Ewa Stankiewicz w swym komentarzu przekonuje do idei prześwietlania życiorysów polityków i dziennikarzy. Nawiązuje w ten sposób do artykułów dotyczących matki sędziego Igora Tuleyi, który orzekał w sprawie przeciwko kardiochirurgowi Mirosławowi G. "GPC" napisała, że Lucyna Tuleya pracowała w służbach specjalnych PRL.

Reklama

Zarówno Monika Olejnik, jak i sędzia Igor Tuleya pełnią na tyle ważne funkcje społeczne, że mam prawo wiedzieć, czy swojej pozycji nie zawdzięczają właśnie zasługom rodziców w utrwalaniu reżimu komunistycznego poprzez pracę np. w Służbie Bezpieczeństwa PRL - pisze Stankiewicz. I dodaje, że to pytanie dotyczy większości dzisiejszych gwiazd dziennikarstwa w Polsce z pierwszych stron tabloidów.

Stankiewicz podkreśla, że dopuszcza sytuację, w której kariera nie jest związana z funkcja publiczną rodziców, ale z własną ciężką pracą i talentem. Jednak gdy ktoś wygłasza prowokację ideologiczno-polityczną zamiast wyroku sądowego ub skrajnie manipuluje opinią publiczną - pojawia się pytanie o przyczynę jego miernych kompetencji w zderzeniu z rozmiarem kariery - pisze współautorka filmu "Solidarni 2010", mając na myśli właśnie Igora Tuleyę.

Dodaje, że sędzia, którego słowa o stalinowskich metodach stosowanych przez CBA wywołały burzę, Stankiewicz podkreśla, że w jego obronie stanął Bronisław Komorowski. Nasz prezydent jest posiadaczem jednego z najbardziej zawiłych życiorysów, który, z racji jego funkcji, powinien być absolutnie przejrzysty, a niestety niepokoi niewyjaśnionymi, dziwnymi doniesieniami - pisze Stankiewicz, nie precyzując jednak, jakie doniesienia ma na myśli.