Antoniego Macierewicza Monika Olejnik przedstawia jako wybitnego opozycjonistę z PRL. Krzysztof Łoziński, także opozycjonista z PRL - jak pisze dziennikarka - jest z wykształcenia matematykiem i fizykiem. Wykorzystując swoją wiedzę postanowił on przyjrzeć się tezom głoszonym przez prof. Wiesława Biniendę, na którego wielokrotnie powołuje się m.in. Antoni Macierewicz. Wyniki owej konfrontacji znalazły się w internetowym Studiu Opinii.
Pierwsza kwestia, o której pisze Olejnik, to sprawa brzozy i jej miękkości. Prof. Binienda wsławił się tym, że uważa, iż brzoza jest miękkim drzewem, a przez to nie może przeciąż skrzydła samolotu - pisze dziennikarka w "Gazecie Wyborczej". Potem cytuje fragment analizy Łozińskiego. Sięgnął on do danych dotyczących twardości różnych gatunków drewna. Jeśli przyjąć, że twardość dębu to 100 procent, to twardość brzozy w porównaniu z dębem wynosi 81,67 procent. Jest to więc drewno tylko nieco mniej twarde niż dębowe, Niestety, panie inżynierze, teoria o miękkim patyku leży w gruzach - cytuje Łozińskiego Olejnik.
Kolejna sprawa to soki w drzewie. Według prof. Biniendy wiosną w drzewach są soki, co sprawia, że drewno mięknie. Łoziński z kolei podkreśla, że ciężar właściwy mokrego drewna jest większy niż suchego. To pan inżynier doktor nie wie, że skutki zderzenia z masywniejszą przeszkodą są groźniejsze niż z przeszkodą lżejszą - cytuje Olejnik.
Dziennikarka pisze także, że w swej analizie Łoziński ujawnia prawdziwe wykształcenie prof. Biniendy. Nie jest profesorem w polskim rozumieniu tego słowa ani fizykiem, ani ekspertem NASA - pisze Olejnik.
Na koniec Monika Olejnik konkluduje, że prezes Jarosław Kaczyński będzie wiedział lepiej, choćby się zebrało tysiąc ekspertów, a na końcu by się okazało, że to była katastrofa, a nie zamach.
Jarosław Kaczyński chce, żeby była specjalna ustawa, która spowoduje, iż przyczyną katastrofy zajmą się odważni prokuratorzy, a nie ci, którzy w tej chwili pracują w prokuraturze. Najgorsze byłoby to, gdyby z ich pracy wynikło, że to była katastrofa. Prezes szukałby prokuratorów do momentu, aż uznaliby jego racje - pisze Monika Olejnik.