Przepisy Unii dotyczące środowiska z roku na rok stają się coraz bardziej restrykcyjne. Założenia unijnej polityki klimatycznej wydają się teoretycznie słuszne, w praktyce jednak opierają się na kruchych podstawach. "Chcemy Europy czystej, bardziej konkurencyjnej na rynkach światowych, Europy bezpiecznej z punktu widzenia dostaw energii" - snują sielankową wizję przedstawiciele Komisji. Przekonują kraje członkowskie do konieczności przyjęcia radykalnego pakietu energetyczno-klimatycznego, który ma doprowadzić do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.
Pojawiają się liczby, również dotyczące kosztów całego przedsięwzięcia. Komisja przyjęła, że koszt nowych rozwiązań w przeliczeniu na jednego Europejczyka wyniesie rocznie 150 euro. Są to jednak obliczenia uśrednione. W naszym kraju wartości te wyniosą kilkakrotnie więcej. Zmiany dotkną ponad 800 największych polskich przedsiębiorstw, przede wszystkim energetycznych.
>>>Sprawdź, dlaczego przez Unię podrożeje prąd
Proponowane projekty Komisji wpłyną negatywnie na budżety domowe Polaków. Ceny energii wzrosną drastycznie - nawet o 50 - 70 proc. Tak wysoki skok cen dla odbiorców indywidualnych nie będzie obojętny dla gospodarki. Ceny energii będą uzależnione od ceny uprawnień emisyjnych, a te z kolei - od systemu aukcyjnego, do którego dostęp będzie otwarty dla wszystkich podmiotów. Weźmy np. elektrownię, która emituje rocznie ok. 25 mln ton CO2. W 2013 r. spółka będzie musiała wydać ok. 1 mld euro na zakup uprawnień do emisji. W skali całego kraju za 4 lata trzeba będzie wydać co najmniej 5 mld euro rocznie na zakup emisji. Znajdzie to odzwierciedlenie w cenie energii.
Projekty Komisji w odniesieniu do Polski stawiają pod znakiem zapytania tezy przewodniczącego KE Barroso, że "zmniejszenie zależności od węgla przy jednoczesnym zwiększeniu udziału odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym to dla Europy rozwiązanie problemu bezpieczeństwa dostaw energii". Gwarancją bezpieczeństwa w Polsce jest węgiel. Odnawialne źródła energii jako remedium na zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego to pomysł ryzykowny. Być może dla Niemiec odnawialne źródła energii mogą gwarantować bezpieczeństwo energetyczne, gdyż to właśnie firmy niemieckie są głównym dostawcą tej technologii na świecie.
Propozycje unijne zamiast zapowiadanego skoku rozwojowego mogą stać się hamulcem. Będą prowadzić do zwiększenia dysproporcji między gospodarkami nowych i starych członków. Rząd Donalda Tuska prowadzi obecnie bardzo złożone i trudne negocjacje z partnerami w Brukseli. Trudno będzie nadrobić utracony czas. Pomysł polityki klimatycznej rodził się w 2006 r. Wtedy głos Polski nie był słyszalny. Sami eurokraci wytykają nam to w publicznie udostępnionych raportach.
Komisja Europejska od lat stawia na gospodarkę niskoemisyjną. W trwającym od wielu lat procesie wprowadzania nowoczesnych technologii środowiskowych państwa zachodnie zdążyły się dość dobrze przygotować do klimatycznego wyzwania - Francja ma energię atomową, Hiszpania słoneczną, Niemcy zdywersyfikowały źródła energii. Tymczasem nowi członkowie UE wnieśli do Wspólnoty spadek odziedziczony po minionej epoce - gospodarkę wysokoemisyjną opartą przede wszystkim na węglu. Komisja tego balastu zdaje się nie zauważać.
>>>Przeczytaj, dlaczego rząd jest przeciw ekologicznej Brukseli
Nowe kraje członkowskie, w tym Polska, stają przed koniecznością decyzji - czy wybrać prowadzenie polityki środowiskowej opartej na gotowości ponoszenia sankcji, czy postawić na innowacyjność. Mrzonką jest myślenie, że ewolucja gospodarki w kierunku niskoemisyjnej nastąpi szybko. Długo jeszcze nie będziemy spełniać kryteriów. Efektem tego będą bardzo wysokie dodatkowe koszty, które Polska będzie musiała ponieść w związku z jego wdrażaniem.
Komisja Europejska, stawiając w pakiecie na niskoemisyjną energię, największymi kosztami obciąża sektor węglowy. To Polska, ale również Rumunia, Estonia, Czechy i Grecja poniosą największe koszty tych regulacji. Jednocześnie istnieje prawdopodobieństwo, że w najbliższych latach zwiększenie emisji C02 i zanieczyszczenie atmosfery pochodzić będzie z krajów graniczących z UE od wschodu i południa (kraje płn. Afryki). Państwa te nie będą musiały wypełniać kryteriów klimatycznych i będą mogły produkować tańszą energię. Tymczasem, by polskie firmy były bardziej konkurencyjne od firm zachodnich, będą musiały skorzystać z oferty energetycznej zza wschodniej granicy. Tam cena energii będzie niższa niż w Polsce. Zrozumiała staje się decyzja Rosji o budowie elektrowni jądrowej w Obw. Kaliningradzkim. W obszarze zamieszkałym przez niespełna milion mieszkańców taka inwestycja nastawiona będzie głównie na eksport energii, w tym do Polski.
Pakiet energetyczno-klimatyczny w obecnym kształcie rysuje scenariusz, w którym zasada solidarności dla bezpieczeństwa energetycznego Unii może być zagrożona. I to nie za sprawą złej woli polityków, lecz regulacji urzędowych. Utrzymanie konkurencyjności polskiej gospodarki wobec Zachodu wiąże się z koniecznością taniej energii. Paradoksalnie rezultatem pakietu może być wzrost ryzyka uzależnienia naszej gospodarki od zewnętrznych dostaw energii z Rosji albo z krajów WNP. W tym świetle deklaracje Tony’ego Blaira, że "musimy traktować bezpieczeństwo energetyczne i bezpieczeństwo klimatyczne jako dwie strony tego samego medalu", są puste.
Poprawność unijna skłania wiele krajów członkowskich do zaakceptowania rozwiązań, które nie są dla nich w pełni satysfakcjonujące. Francja uznała przyjęcie nowych propozycji Komisji za priorytet swojego przewodnictwa. Nie możemy ulec tej presji. Prawdą jest, że zmiany klimatyczne zachodzą, i że dzieje się to w dużej mierze wskutek działalności człowieka. Ale to nie powód, by tworzyć politykę, która nie ma uzasadnienia ekonomicznego i politycznego. W UE twierdzi się powszechnie, że to właśnie Europa musi dać pozytywny przykład na świecie. Owszem, ale jak trafnie ujął to Jerzy Buzek, nasz europoseł i główny negocjator w Parlamencie Europejskim - ten pakiet nie będzie wzorem dla nikogo. Nikt go nie będzie naśladował, jeśli gospodarka europejska przegra w wyniku wprowadzenia go w życie.