Ekipa kierowana przez Careya Morewedge'a z uniwersytetu w Pittsburgu przebadała około 1,1 tys. osób z różnych krajów, przepytując je na temat stosunku do snów. Wyniki okazały się zaskakujące. Przeważająca większość spośród grupy badanych 149 studentów z USA, Indii i Korei Południowej nie tylko wykazała się zdecydowaną wiarą w ukryty sens marzeń sennych, ale też wyraziła przekonanie, że mają one wpływ na ich życie.
W innym badaniu naukowcy poddali testom 182 pasażerów jednej ze stacji kolei miejskiej w Bostonie. Kazano im wyobrazić sobie, że następnego dnia udają się w podróż samolotem, potem zaś przedstawiono im cztery warianty ostatnich godzin przed podróżą: tzw. pomarańczowy stan zagrożenia, oznaczający duże ryzyko ataku terrorystycznego, intensywne myślenie na jawie o katastrofie, sen o niej oraz rzeczywista katastrofa samolotu na ich przyszłej trasie lotu. Jak wykazał test, ludzie zrezygnowaliby z lotu raczej w wyniku snu, niż na skutek myśli o wypadku albo nawet ogłoszenia pomarańczowego alertu. Jedynie wypadek rzeczywisty ma podobną do snu siłę perswazji.
Co więcej, niezależnie od deklarowanej wiary, sny poddawanych badaniom osób rzeczywiście wpływały na ich zachowanie po przebudzeniu. 270 Amerykanów poproszono o opisanie zapamiętanego snu, w którym pojawiała się znana im osoba. Ludzie ci przypisywali większe znaczenie snom, pokazującym w pozytywnym świetle osoby, które lubią, niż dobrym snom o ludziach nielubianych. I odwrotnie: bardziej skłonni byli uwierzyć w niekorzystne sny o osobach niedarzonych przez nich sympatią niż w złe sny o osobach, które akceptują.