W "Dzień Dobry TVN" musiałem opisywać świat, który kręci mnie mniej - Jarosław Kuźniar tłumaczy w wywiadzie dla "Polityki" swoje odejście od stacji. - TVN postawił mnie przed wyborem "albo, albo". Albo telewizja, albo mój własny biznes. Nie udało mi się przekonać stacji, ze dzisiaj raczej się docenia pracowników, który mają pasję i ją próbują rozwijać, niż się ich za to karci - dodaje.
Jednak, jak deklaruje dziennikarz, nie ma poczucia, by był ofiarą zmiany władzy. - Na razie nie odczułem strachu mediów przed władzą. Ale media potrafią się kamuflować z trwogą przed PiS. Maski tutaj będą spadać wolniej - mówi Kuźniar zapytany o to, czy bł pierwszą ofiarą"dobrej zmiany".
Bardziej emocjonalnie podchodzi natomiast do sprawy zwolnienia z Polskiego Radia Tomasza Zimocha, znanego sprawozdawcy sportowego. - Jak można ukarać człowieka tylko za to, że coś mu się w państwie i mediach publicznych nie podoba. Tomek powiedział tylko to, co każdy dziennikarz radiowy powinien wykrzyczeć - twierdzi Kuźniar.
Dziś praca w mediach szczególnie publicznych to często wybór między honorem i wstydem - stwierdza dziennikarz.
Czy media prywatne boją się PiS? - pada pytanie. - Jest coś takiego i to widać, bo nawet patronaty medialne przy wydarzeniach organizowanych przez spółki państwowe, które nie mają nic wspólnego np. z "wSieci"czy z "Do Rzeczy", zaczynają przepływać do mediów prawicowych - odpowiada Kuźniar.
Repolonizacja to plan podszyty hipokryzją - stwierdza stanowczo. - Właśnie premier Szydło odwidziała redakcję "Faktu" - znienawidzonego bo niemieckiego. Ale ona tam idzie bo to najbardziej poczytny dziennik w Polsce - tłumaczy.