MAREK CHĄDZYŃSKI: Czy Polska dziś zasługuje na 20 mld dol. z elastycznej linii kredytowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego?
KATARZYNA ZAJDEL-KUROWSKA*: Kilkanaście dni temu MFW sprawdzał, czy Polska jeszcze spełnia kryteria przyznania tej linii (FCL). Pomyślnie przeszliśmy ten przegląd.
Dlaczego MFW nas sprawdza? Fundusz zaniepokoił się pogarszającym się stanem finansów publicznych?
Nie, to jest przegląd standardowy. Przechodzi go każdy kraj, który ma FCL.
Ale zły stan polskich finansów publicznych to fakt. MFW nie bierze tego od uwagę?
Według prognoz funduszu polski deficyt fiskalny będzie w tym roku znacznie większy, niż spodziewano się tego w maju, gdy Polska występowała o udostępnienie linii. Dziś MFW ocenia, że nasz deficyt wyniesie w tym roku 6,1 proc. PKB. W przyszłym roku może to być 6,9 proc. PKB. Mimo tych prognoz Polska w dalszym ciągu może korzystać z FCL – przynajmniej do początku maja przyszłego roku.
Skąd to zaufanie?
Fundusz rekomendował wcześniej krajom, które mają stabilną sytuację gospodarczą, by nie zacieśniały polityki fiskalnej. MFW sugerował, że w sytuacji, gdy dochodzi do zmniejszenia dochodów z podatków, nie próbować trzymać deficytu przez zaciskanie wydatków, by nie dusić dodatkowo gospodarki przez blokowanie napływu do niej kapitału. To dotyczyło również Polski. Ale polskie władze początkowo uznały, że niski deficyt trzeba utrzymywać ze względu na plan przyjęcia euro. Kiedy okazało się, że niestabilność na rynkach finansowych i brak politycznej zgody utrudniają realizację tego celu, rząd uznał, że może trochę poluzować politykę fiskalną, żeby utrzymać wzrost PKB, uniknąć recesji.
Czyli to, że nie mamy recesji, to zasługa rządu, który zwiększył deficyt?
Widać to w strukturze PKB. Rośnie konsumpcja. A rośnie dlatego, że Polacy mają więcej pieniędzy w kieszeni dzięki reformie podatkowej. Nie ograniczono też transferów socjalnych, co przełożyło się na wzrost wynagrodzeń w sektorze publicznym, emerytur i rent.
Czy fundusz nie brał pod uwagę konsekwencji, jakie w Polsce może mieć poluzowanie polityki fiskalnej? Zwłaszcza dla wielkości długu publicznego?
MFW podkreśla, że ważną kotwicą dla stabilności finansów publicznych w Polsce są progi ostrożnościowe dla długu publicznego, które są zapisane w polskim prawie. Ustanowienie tych progów to dla funduszu argument, że nie ma obawy o to, że Polska lawinowo i bez żadnej kontroli zwiększy deficyt, a tym samym dług. MFW wie, że polski rząd byłby zmuszony do podjęcia pewnych dość bolesnych działań, jeśli progi zostałyby przekroczone.
Ostatnio w Polsce toczy się dyskusja na temat zawieszenia działania progów. Powinniśmy je zawiesić?
Progi to bezpiecznik w polityce fiskalnej. Instytucje międzynarodowe – czy to Komisja Europejska, MFW, czy OECD – wiele razy podkreślały, że stabilność fiskalna Polski jest oparta na tych regułach. I nie sądzę, żeby w interesie rządu było wyłączenie na jakiś czas tych bezpieczników. To zostałoby bardzo niekorzystnie odebrane. Tym bardziej że te regulacje często stawiano innym za wzór.
Jednak z drugiej strony, jeśli dług publiczny przekroczy w przyszłym roku 55 proc. PKB – a jest takie ryzyko – to konsekwencje mogą być poważne. Z zamrożeniem płac w budżetówce włącznie. Warto się przy nich upierać?
Jeśli dług wzrośnie i procedury ostrożnościowe zadziałają, może to uwiarygodnić nasz system fiskalny – instytucje międzynarodowe miałyby dowód na to, że zapisy na ten temat w ustawie o finansach publicznych nie są puste. Ale uruchomienie programu naprawczego zapewne spowodowałoby obniżenie prognoz wzrostu gospodarczego. Bo program sprowadzałby się do równoważenia budżetu. A można to zrobić na dwa sposoby: albo ciąć wydatki, albo szukać dodatkowych dochodów przez zwiększanie podatków. Obie metody mogą hamować wzrost. I dlatego trzeba tak prowadzić politykę gospodarczą, by nie trzeba było ich używać.
Na przykład opierając plan ratunkowy na dużych wpływach z prywatyzacji? Jakie jest ryzyko, że nie uda się w przyszłym roku sprzedać państwowych firm za 25 mld zł?
Plan jest bardzo ambitny. Nie wiemy, co będzie się działo ze światową gospodarką w przyszłym roku i w jakiej kondycji będą rynki finansowe. Czy uda się znaleźć nabywców na prywatyzowane spółki? Ostatnie transakcje nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Niektóre oferty cieszą się ogromnym powodzeniem, inne nie. Trudno więc przewidzieć, jak będzie wyglądała prywatyzacja w przyszłym roku, ale ważny jest cel: jeżeli ten proces będzie kontynuowany, a inwestorzy będą mieli jasność co do kierunku polityki gospodarczej rządu, to jest szansa na to, żeby przyciągnąć tu zagraniczny kapitał.
Jaki powinien być ten kierunek polityki gospodarczej? On się chyba zmieniał w ciągu ostatniego roku...
Kiedy MFW radził rozluźnienie polityki fiskalnej, to jednocześnie rekomendował opracowanie tzw. strategii wyjścia – czyli sposobu ograniczenia deficytu, gdy sytuacja gospodarcza się ustabilizuje. O ile wiem, Ministerstwo Finansów pracuje nad takim planem konsolidacji finansów publicznych.
Podobno w tym planie ma się znaleźć zasada ograniczenia wzrostu wydatków budżetowych i propozycje zmian w systemie emerytalnym. To wystarczy?
Polska jest między młotem a kowadłem: chce się rozwijać, absorbować w tym celu środki unijne, a jednocześnie państwo musi wypełniać swoje zobowiązania wobec społeczeństwa. Żeby to pogodzić i znaleźć na to pieniądze, trzeba będzie wybrać: albo zwiększamy bazę podatkową, albo w wydatkach skupiamy się na tym, co istotne. Jeżeli postawimy na naukę, infrastrukturę i budownictwo, to powinniśmy przeznaczać więcej środków na te cele kosztem nakładów na cele społeczne. Nie jestem pewna, czy kotwica wydatkowa powinna dotyczyć wszystkich grup wydatków. Lepiej byłoby, gdyby część z nich mogła być zwiększona – kosztem ograniczenia lub nawet likwidacji innych. Ale każda reguła fiskalna zmierzająca do limitowania wzrostu wydatków jest dobra. Pamiętajmy, że przed nami ściana w postaci progu dla długu w wysokości 55 proc. PKB.
Co się stanie, jeśli rządowy plan konsolidacji finansów zostanie uznany za niewiarygodny?
Może spaść popyt na papiery skarbowe albo będą one sprzedawane z dużą premią. To oznacza problemy z finansowaniem deficytu albo rolowaniem starego długu. Złoty może się osłabić, bo dojdzie do tego odpływ kapitału z innych polskich aktywów.
*Katarzyna Zajdel-Kurowska, przedstawicielka Polski w Międzynarodowym Funduszu Walutowym.