Angela Merkel stoi w tej chwili przed klasycznym dyplomatycznym dylematem co do sposobu, w jaki ma traktować relacje z Polską. Merkel może ominąć niewygodne tematy, dbać o "polityczną chemię" i uśmiechać się do zdjęć z prezydentem Kaczyńskim. Byłaby to jednak niestety zła droga. Ciąg dalszy obchodzenia się z Polską jak z jajkiem. To nie ma sensu.

Merkel powinna więc postąpić inaczej. Musi rozmawiać o konkretach: tarczy antyrakietowej i unijnej konstytucji. Ale przede wszystkim potrząsnąć Polakami. Musi zaapelować do Warszawy, żeby wreszcie przestała w polityce zagranicznej zachowywać się niedojrzale. Nie powinniście być już ani pokornym dzieckiem, ani niesfornym i obrażalskim nastolatkiem. Najwyższy czas dorosnąć do zadań i roli dużego, 40-milionowego kraju będącego kluczowym członkiem Unii Europejskiej. Bo nadszedł moment, w którym od Polski bardzo wiele zależy.

Polska na nowej mapie świata
Na naszych oczach zmienia się światowy porządek. Kiedyś - w czasach zimnej wojny - mieliśmy świat bipolarny, gdzie wszystko było proste i czarno-białe, a gra między Waszyngtonem a Moskwą w miarę przewidywalna. Teraz na naszych oczach świat staje się wielobiegunowy. 11 września, Irak, rywalizacja o surowce to tylko jego kolejne stadia tych przemian. Europa, mimo że cieszy się dobrobytem i pokojem, nie jest samotną wyspą. A zmiany, które obserwujemy, są bezlitosne. I jeżeli Europa się do nich nie dostosuje, będzie cierpiała. To właśnie tutaj pojawia się wyjątkowa rola Polski. Jesteście kluczowym krajem, od którego zależy przyszłość dwóch fundamentalnych dla przyszłości Europy procesów.

Pierwszym jest reforma Unii Europejskiej - nadanie jej jakiejś formy konstytucji. Wielu europejskich polityków, w tym kanclerz Angela Merkel, uważają, że bez zmian strukturalnych "Europa daleko nie zajedzie". A bez poparcia Polski z eurokonstytucji nici.

Gra o NATO
Eurokonstytucja to niejedyne strategiczne wyzwanie, przed którym stoi Polska. Drugim jest gra, w której stawką jest los NATO. Temat przyszłości Sojuszu Północnoatlantyckiego wraca nieoczekiwanie pod postacią debaty o budowie tarczy antyrakietowej w Europie. Tarcza przypomniała, w jakim opłakanym stanie jest NATO. Bo Sojusz jest w kryzysie od końca zimnej wojny, gdy stopniowo przestawał być potrzebny. Dziś jest skostniałą biurokratyczną strukturą, a nie miejscem kluczowych debat i inicjatyw w dziedzinie bezpieczeństwa. Jest wielu winnych tego stanu rzeczy. Winna jest Ameryka, która notorycznie omijała NATO, budując - tak jak w czasie kryzysu irackiego - koalicję chętnych, bo tak było Waszyngtonowi wygodniej.

Winne są Niemcy Gerharda Schrödera, który instrumentalizował antyamerykanizm dla osiągnięcia wyborczego sukcesu. Winni są wreszcie sami politycy stojący na czele Sojuszu, którym brak wizji, a czasem i kontaktu z rzeczywistością. Przykładem niech będzie sekretarz generalny Sojuszu Jaap Hoop de Schaffer, który mówił, że nie rozumie postawy Rosjan, którzy powinni się cieszyć, że demokracja podchodzi pod jej granice. Nie chodzi jednak o mnożenie winnych. Fakt jest taki, że kluczowe dla światowego bezpieczeństwa decyzje zaczęły zapadać poza NATO. Tak naprawdę dziś mało który polityk naprawdę wierzy w NATO. Trzeba przerwać ten dryf Sojuszu w kierunku całkowitej marginalizacji. Dlatego najnowsza propozycja Angeli Merkel, by debatę o tarczy odbyć w ramach NATO, jest bardzo sensowna. Budowa NATO-wskiej tarczy leży także w interesie Polski.

W Europie Zachodniej jest bowiem deficyt w myśleniu o bezpieczeństwie. Na razie jeszcze wszystkie wielkie zagrożenia przyszłości są gdzieś daleko. Ale gdy za parę lat na przykład Iran dokona kilku prób z rakietami dalekiego zasięgu i Europie skoczy ciśnienie. Dopiero wtedy europejscy politycy wreszcie się obudzą i pomyślą o niepopularnych tematach bezpieczeństwa. Ale wówczas może być za późno.

Polska nie oszuka geografii

Być wiernym sojusznikiem jedynego supermocarstwa to dla Warszawy - ciężko doświadczonej przez XX-wieczne wojny - kusząca perspektywa. Ale geografii nie da się oszukać. Polska leży tam, gdzie leży. Nigdy nie będzie 51. stanem USA, którego Amerykanie bronić będą jak Florydy czy Kalifornii. To marzycielstwo. Poza tym Ameryka jest po Iraku i Afganistanie bardzo osłabiona. Polska musi zrozumieć, że jej przyszłość to Europa. Nie musi bezgranicznie ufać Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemcom. Ale myśląc w kategoriach Realpolitik, nie ma innego wyboru. Polska powinna zrozumieć, że w jej interesie jest myśleć europejsko, a nie izolacjonistycznie. Bo tylko w Europie Polska może zrealizować swoje kluczowe postulaty, na przykład europejską politykę energetyczną.

Podobnie jest z ważnym dla Polski problemem tarczy antyrakietowej. Rosja gra w swoją grę. Nie sądzę, żeby na Kremlu ktokolwiek, poza paroma niemądrymi generałami, na serio martwił się budową tarczy. Rosjanie doskonale wiedzą, że antyrakietowe pomysły Waszyngtonu to tarcza przeciw biedakom: Iranowi czy Korei Północnej. To państwa dysponujące niezbyt wyrafinowaną techniką. Przeciw nim tarcza wystarczy. Rosjanie doskonale wiedzą, że projekt nie jest wymierzony w nich. Na swoim oburzeniu próbują po prostu ugrać jak najwięcej dla siebie.

Mam nadzieję, że kanclerz Merkel spacyfikuje w zarodku zagrożenie i uniknie dzielenia Europy na starą i nową - proamerykańską i prounijną. Ona to potrafi. Jest bardzo zręcznym politykiem. Osobiście ma czyste konto. Zdystansowała się wobec niepopularnej w Polsce polityki kanclerza Schrouml;dera. Wysyła w kierunku Warszawy sporo przyjaznych gestów.

Zacznijcie rozmawiać z Niemcami
Nie ma co się jednak oszukiwać. Dialog Berlina z Warszawą nie jest łatwą sprawą. Podstawowy problem to brak zaufania. Kaczyńscy nie ufają Niemcom i to widać. Spora część winy leży po stronie niemieckiej. Wystarczy wspomnieć budowę Rurociągu Bałtyckiego w czasach kanclerza Schrouml;dera. Ale i Polakom można wiele zarzucić: polska dyplomacja działa dosyć amatorsko. I nie myślę tutaj tylko o tym rządzie. No bo dlaczego Warszawa zareagowała dopiero, gdy decyzje w sprawie rurociągu już zapadły. Ja sam pisałem o tym wiele razy i dużo wcześniej. Wtedy trzeba było interweniować.

Obecny polski rząd przesadza z kolei ze swoją nieufnością wobec całej Europy. Brak aktywności na forum unijnym próbuje ukryć pod maską izolacjonizmu. Z perspektywy Berlina polityka Polski jest mało przejrzysta i niezrozumiała. Obserwuję też wzrastające zniechęcenie wśród niemieckich elit do Polski. Nawet wśród polityków zawsze zdecydowanie Polsce przychylnych słychać narzekania, że Niemcy pomogli wam wejść do NATO i Unii, a w zamian jest tylko gorzka niewdzięczność i niezdolność do kompromisu. Dlatego mam nadzieję, że Angela Merkel potrząśnie Polakami i powie im: więcej odwagi! To i wam może się opłacać.

Z drugiej strony nie wiem, czy kanclerz Merkel zdecyduje się na całkowitą szczerość. I ona może się obawiać, czy aby trudne sprawy negocjacji nie będą zaraz rozplotkowane na potrzeby wewnętrzne przez polskich polityków.

Michael Stuuml;rmer, historyk i publicysta, były doradca kanclerza Helmuta Kohla ds. międzynarodowych




































Reklama