Przywódcy Lewicy i Demokratów wysłali list do prezydenta, w którym domagają się zawetowania przyjętej przez Sejm ustawy o obniżce składki rentowej - ustawy obniżającej podatkowe obciążenia pracy. Utrzymywanie wysokich obciążeń podatkowych pracy jest pomysłem ciężkiego idioty, który nie rozumie, skąd bierze się bogactwo narodowe.

Reklama

Dobrobyt bierze się przecież właśnie z pracy. Wysoki podatek od wynagrodzeń - bez względu, czy nazywa się podatkiem dochodowym, czy obowiązkową składką ubezpieczeniową - jest dla gospodarki bardzo niekorzystny. Jest tak dlatego, że jedynym zasobem, którym Polska naprawdę dysponuje, jest kapitał ludzki: rzesze dobrze wykształconych ludzi, którym chce się pracować.

Po opodatkowaniu tego kapitału automatycznie zacznie go ubywać. Ludzie jeszcze chętniej będą wyjeżdżać do Wielkiej Brytanii, gdzie zarobią więcej przy mniejszym opodatkowaniu. Nie można więc stosować demagogicznych argumentów, że na obniżeniu składki rentowej ucierpi budżet. W rzeczywistości, jeżeli nie obniży się tej składki, odczują to wszyscy pracownicy, bo dalej państwo będzie odbierać tę część ich ciężko zarobionych pieniędzy. Nie dziwi, że SLD, lubiące wydawać nie swoje pieniądze, wzywa do zawetowania ustawy - ich program to głównie rozdawnictwo budżetowych pieniędzy.

Może jednak dziwić, że Partia Demokratyczna, będąca partią podobno liberalną, także temu sekunduje. Przypomnimy jednak sobie, jak jej politycy na początku lat 90. wprowadzali wysokie opodatkowanie pracy. Był to oczywisty błąd, który doprowadził do katastrofy na rynku pracy. Ta historia powinna być przestrogą dla demagogów z LiD.

Reklama

Drugą propozycją, tym razem zgłoszoną przez polityków PiS, był pomysł wprowadzenia podatku katastralnego. Także dzięki niemu w budżecie miałyby pojawić się dodatkowe pieniądze na podwyżki dla pielęgniarek. Występujący z tą propozycją przedstawiciele PiS chyba nie do końca wiedzieli, o czym mówią, albo po prostu chcieli sprawę podwyżek dla pielęgniarek odsunąć w czasie, bo tego podatku nie można wprowadzić nawet w ciągu następnych trzech lat. A nie wierzę, żeby pielęgniarki zamierzały protestować jeszcze tyle czasu.

Na szczęście premier szybko wycofał się z tego pomysłu, uznając, że Polaków na niego nie stać. I dobrze, bo podatek ten pobierany jest od wartości posiadanych nieruchomości, a do tego jest potrzebna szczegółowa ewidencja i wycena wszystkich nieruchomości w kraju. Taki proces może trwać nawet kilka lat. Co więcej, podatek katastralny dotyczy wszystkich posiadających nieruchomości: od właścicieli pałaców w Konstancinie pod Warszawą aż po emerytów posiadających wykupione od państwa mieszkania komunalne w gomułkowskich blokach. Dobrze więc, że pomysł tak prędko przepadł.

Aby poprawić sytuację w służbie zdrowia, należy przede wszystkim gruntownie ją zreformować. Pompowanie pieniędzy w system opieki zdrowotnej w obecnym kształcie jest zupełnie bezcelowe. Nie można dopuścić do tego, by wydano na nią chociaż jedną złotówkę więcej z kieszeni podatników. Państwowa służba zdrowia jest jak dziurawa balia, w którą bez końca można wlewać fundusze. Najpierw powinno się przeprowadzić gruntowną reformę, a potem ewentualnie myśleć o większych pieniądzach.

Reklama

Mówię o ewentualnym zwiększeniu nakładów, bo uważam, że w chwili obecnej każdy podatnik za pomocą różnych składek, podatków oraz opłat za wizyty prywatne na opiekę zdrowotną wydaje tyle, że w zupełności wystarczyłoby to do efektywnego działania systemu, gdyby pieniądze nie ginęły w nieefektywnych strukturach. Teraz w sytuacji, gdy państwo jest właścicielem szpitali, sprzętu medycznego oraz pracodawcą dla personelu medycznego, tworzy się niewydolny system, który prowadzi do niegospodarności i patologii.

Niektórzy lekarze na państwowym sprzęcie wykonują prywatne zabiegi. A państwo zamiast to zmienić, wyciąga kolejne pieniądze od podatników, po to, by CBA biegało po dachach szpitali i podglądało, czy aby jakiś ordynator nie dostał od pacjenta "pół litra" czy innego większego dowodu wdzięczności.

Robert Gwiazdowski, ekspert ds. podatków w Centrum im. Adama Smitha