plany eksploatacji dna oceanów, spod którego w przyszłości można by wydobywać cenne pierwiastki ziem rzadkich. Rok temu opisywaliśmy sprawę zakupu od Rosji współrzędnych działki na Atlantyku w sąsiedztwie francuskiej i rosyjskiej. Od 20 lat mamy też surowcową działkę o powierzchni 75 tys. mkw. na Pacyfiku w strefie Clarion-Clipperton, ok. 3000 km na zachód od Meksyku.
Większością powierzchni światowych oceanów zawiaduje Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego (ISA) w strukturach ONZ. Polska jest siódmym krajem, który uzyskał w ISA dostęp do badań ryftów śródoceanicznych. Co moglibyśmy wydobywać? W przypadku Pacyfiku to m.in. zasoby manganu (np. do produkcja ogniw), niklu (stal nierdzewna), cynku (blachy), miedzi (kable i druty), selenu (fotokomórki, kserokopiarki), kadmu (metalurgia) i kobaltu (elektronika). Z kolei na Atlantyku mówimy o siarczkach metali kolorowych jak miedź i srebro, ale też złoto i platyna.
Sęk w tym, że marzenia te może pogrzebać (a raczej utopić) bakteria pochłaniająca dwutlenek węgla. Żyje ona w Pacyfiku na głębokościach, gdzie miałyby być pozyskiwane minerały. Potwierdzają to badania zespołu naukowców z Heriot-Watt University w Edynburgu pod przewodnictwem Andrew Sweetmana, opublikowane w październiku 2018 r. Sprawę opisał m.in. amerykański „Newsweek”. Teraz naukowcy chcą sprawdzić, czy bakterię da się wyhodować na powierzchni – mogłaby wówczas pomóc w walce z globalnym ociepleniem. Zaburzenie jej naturalnego ekosystemu, zanim człowiek dobrze ją pozna, mogłoby zaprzepaścić te plany.
Drugą problematyczną kwestią są badania wykonane dla ISA w ramach projektu MiningImpact przez 25 instytutów z 11 krajów europejskich oraz eksperymentu DISCOL (DIsturbance and reCOLonization) w Basenie Peruwiańskim. Ich wstępne wyniki wskazują, że efekty środowiskowe zaburzeń ekosystemu głębokowodnego związane z eksploatacją dna morskiego mogą się utrzymywać nawet 40 lat.
Reklama
Z tych dwóch powodów coraz głośniej zaczyna się mówić o moratorium na poszukiwania i wydobycie z dna oceanicznego. Innymi słowy, ani poszukiwania, ani wydobycie z dna morskiego nie będzie możliwe. Co to znaczy dla Polski?
Reklama
Wiceminister środowiska i główny geolog kraju Mariusz Orion Jędrysek mówił w ubiegłym roku w rozmowie z DGP, że 15 lat badań dna morskiego, wliczając w to budowę specjalnych statków, będzie kosztować 700 mln zł. Na razie tych pieniędzy nie wydaliśmy (oprócz 2 mln zł na opłacenie oceanicznej koncesji w ISA i 30 tys. euro za współrzędne działki od Rosjan). Jednak ambitne plany mogą wziąć w łeb. Na jak długo? Nie wiadomo, ponieważ na razie nikt nie wie, czy ISA zdecyduje się na moratorium, a jeśli tak – to na jak długo.
2 stycznia wysłaliśmy pytania do Ministerstwa Środowiska w tej sprawie. Interesowało nas, czy zna sprawę dwutlenkowej bakterii i potencjalnego moratorium oraz co w tej sprawie zrobiło. Do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi. Przy okazji pytaliśmy również o plany związane z kolei z górnictwem kosmicznym. Od 2012 r. jesteśmy członkiem Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), a w ubiegłym roku przyjęliśmy Polską strategię kosmiczną do 2030 r.
Z naszych informacji wynika, że resort środowiska inicjuje prace legislacyjne w celu regulacji zasad i warunków górnictwa kosmicznego, czyli poszukiwania, pozyskiwania i wykorzystania zasobów w celach badawczych lub gospodarczych. Resort zbiera m.in. dane o zainteresowanych podmiotach, potencjale złożowym na asteroidach i satelitach naturalnych oraz ewentualnych kosztach. Na pytania o szczegóły regulacji i ich koszty resort Henryka Kowalczyka również nam nie odpowiedział.
130 mld dol. szacunkowo są warte złoża na polskiej działce na Pacyfiku (Atlantyku jeszcze nie oszacowano)
1400–2800 metrów na takiej głębokości zalegają oceaniczne surowce
7 krajów ma dostęp do badań ryftów śródoceanicznych