I tak np. Akademię Obrony Narodowej zamieniono w Akademię Sztuki Wojennej. Pomijając drobne niedogodności, jak wymiana szyldów czy pieczątek, taka operacja pozwala na szeroką wymianę kadr. Po prostu nowe umowy można zawrzeć tylko z wybranymi. W Sztabie Generalnym WP z kolei zmiany objęły 90 proc. stanowisk dowódczych, a w Dowództwie Generalnym 82 proc.
To przykłady z ostatnich miesięcy pokazujące skupienie rządzących na kwestii zmiany kadr, a nie systemu. Nawet nie poruszając tematu lukratywnych stanowisk w dużych państwowych spółkach, gołym okiem widać, że jest to polityka stosowana na szeroką skalę. Po półtora roku rządów PiS można się nawet pokusić o stwierdzenie, że na skalę większą niż poprzednicy z PO–PSL, którym trzeba oddać, że kompetencje w tej materii mieli również niebagatelne. Partyjna tradycja sprawdzania się w biznesie i obstawiania stanowisk w ministerstwach, urzędach i spółkach jest w Polsce szanowana przez wszystkie partie.
Ma to konsekwencje tylko negatywne. Po pierwsze, kwestia wykreowania pojęcia "apolitycznego urzędnika" czy inaczej bezpartyjnych fachowców, została pogrzebana na długie lata. Mimo że po 1989 r . takie próby – choćby poprzez stworzenie Krajowej Szkoły Administracji Publicznej – były podejmowane, teraz nikt już nie udaje, że coś takiego jest możliwe. Mówimy wprost: kompetencje nie są najbardziej istotnym kryterium wyboru pracowników państwa. Wiadomo, że teraz rządzą partyjni nominaci, a po wyborach będą rządzić... partyjni nominaci zwycięskiej partii. To niestety zamyka drogę tym, którzy faktycznie się znają na wybranej działce administrowania i chcą po prostu służyć państwu. Jeśli z góry wiadomo, że wszelkie stanowiska wyższe, choćby zastępcy dyrektora departamentu, są partyjne, to perspektywy kariery są mizerne. A zazwyczaj tak jest, że ludzie zdolni chcą być za swoje talenty wynagradzani. Czy to prestiżem, czy pieniędzmi. A najlepiej jednym i drugim. W administracji publicznej jest to coraz trudniejsze.
Reklama
Takie radykalne, wymuszane ustawami ruchy kadrowe zwyczajnie psują też zaufanie do państwa. Dobrym przykładem jest tu sprawa funkcjonariuszy służb służących przed 198 9 r . i zmniejszania im z tego tytułu emerytur.
Oczywiście zbrodniarzy i przestępców należy ukarać i skandalem jest to, że demokratyczne państwo przez tyle lat nie potrafiło tego zrobić. Ale jeśli obniżamy emerytury tym, którzy przeszli lustrację i pracowali dla państwa po 1989 r ., jeśli zwalniamy tylko dlatego, że ktoś pracuje w danym urzędzie zbyt długo, to roztropny człowiek nie będzie w takich miejscach i szeroko rozumianej administracji szukał swojej ścieżki zawodowej. Co oznacza, że w przyszłości w jeszcze większym stopniu możemy być skazani na ludzi nieroztropnych.
Wmawianie obywatelom, że teraz będzie lepiej, bo rządzą urzędnicy nowi, w domyśle nasi, może działać jedynie na krótką metę. Na przykład masowa wymiana pracowników w agencjach rolnych na nowych bez doświadczenia nie przyspieszyła załatwiania formalności. Wręcz je wydłużyła. Jednak problem jest systemowy. Obecna wymiana czy, by trzymać się terminologii rolniczej, orka w kadrach państwa jest tak głęboka, że kolejna ekipa nie będzie miała żadnych hamulców, by sięgać jeszcze głębiej. Wymiany będą dotyczyły zwykłych urzędników. A to radykalnie osłabia urzędy, ponieważ istnieje coś takiego jak „pamięć instytucjonalna”. Skomplikowana sprawa, trwająca dajmy na to 7 l at, inaczej wygląda w oczach kogoś, kto te setki stron dokumentów tworzył, inaczej w oczach tego, kto musi przez nie przebrnąć. I co najważniejsze, ze zrozumieniem.
Pisząc wprost, obsadzanie stanowisk przez urzędników partyjnych i nominatów koterii politycznych jest złe i nieefektywne. Ale by zachować elementarną uczciwość intelektualną, trzeba też podkreślić równie jasno, że nie ma żadnych szans, by w nadchodzących dziesięcioleciach ten system zmienić. Swego czasu postulowałem na łamach "DGP", by partie po prostu dzieliły się proporcjonalnie. Ta, która wygra, oczywiście bierze największy kawałek tortu posad i stanowisk, ale nawet te mniejsze coś dostają. Jeśli po kolejnych wyborach sympatie elektoratu się odwrócą, to zmiany będą mniej radykalne, a pewna ciągłość instytucjonalna zostanie zachowana. Jeśli nie możemy stworzyć systemu idealnego, to poprawmy chociaż trochę to, co mamy.