BARTŁOMIEJ NIEDZIŃSKI: Jak pan, najdłużej sprawujący urząd szef dyplomacji w Unii Europejskiej, ocenia wspólną politykę zagraniczną? Syria czy Ukraina pokazują, że kraje członkowskie mają problem z uzgodnieniem stanowiska.
JEAN ASSELBORN: W UE jest 28 państw z 28 politykami zagranicznymi i 28 własnymi interesami, więc trzeba znaleźć wspólny mianownik. Można przywoływać negatywne przykłady, ale są też pozytywne, np. polityka wobec Iranu. Na początku, 10 lat temu, to nie było łatwe, ale mieliśmy wspólną politykę już za czasów Javiera Solany i jest teraz u Catherine Ashton, więc zmierzamy w dobrym kierunku. Drugim pozytywnym przykładem jest proces pokojowy na Bliskim Wschodzie. W pewnym momencie znaleźliśmy wspólne stanowisko w sprawie granic, Jerozolimy, uchodźców. Jeśli chodzi o Syrię, prowadziliśmy trudne debaty na ten temat, ale były one użyteczne w podjęciu decyzji, czy przekazywać broń opozycji, czy nie. Nie jesteśmy stowarzyszeniem, w którym o polityce decyduje się poprzez naciśnięcie przycisku do głosowania – musimy ją wypracować. Ale nie sądzę, by europejska polityka zagraniczna była aż taka nieudana.
Wróćmy do Ukrainy. Choć jest oczywiste, że to ona padła ofiarą rosyjskiej agresji, unia nie uzgodniła szerokich sankcji gospodarczych wobec Rosji. Jak powstrzymać rosyjski imperializm?
Sprawy sankcji były na stole od początku. Nie ma liberalizacji reżimu wizowego, nie będzie nowego porozumienia z Rosją o partnerstwie, G8 stała się G7. To pierwszy krok. Drugim było objęcie sankcjami tych, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za aneksję Krymu – zarówno w Rosji, jak i na Krymie – zakazując wydawania im wiz i zamrażając ich konta. Zrobiliśmy to, a lista osób jest rozszerzana. Trzeci krok – sankcje gospodarcze – zostanie zastosowany, jeśli nastąpi bezpośrednia interwencja wojskowa rosyjskich żołnierzy na Ukrainie poza Krymem. Prowadziliśmy w UE dyskusje, ale mamy wspólne stanowisko. Celem sankcji gospodarczych jest pokazanie Putinowi, że jeśli zrobi ten krok, będzie bojkot gospodarczy i będzie miał poważne kłopoty gospodarcze. Jako że rosyjskich wojsk nie ma na Ukrainie, tego tematu jeszcze nie ma. Ale jeśli będziemy musieli przejść do trzeciego kroku, wszystko jest przygotowane.
Reklama
Wierzy pan, że Krym wróci do Ukrainy?
Bez interwencji militarnej trzeba liczyć się z faktami. Może nam się nie podobać, że Krym jest obecnie częścią Rosji. Nie uznajemy tego, ale musimy przyjmować ten fakt do wiadomości. I bez interwencji militarnej nie jest możliwa zmiana tej sytuacji. Może za 10 lat będziemy mogli wrócić do tej sprawy, ale teraz musimy się liczyć z faktami. Nie uznawać tego, ale przyjmować do wiadomości.
Czy Luksemburg jest gotowy poprzeć sankcje? Pański kraj mocno chroni tajemnicę bankową, a konta w nim ma wiele rosyjskich firm i oligarchów.
Jesteśmy ważnym centrum bankowym. Gospodarka bez banków nie może istnieć. Nie ma nic złego w tym, że kraj jest centrum finansowym. Są nim Nowy Jork, Hongkong, Singapur, Londyn, więc dlaczego nie miałby być Luksemburg. Druga rzecz – mieliśmy tajemnicę bankową. Mieliśmy. Ale zmieniliśmy to. Po kryzysie było to nieuniknione. Od 1 stycznia 2015 r. będziemy brać udział w automatycznej wymianie informacji. Trzecia sprawa to inwestorzy. W Luksemburgu siedzibę ma, poza Nowym Jorkiem, najwięcej na świecie funduszy inwestycyjnych. Rosyjskie pieniądze napływają do Luksemburga i poprzez nasze banki wracają do Rosji. Ale Luksemburg jest solidarny z decyzjami podejmowanymi w UE. Jeśli będziemy musieli przejść do kroku numer trzy – choć mam nadzieję, że nie będziemy musieli – Luksemburg to zrobi. Bez żadnych problemów.
Zatem Luksemburg nie będzie blokował sankcji przeciw Rosji z powodu powiązań finansowych?
Podzielamy wartości uznawane przez Unię Europejską. Ale nie chcemy dyskutować na temat żadnych hipotetycznych dalszych kroków. Chcielibyśmy uniknąć trzeciego kroku, tak samo jak wiele innych krajów.