Badania CBOS na temat pokolenia wolnej Polski nastrajają w oczywisty sposób optymizmem. Dobrze, że młodzież nie ma kompleksów, chce się uczyć, wierzy w swoje siły i prze naprzód. A brak ideałów? Tu także jestem optymistą. Nie ma bowiem lepszego splotu okoliczności dla wykształcenia się ideałów niż optymizm i wiara we własne siły skonfrontowana z rzeczywistością. Nie chodzi mi wcale o kryzys albo inne graniczne doświadczenia. Wystarczy kraj, w którym obowiązującym standardem jest hipokryzja obyczajowa, zinstytucjonalizowane polityczne zakompleksienie wobec Europy i promocja dzikiej konkurencyjności od żłobka do nagrobka.

Reklama

Ludzie, którzy się szanują i chcą żyć godnie, będą musieli zmienić ten kraj. A ludzie bez kompleksów zmienią go nie na inny, tylko na lepsze. To pewniejsza motywacja niż lektura Marksa albo Dmowskiego. Badania CBOS pokazują, jak Polska wraz z marszem pokoleń przesuwa się po opisanej przez Ronalda Ingleharta skali wartości materialistycznych i postmaterialistycznych. Pierwsze dotyczą zaspokojenia potrzeb podstawowych, dopiero uwewnętrzenienie drugich sprawia, że zaczyna liczyć się to, co nazywamy ideałami. Przewaga wartości materialistycznych nad postmaterialistycznymi odróżniała Polskę od krajów Zachodu. Pokolenia, które dorastały w latach 90. - nazwane kiedyś trafnie przez Roberta Ostaszewskiego „dziećmi gorszej koniunktury” - skoncentrowane były prawie wyłącznie na poradzeniu sobie w nowej dla wszystkich (w tym dla rodziców) rzeczywistości. Cechą charakterystyczną była dominacja postaw indywidualistycznych i zamknięcie w prywatności.

Nowe pokolenie już tak się nie boi. Jest wolne od frustracji dostarczających głównego paliwa polskiej polityce. Trudno będzie nabrać to pokolenie na populizm a la walka z niewidzialnym układem, który winny jest wszystkim nieszczęściom. Jeśli rzeczywiście twardo stąpa po ziemi, dawne wierzenia o wyższości zarodka nad kobietą także pozostawi rodzicom. W rozkrzyczanych obrońcach narodowego interesu dostrzeże raczej zagrożenie dla szybkiej integracji europejskiej, której jest beneficjentem. Bardziej pewne siebie, pozwoli sobie na wychylenie się poza własny interes i być może poczuje dyskomfort związany z ogromnymi nierównościami w Polsce.

Deklarowane opinie w sprawach publicznych są w takim wieku zazwyczaj funkcją panujących powszechnie przekonań. Polityka jest be, najfajniejsi są ci, którzy są najbardziej estetyczni, a żeby nie wyjść na lamusa, trzeba się trzymać środka. Z takim światopoglądem startuje każde pokolenie. Wstrzymałbym się jeszcze z zapisywaniem całego pokolenia do Platformy.

Rośnie pierwsze pokolenie prawdziwych Europejczyków. A więc i Europa będzie dla niego naturalnym punktem odniesienia. Zobaczymy, co będzie, gdy ujawni mu się rażąca sprzeczność między standardami europejskimi i polskimi. Zarówno w wymiarze obyczajowym, jak i w standardach pracy. Poprzednie generacje wprowadziły Polskę do Europy, nowe pokolenie być może wprowadzi wreszcie Europę do Polski.

W „Krytyce Politycznej”, jako organizacji coraz bardziej masowej, od pewnego czasu obserwujemy liczny napływ ludzi urodzonych w okolicach 1989 roku. Dziś nawet przyszedł e-mail od 15-latka z Człuchowa, który pisze: „Na co dzień jestem uczniem trzeciej klasy publicznego gimnazjum. Interesuję się polityką, prowadzę bloga politycznego, w którym przeprowadzam krytykę aktualnej polityki, oczywiście z perspektywy lewej strony. Ideowo jestem z wami już od dawna, zależy mi teraz, by być z wami organizacyjnie.” Nie mam pojęcia, czy to są ludzie reprezentatywni dla swojego pokolenia, ale jest w nich znacznie mniej oporu przed zaangażowaniem niż wśród ludzi, którym kojarzyło się ono jeszcze ze słusznie minioną epoką, i którzy wobec tego woleli zając się wyłącznie swoimi sprawami.

Nie tylko z powodu własnych doświadczeń, nie martwiłbym się o potencjał buntu w tym pokoleniu. Wszystkim, którzy poszli na łatwiznę i zintepretowali badania CBOS, opisując pokolenie wolnej Polski jako niezdolne do politycznego działania, dedykuję tekst zatytułowany „Francja się nudzi”. Napisał go w marcu 1968 roku wybitny francuski publicystka Pierre Viansson-Ponte dla ,,Le Monde'' w przekonaniu, że wypracowany po wojnie dobrobyt usypia. Niedługo później już nie było tak nudno.