Tak nagle nie znikną wszystkie nazwiska, do których przyzwyczajaliśmy się od lat. Nie zmienią się też radykalnie wyniki. Od czasu do czasu kogoś pokonamy, ale na w miarę systematyczne porażki też musimy być gotowi.
Tak chwytliwe przed wyborem nowego selekcjonera hasło o tym, że Polska będzie grała dwójką napastników też już jest nieaktualne. W zwycięskim meczu z Kanadą w ataku grał jeden -- Robert Lewandowski. Gdy się okazało, że Brożek i Jeleń są kontuzjowani, stało się jasne, że innych po prostu nie ma. Alternatywy w naszej lidze szukać trudno. Przecież selekcjoner nie sięgnie po najlepszego w ekstraklasie, ale już 35-letniego Frankowskiego.
Podobnie jak u poprzedniego selekcjonera aktualny jest problem obsady w linii obrony. Boczni obrońcy Rzeźniczak, Kowalczyk, Piotr Brożek i Gancarczyk zawiedli bardzo mocno. A we współczesnym futbolu to kluczowe pozycje. Właśnie oni w odpowiednich momentach powinni potrafić stworzyć przewagę liczebną w ataku, włączyć się do akcji ofensywnej, przedryblować kilku rywali, celnie dośrodkować. To dzięki brawurowej kiedyś grze Golańskiego i Bronowickiego udało się nam zwyciężyć Portugalię. A tamten mecz miał być wyznacznikiem nowych czasów w polskim futbolu. Właśnie jakość gry zawodników na tych pozycjach jest kluczowa dla sukcesów najlepszych drużyn w Anglii, Niemczech czy Hiszpanii. Tutaj Smuda musi szukać dalej. I wyraźnie zdaje sobie z tego sprawę, bo za wszelką cenę starał się namówić do gry dla Polski Sebastiana Boenischa.
Podobnie źle wygląda obsada pozycji bramkarza. 27-letni Tomasz Kuszczak ambicje ma ogromne, ale stwierdzenie po tych dwóch meczach, że narodził nam się bramkarz numer jeden, jest niepoważne. Popełnia mnóstwo błędów, brakuje mu spokoju, widać, że od dawna nie gra w klubie. Smuda liczy na powrót Fabiańskiego, który jest dobry, ale bardzo delikatny. Nie chce niesfornego i słabego ostatnio Boruca, a utalentowany Wojciech Szczęsny jeszcze za pięć lat będzie mało doświadczony. Jednym słowem -- w bramce kłopot.
Trochę mniejszy na środku defensywy. Okazało się, że sztandarowy zawodnik poprzedniej ekipy Michał Żewłakow jeszcze ze dwa lata może spokojnie pograć. Przy jego boku można wychować jakiegoś młodego stopera. Sadlok zrobił dobre wrażenie, chociaż przecież na tle beznadziejnej Kanady.
W linii pomocy sytuacja jest najmniej skomplikowana i wydaje się, że najłatwiejsza do opanowania. Prędzej czy później dojdzie do siebie Błaszczykowski, odkurzony Kosowski jest w formie, wrócą Murawski i Mariusz Lewandowski i pewnie Grosicki. Niezłe wrażenie sprawia Peszko, Obraniak aklimatyzuje się coraz lepiej. Nie powinno się też skreślać Rogera, który ma zmysł do gry kombinacyjnej, choć akurat najwyraźniej Smuda z niego rezygnuje. No i mamy też młodego Rybusa. Popadanie w zachwyt po jednym dobrym meczu ze słabym rywalem to przesada, ale pokazuje wyraźnie, że Smuda nie stracił trenerskiego nosa. Od lat ma on zdolność wyszukiwania zawodników, którzy rozwijają talent właśnie u niego. Skoro już na początku swojej pracy potrafi wykreować kogoś takiego, to można wierzyć, że pójdzie za ciosem i niebawem będziemy mięli w kadrze całą grupę "dzieci Smudy".
Nie ma też wątpliwości, że nowy selekcjoner podobnie jak jego poprzednik, w pierwszym roku swojej pracy będzie w stanie zapanować emocjonalnie nad reprezentacją. Ma na tyle silną osobowość, że nie da sobie wejść na głowę. Nie jest tak racjonalny jak Beenhakker, ale jego nieprzewidywalność i zdolność do wybuchowych reakcji może okazać się atutem. Na pewno budzi respekt wśród zawodników. W obecnej sytuacji polskiej piłce potrzebna jest odrobina fantazji.