Dla mnie ta ekspedycja jest jednak przede wszystkim symbolem marazmu, jaki ogarnął społeczeństwo Rosji. Bo choć pozornie eksploracja podbiegunowych głębi może się kojarzyć się z heroicznym przezwyciężaniem ekstremalnych trudności, to przecież nie taki cel przyciągnął na biegun rosyjskich badaczy i polityków, którzy ich tam wysłali. Rosjanom chodzi o to, by sięgnąć po bogate złoża surowców znajdujące się pod biegunem północnym.

Reklama

Tymczasem ja jestem głęboko przekonany, że nic tak nie szkodzi Rosji jak - paradoksalnie - surowcowe bogactwo. Rosyjskie społeczeństwo rozwija się bowiem tylko wtedy, gdy Rosjanie są do tego zmuszeni. Kiedy jest nam źle i niewygodnie, wtedy zaczynamy myśleć i kombinować. A kiedy jest nam dobrze - natychmiast wpadamy w stan błogiego rozluźnienia i rozkładu.

Dlatego dziś, gdy Rosja posiada tak wielkie złoża ropy i gazu, jej rozwój jej maksymalnie zahamowany - bo nie trzeba nic robić. Bo przecież jest rura - której nota bene też nie trzeba budować, bo zrobił to już Nikita Sergiejewicz Chruszczow. Teraz można więc leżeć bykiem, pompować surowce naturalne do woli i zgarniać petrodolary - a narodowi zamknąć gębę tanią gorzałą. Najnowsza wyprawa na biegun jest doskonałym przykładem tego demoralizującego rozumowania - rosyjscy politycy nie muszą przejawiać żadnej inicjatywy, nie potrzebują niczego zmieniać ani tworzyć. Wystarczy znaleźć nowe złoża surowców.

To właśnie ta zadziwiająca bierność odróżnia Rosjan od narodów Zachodu. Po rozpadzie Związku Sowieckiego los rzucił mnie do Szwajcarii i dowiedziałem się wtedy, że ten mlekiem i miodem płynący kraj importuje wszystko, łącznie z... piaskiem. Szwajcarzy nie mają nawet piasku i muszą go sprowadzać zza granicy. Nie mają w ogóle żadnych surowców i właśnie dlatego muszą używać głów do myślenia. Musieli przez wieki nauczyć się zużywania minimum surowców i energii, a wkładania we wszystko maksimum umiejętności i rozumu. Tego ich nauczyła dawna bieda - którą dziś przekuli w oszałamiające bogactwo.

Reklama

Właśnie dlatego tak lubię zegarek, który mam w tej chwili na ręce - perfekcyjny rolex zrobiony ze 100 gramów zwykłej stali. Ten zegarek przypomina mi o ludzkim rozumie, staraniach, dyscyplinie i inicjatywie. Czyli cechach, które w Rosji znajdują się w stanie śmierci klinicznej - właśnie dzięki obfitości surowców. A próba zdobycia nowych zasobów na biegunie północnym jest po prostu zwiastunem kolejnego aktu upadku Rosji.

Kiedy zobaczyłem w telewizji rosyjski lodołamacz przebijający się na biegun, łzy stanęły mi oczywiście w oczach. Po prostu uwielbiam lodołamacze (jedna z książek Suworowa nosi tytuł "Lodołamacz" - przyp. red.). I dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że było to poważne naruszenie prawa międzynarodowego. Byłem w Genewie, gdy przedstawiciele ZSRR podpisywali protokoły dotyczące prawa morskiego - stwierdzały one m.in., że strefa ekonomiczna każdego państwa to tylko 200 mil morskich od brzegu. Teraz próbujemy łamać własne umowy.

W XIX wieku jeden z zachodnich podróżników po wizycie w państwie carów napisał o jego mieszkańcach: "Niewolnicy na klęczkach marzący o władzy nad światem". I coś w tym jest - im niżej naród rosyjski klęka, tym silniej tli się w nim życzenie opanowania kosmosu. Rosjanin siedzi zamknięty w w chlewie, więc nie pozostaje mu nic innego, jak marzyć o podboju wszechświata.

Reklama

Kiedy byłem młodym oficerem, żyło się nam bardzo ciężko i biednie. Ale wieczorami, po całym dniu harówki spotykaliśmy się i piliśmy wódeczkę. Co jakiś czas ktoś rozkładał mapę i mówił: "A żesz k...a jego mać, jaka to s...a oddała Alaskę Ameryce?". Bo do pełni szczęścia brakowało nam tylko Alaski. Albo Bosforu. Bo to przecież Bizancjum, a my jesteśmy jego spadkobiercami.

Czy my, Rosjanie, naprawdę jesteśmy opętani obsesją wszechwładzy? Nie. Te szaleńcze marzenia brały się stąd, że wtedy po prostu nie mieliśmy niczego. Gdybyśmy w tamtych czasach mieli telewizor, dom, samochód – słowem, gdybyśmy żyli po ludzku - nie potrzebowalibyśmy marzeń o podboju świata. Poszlibyśmy na dobre piwo do dobrego pubu. Ale tego nie mieliśmy, więc pozostawało marzyć o światowych rządach.

I teraz jest tak samo. Naród wiwatuje: Hurra, hurra lodołamacz na biegunie! Hurra, nasza flaga na dnie Oceanu Lodowatego! Marzenie spełnione. Nie mogę się oprzeć pokusie, by nie porównać tego z zatknięciem flagi sowieckiej na budynku Reichstagu w Berlinie. To było wielkie zwycięstwo, po którym ze zdwojoną siłą przystąpiono do zniewalania ludzi.




Wiktor Suworow: pisarz i historyk, w młodości oficer armii sowieckiej i sowieckiego wywiadu wojskowego GRU.