Nowy cyrograf Murdocha
Władzom, myślącym o współpracy z Murdochem warto bowiem przypomnieć stare angielskie przysłowie: „Jeśli chcesz jeść z jednej miski z diabłem, używaj łyżki na bardzo długim trzonku". Sam kiedyś negocjowałem z Murdochem, po tym jak "The Times", w którym wówczas pracowałem, stał się jego własnością. Dlatego też polskim czytelnikom czy telewidzom mogę powiedzieć tyle: obserwujcie pilnie wszystko, czego się Murdoch dotknie, nie wierzcie ani jednemu jego słowu. To bardzo niebezpieczny człowiek - dla dziennikarstwa, dla polityki, dla kultury, dla ludzkiej cywilizacji.

Reklama

Murdoch nie ogranicza się bowiem do sprawnego zarządzania mediami i powiększania swego wydawniczego imperium. Potrafi także kontrolować życie polityczne krajów, w których działa. Robił to w Wielkiej Brytanii i z pewnością zechce też tego spróbować w Polsce. Będzie się przy tym kierował zawsze swym własnym interesem. Nawet jeśli obecnie magnat usiłuje nawiązać dobre stosunki z partią rządzącą w Polsce, gdy tylko zorientuje się, że pojawił się w polskiej polityce ktoś silniejszy, natychmiast to jemu zaoferuje łamy swych gazet. Murdoch lubi bowiem tylko tych, którzy wygrywają.

Prasa Murdocha uwielbia chełpić się swą polityczną siłą. To jednak nie czcze przechwałki. Przykładem tego brytyjskie wybory w 1992 roku, przegrane przez Partię Pracy, która niemal do ostatniego dnia kampanii prowadziła w sondażach opinii publicznej. Na dzień przed wyborami na całej pierwszej stronie "The Sun" znalazł się tylko jeden obrazek - głowa Neila Kinnocka, przywódcy Partii Pracy, w kształcie żarówki z podpisem "ostatni, który opuści Wielką Brytanię, niech zgasi światło".

Trudno z całą pewnością stwierdzić, że właśnie z tego powodu Partia Pracy wybory te nieoczekiwanie przegrała. Warto jednak zauważyć, że niemal pierwszą rzeczą, którą Tony Blair uczynił po objęciu w 1994 roku przywództwa Partii Pracy, była pielgrzymka do Australii. By przysiąść u tronu Murdocha i wysłuchać czego on sobie życzy. Od tego czasu, jeśli pamięć mnie nie myli, Blair nigdy nie zrobił niczego, czego Murdoch nie aprobował, zaś Murdoch zaczął Blaira konsekwentnie lansować.

Mistrz trywializacji
Ruperta Murdocha poznałem bliżej w początkach 1981 roku, w trakcie wielu spotkań, gdy negocjował on zakup "Timesa" i "Sunday Timesa" od koncernu Thompsona. W tym czasie wiedziałem już sporo o nim samym i o jego metodach z lektury książek, i z rozmów z szeregiem amerykańskich i australijskich dziennikarzy, którzy mieli bezpośrednie doświadczenie wyniesione z osobistych kontaktów z Murdochem. Ich rady wskazywały, że jest to człowiek niebezpieczny dla wolności sumienia i swobody dziennikarskiej wypowiedzi.


Reklama

Pewien wybitny australijski dziennikarz, który wiele lat pracował w jego gazecie stwierdził, że "wszystko, czego się ten człowiek, dotknie zamienia się w g....". Dokładnie to przydarzyło się pod rządom Murdocha "Timesowi" i "Sunday Timesowi" w Anglii. Podobnie zresztą było i z "The Sun" i "News of The World", aczkolwiek były to nędzne brukowce jeszcze przed przejęciem ich przez Murdocha.

Do treści "Timesa" zaczął się mieszać, zanim jeszcze został jego wydawcą. Byliśmy jeszcze w trakcie negocjacji nad przejęciem pisma, gdy Murdoch pojawił się w redakcji i zażądał zmian w szeregu artykułach. Dziś "Times" sprzedaje prawie dwukrotnie więcej egzemplarzy niż kiedyś, ale dzieje się tak głównie dlatego, że magnat uczynił z niego gazetę znacznie bardziej populistyczną.

"Times" był zawsze dość konserwatywną gazetą, ale można było polegać na wiarygodności jego relacji. Dziś wypełniają go powierzchowne, trywialne materiały. I takim przeobrażeniom uległy wszystkie gazety przejęte przez Murdocha. Merytoryczna jakość jest w nich zastępowana tabloidowymi newsami. Szlachetny styl artykułów przeobraża się w pełną banałów sieczkę.

Reklama

Sam Murdoch wyraża się zresztą niewiarygodnie wulgarnie. Język, którego używał w trakcie naszych rozmów, mógł przyprawić o szok. Przyzwyczajony jestem do kontaktów z osobami, które nie przebierają w słowach, ale język Murdocha był czymś, czego powtórzyć ani nawet wyobrazić sobie się nie da.

Murdoch - polityk globalny
Jego zasada jest następująca: "moi redaktorzy mają całkowitą swobodę wypowiedzi, tak długo, jak piszą to, czego od nich wymagam". Jest mu wszystko jedno, co wypisują na temat spraw trywialnych, ale w tych zasadniczych, muszą oni przede wszystkim dbać o dobro jego własnego biznesu.


I tak jego angielskie gazety pełne są pochlebnych wzmianek o telewizji SKY, amerykańskie o telewizji FOX czy STAR w Chinach. Najlepszym przykładem swobody wypowiedzi, jaką mają redaktorzy gazet Murdocha, może być stosunek do wojny w Iraku. W momencie jej wybuchu Murdoch był właścicielem 75 gazet w kilkunastu krajach. Każda z nich, niezależnie od tego, w jakim kraju się ukazywała, poparła tę wojnę.

Imperium Murdocha poszerza się głównie metodą wykupu dawno istniejących tytułów. Trzeba jednak przyznać, że w dziedzinie telewizji satelitarnej Murdoch okazał się wizjonerem. Jako jeden z pierwszych magnatów medialnych potrafił docenić jej potencjał, gdy jeszcze znajdowała się w powijakach. Teraz jego Fox TV w Stanach Zjednoczonych spełnia rolę psa bojowego najbardziej skrajnych elementów amerykańskiej prawicy.

Kameleon
Choć jego media są na ogół prawicowe, nie sądzę, by on sam miał jakiekolwiek głębsze, trwałe przekonania. Murdoch zawsze chce kontrolować polityków i jest mu zupełnie obojętne, do jakiej partii należą, tak długo jak sprawują władzę, a on jest w stanie ich kontrolować. Przykładem niechętny stosunek kolejnych rządów brytyjskich do Unii Europejskiej - będący tak naprawdę echem niechęci do niej Murdocha. Dlaczego nie lubi on Unii? Dlatego, że jest ona zbyt wielka, by ktoś taki jak on, był w stanie ją kontrolować.

Negocjując z Murdochem 27 lat temu, dowiedziałem się o nim ważnej rzeczy. Otóż jest on w stanie obiecać niemal wszystko, by uzyskać zamierzony cel. Kiedy zaś go osiągnie, wszystkie jego zobowiązania przestają mieć jakąkolwiek wartość.

Gdy tylko uzyska pełną kontrolę nad jakąś gazetą, albo choćby decydujący na nią wpływ, natychmiast zaczyna jej używać wyłącznie dla swych własnych celów. Człowiek ten wywarł wyjątkowo szkodliwy wpływ na dziennikarstwo i na ogólną kulturę polityczną. Wiadomo, że ceną za otrzymanie koncesji na kanał telewizyjny STAR w Chinach była zgoda na żądanie władz pekińskich, by jego dziennikarze pozostawali pod ścisłą kontrolą polityczną. Murdoch zgodził się na to bez najmniejszych oporów. On bardzo dba o to, by nie obrażać władz kraju, w którym działa. Dopóki oczywiście nie postanowi tych władz zmienić.