O istnieniu Walczaka poinformowała mnie "Gazeta Wyborcza”, co jest dowodem na to, że podróż koleją sprzyja lekturze, ale postać to godna spopularyzowania. Więc popularyzuję. Jest sobie Walczak imieniem Jacek prezydentem Sieradza, działaczem Platformy Obywatelskiej (ale to akurat bez znaczenia, bo głupota nie wybiera) i politykiem nowego typu. Politycy typu starego musieli udawać, że o coś im chodzi, że mają jakiś program, że - wreszcie - mają coś w głowie. Walczak po prostu jest. I to mu wystarcza, i tym się cieszy!

Choć nie, krzywdzę człowieka. Walczak to wizjoner, który nakreślił wielki plan urbanizacji Sieradza. Polegać ma on w skrócie na zamontowaniu windy w urzędzie oraz sprowadzeniu do miasta Empiku i McDonald’sa, po czym Walczak pozna, że Sieradz dorósł do jego formatu. Bo na razie nie dorasta i rządzenie tą dziurą nie zaspokaja Walczakowych ambicji. Niezaspokojony Walczak postanowił więc wyżyć się artystycznie. I wyżywa się na zespole folklorystycznym "Sieradzanie”.

A "Sieradzanie”, wstyd to przyznać, zupełnie nie nadążają za duchem czasu i wiatrem historii, który wieje z Irlandii. Nadąża za nim za to Walczak, który widział kiedyś na wideo (DVD jeszcze do Sieradza nie dotarło, ale podobno jest już w Zduńskiej Woli) irlandzki zespół folkowy i oni stepowali, nie byli tak śmiesznie poprzebierani i w ogóle śpiewali po angielsku. Nie to co "Sieradzanie” zaczadzeni oberkiem. I nie będą Walczakowi wiochy w mieście robić, a jak się nie unowocześnią, choćby jak "Brathanki” czy bracia Golcowie, to Walczak im kasy nie da. I won!

Nie ma sensu tłumaczenie facetowi z wyraźnym kompleksem prowincjusza, że z folkloru korzystał i Bartok, i Brahms, a Brathanki (że pozostaniemy tylko przy literce b, bo nie wiemy jak tam u Walczaka z alfabetyzmem) to obciach i wiocha. Zabawne tylko, że taki Walczak przyjmuje pozę księcia Leopolda zatrudniającego Bacha. Choć nie, książę pan pozwalał Bachowi komponować, co mu się podobało. Walczak przypomina raczej Józefa II, który po premierze "Uprowadzenia z Seraju” pouczał Mozarta, że umieścił w partyturze zbyt wiele nut.

Miało nie być o Tusku, a jednak trzeba o nim wspomnieć. Otóż kiedy premier obiecywał w expose pracę dla niepełnosprawnych, pokpiwano, że zbyt szczegółowo, że niepoważne. A proszę, słowa dotrzymuje. Niektórzy nawet prezydentami miast zostają.