Polskie LNG, firma zarządzająca gazoportem w Świnoujściu, w której Gaz-System ma 100 proc. udziałów, miała już w tym roku trzech prezesów. Ostatni złożył rezygnację tydzień po powołaniu na stanowisko. Komunikat po tym zamieszaniu można zrozumieć tak, że prezes Marek Drac-Tatoń nie chciał się pogodzić z sytuacją, w której nie może samodzielnie podejmować decyzji.Decyzja była spowodowana brakiem uzgodnień co do zasad współpracy pomiędzy spółkami grupy kapitałowej Gaz-System i warunków kontraktu menedżerskiego. Mogę zapewnić, że obecnie współpraca przebiega bez zakłóceń. Zarząd Polskiego LNG działa jednoosobowo.

Reklama
Trwa kolejny konkurs na prezesa, ale przecież trzeba podejmować decyzje, także te strategiczne. Związane na przykład z zapowiadaną rozbudową gazoportu, dzięki której będzie on mógł odbierać nie 5, ale 7,5 mld m sześc. gazu rocznie.
Spółka Polskie LNG pełni funkcję operatora terminalu. Najważniejsze decyzje w sprawach rozwojowych i strategicznych są obecnie po stronie Gaz-Systemu. Rozwój terminalu musi współgrać z rozwojem sieci przesyłowej. W rzeczywistości Polskie LNG i Gaz-System traktujemy jak jeden organizm. Również w obszarach eksploatacji musi być ścisła współpraca. Dlatego żadnych zakłóceń w działaniach Polskiego LNG nie ma.
Czy decyzja w sprawie rozbudowy już zapadła?
O rozbudowie terminalu myślimy szeroko. Do powiększenia jego przepustowości o 50 proc. wystarczy zwiększenie istniejącego układu regazyfikatorów SCV o kolejne jednostki, czyli – mówiąc w uproszczeniu – zamontowanie dodatkowych grzałek. Dzięki temu szybciej będzie można opróżniać zbiorniki, do których trafia gaz ze statków. Koszt takiej inwestycji to kilkadziesiąt milionów euro, czyli relatywnie niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę, że gazoport kosztował kilka miliardów złotych. Ta decyzja już zapadła. Jednocześnie powstaje studium wykonalności budowy drugiego stanowiska rozładowywania statków. Pracujemy także nad rozwijaniem nowych usług, na przykład bunkrowania statków. Coraz więcej jednostek pływających jest zasilanych gazem skroplonym. Na tę usługę jest obecnie duże zapotrzebowanie, dlatego spieszymy się, żeby dostosować naszą ofertę do potrzeb rynkowych. Popyt na LNG, czyli gaz w postaci płynnej, na rynku krajowym również przerósł pierwotne założenia biznesowe. Na etapie budowy terminalu zakładaliśmy, że poprzez załadunek na cysterny będzie odbierane ok. 5 proc. gazu trafiającego do Świnoujścia. Teraz się okazuje, że potrzeby są dużo większe i w tym obszarze również prowadzimy działania rozwojowe, poszerzające nasze portfolio usług. Te optymistyczne wyniki, jeśli chodzi o transport LNG, utwierdzają nas w przekonaniu o słuszności dalszych inwestycji w rozwój terminalu.
W jakim stopniu wykorzystujemy możliwości gazoportu w Świnoujściu?
Podpisane obecnie umowy gwarantują nam wykorzystanie całej przepustowości terminalu. Pod tym względem mamy najlepszy wynik w Europie. To tylko pokazuje, jak wielka była w Polsce potrzeba inwestycji w dywersyfikację źródeł dostaw gazu.

Czy przy obecnym obłożeniu terminalu firma LNG jest rentowna?
Generalnie rzecz biorąc, usługa regazyfikacji, czyli zamiana gazu ziemnego z postaci płynnej w postać gazową, świadczona jest na podstawie koncesji Urzędu Regulacji Energetyki. I to URE wyznacza wysokość taryfy za jej wykonanie. Decyzję w tej sprawie podejmuje Prezes urzędu po analizie wniosku przedłożonego przez spółkę. Taryfa, co do zasady, musi pokrywać uzasadnione koszty związane z funkcjonowaniem infrastruktury, zawiera także pewną marżę. My przedstawiamy założenia, na podstawie których określamy poziom kosztów, jakie poniesiemy w danym okresie rozliczeń i zakładamy marżę, a później nasze założenia i wyliczenia musimy uzasadnić przed Prezesem URE, który w tym względzie jest bardzo wnikliwy i wymagający. Jeśli po roku okaże się na przykład, że nasze przychody są wyższe od założonych, to w kolejnym roku trudno nam będzie utrzymać ten sam poziom opłat. Jeśli przychody okażą się niższe od planowanych, wtedy łatwiej uzasadnić podwyżkę opłat. Choć i tutaj istnieje granica, której po prostu nie należy przekraczać, gdyż usługi, jakie świadczymy, muszą być konkurencyjne wobec innych opcji dostaw gazu. Tak samo działa to w przypadku Gaz-Systemu i opłat, które pobieramy za przesył gazu. Reasumując, Polskie LNG zarabia na swoje utrzymanie i spłatę pożyczek zaciągniętych na budowę terminalu, bo do tej pory wszystko idzie zgodnie z założeniami.

Mówiliście też o planach budowy terminalu LNG w Gdańsku. Czy ten projekt jest aktualny?
To projekt rozwojowy, który traktujemy jako rezerwowy. Do jego realizacji przystąpimy w jednym z dwóch wariantów: jeśli się okaże, że zapotrzebowanie na LNG gwałtownie wzrośnie i terminal w Świnoujściu – nawet po rozbudowie – nie będzie wystarczał lub jeśli z jakiegoś powodu nie uda się zbudować gazociągu Baltic Pipe łączącego Polskę z norweskimi złożami gazu. Ten drugi wariant dzisiaj praktycznie wykluczam, ponieważ wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku. Musimy jednak mieć alternatywę, bo naszym obowiązkiem jako operatora systemu przesyłowego jest stałe zapewnienie technicznych możliwości przetransportowania gazu naszym klientom z jakiegokolwiek kierunku sobie zażyczą i do dowolnego miejsca w kraju. Polska infrastruktura przesyłowa została zaprojektowana w latach 70. ubiegłego wieku i przy założeniu, że będziemy sprowadzać gaz wyłącznie ze Wschodu. Od tego czasu niemal wszystko w branży gazu ziemnego się zmieniło. Pojawiły się nowe możliwości zakupu z nowych źródeł, nastąpił rozwój rynku LNG oraz połączeń wzajemnych między krajami członkowskimi UE. Dlatego jako operator gazociągów potrzebujemy stale rozbudowywać infrastrukturę, żeby nadążyć za tymi zmianami. Ma to również swoje uzasadnienie ekonomiczne, bo jeśli na zamkniętym do tej pory rynku otworzą się nowe kierunki dostaw, to koszt pozyskaniu gazu dla gospodarki w długiej perspektywie będzie niższy. A to przełoży się na poprawę konkurencyjności gospodarki. Jest również bardzo ważny aspekt bezpieczeństwa dostaw. Dlatego dzisiaj absolutny priorytet ma realizacja projektu Baltic Pipe.
Reklama
Na wrzesień zaplanowana jest druga runda rezerwowania przepustowości tego gazociągu, w trakcie której już będziecie podpisywać umowy z firmami zainteresowanymi transportem gazu. W jakim stopniu muszą być wykorzystane planowane na 10 mld m sześc. gazu rocznie możliwości przesyłowe Baltic Pipe, żeby zapadła ostateczna decyzja o realizacji inwestycji?
W pierwszej, wstępnej fazie rezerwacji zainteresowanie było na tyle duże, że projekt wszedł na szybką ścieżkę realizacji, zgodnie z którą ma być ukończony do października 2022 r. W związku z obowiązującymi w branży regułami wystawimy na aukcji 90 proc. przepustowości gazociągu. Procedura jej rezerwowania została tak skonstruowana, że firmy, które wzięły udział w pierwszym etapie, powinny zgłosić się także do drugiego. Ale mogą zgłaszać się również nowi zainteresowani. Drugi etap rozpoczyna się wczesną jesienią, natomiast podpisanie umów planowane jest do końca roku. Na tej podstawie w przyszłym roku podejmiemy ostateczną decyzję o budowie gazociągu.
Ile przepustowości musi być zarezerwowane?
Wyliczeniu tej wielkości służy dość skomplikowany model. Analizowaliśmy trzy wersje projektu gazociągu: na 3, 6 i 10 mld m sześc. rocznie. Jako wariant podstawowy wybraliśmy ten trzeci, największy. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby zarezerwowane zostało całe dostępne 90 proc., czyli 9 mld m sześc. rocznie, ale i przy mniejszym obłożeniu ta inwestycja także będzie opłacalna. Już po podpisaniu kontraktów na przesył projekt będzie musiał pozytywnie przejść test ekonomiczny zarówno u nas, jak i u duńskiego operatora, z którym realizujemy tę inwestycję.

Media spekulują, że na razie zainteresowany przesyłem gazu z Norwegii jest jedynie kontrolowany przez państwo PGNiG, główny dostawca gazu do Polski. Firmy prywatne podchodzą do projektu mniej entuzjastycznie.
Deklaracji poszczególnych firm nie będę komentował, bo na etapie obowiązuje nas tajemnica. Mogę jedynie odwołać się do naszych doświadczeń związanych z terminalem w Świnoujściu. Kiedy zaczęliśmy planować tę inwestycję, zainteresowanie było duże. Jak już projekt powstawał i przyszło do podpisywania umów, krąg zainteresowanych znacznie się zawęził. To normalne przy dużych inwestycjach infrastrukturalnych, które powstają przez kilka lat. Obecnie, kiedy terminal już działa, zainteresowanie korzystaniem z jego usług znowu rośnie.

Żeby wybudować gazociąg, obydwie strony będą musiały wyłożyć po ok. 900 mln euro. Gaz-System realizuje także inne inwestycje, na które łącznie zamierzacie wydać 2,8 mld euro do 2025 r. Skąd weźmiecie te pieniądze?
Przede wszystkim z własnych przychodów. Taryfa za przesył będzie uwzględniała inwestycję w Baltic Pipe, ale w stopniu niższym, niż na początku przewidywaliśmy. Do niedawna szacowaliśmy, że wzrośnie ona o ok. 4 proc., ale obecnie zakładamy, że skala podwyżki będzie wyraźnie niższa. Nasze inwestycje finansujemy także z funduszy unijnych. Będziemy się starali, żeby ich udział był jak najwyższy. W trzeciej kolejności wychodzimy na rynek: pożyczamy pieniądze w Europejskim Banku Inwestycyjnym, Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, ewentualnie w bankach prywatnych.
Na razie wybraliście firmę, która zaprojektuje Baltic Pipe. Czy termin realizacji inwestycji, który zbiega się z wygaśnięciem tzw. kontraktu jamalskiego, na podstawie którego sprowadzamy gaz Rosji, jest realny?
To nie jest termin przyjęty tylko na papierze. Jest ambitny, ale realny. Zaakceptowaliśmy go i my, i Duńczycy.
Równolegle z Baltic Pipe mają być budowane rurociągi do Czech i na Słowację. Z tego wynika, że za pięć lat korytarz Północ – Południe będzie gotowy i umożliwi przesyłanie gazu z Norwegii aż do wybrzeży Adriatyku...
Jeśli wszystko zależałoby od woli i determinacji Gaz-Systemu, to tak by było. Jednak każda inwestycja łącząca systemy przesyłu w kilku różnych krajach ma swój zestaw mniejszych i większych problemów. W Czechach i na Słowacji sytuacja jest inna niż w Polsce. Jedynym udziałowcem Gaz-Systemu jest Skarb Państwa i spółka w 100 proc. realizuje wyznaczoną przez państwo politykę dywersyfikacji dostaw i zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. U naszych południowych sąsiadów właścicielami bliźniaczych spółek są fundusze inwestycyjne dążące przede wszystkim do maksymalizacji zysku, co sprawia, że tam decyzje zapadają inaczej. Po obu stronach granicy trwają intensywne prace planistyczne, ale formalne decyzje o rozpoczęciu poszczególnych inwestycji międzysystemowych jeszcze nie zapadły.

Za pięć lat możliwości przesyłu gazu przez istniejącą w kraju infrastrukturę wzrosną o kilkanaście miliardów metrów sześciennych rocznie. Tylko ile mniej więcej zużywamy gazu przez 12 miesięcy. Czy ona będzie wykorzystywana w odpowiednim stopniu, zapewniającym jej utrzymanie?
W systemie przesyłowym gaz nie płynie równomiernie przez cały czas. Jeśli przeanalizujemy kilka ostatnich lat to okaże się, że w zimie przez nasz system przepływało nawet 3,5 razy więcej gazu niż w lecie, kiedy zużywamy go najmniej. Zapotrzebowanie szczytowe w ostatnich latach jest coraz większe w porównaniu do okresów najmniejszego popytu. System przesyłu musi być przygotowany na scenariusz maksymalny. I zawsze jego techniczne możliwości są na wyższym poziomie niż zapotrzebowanie. Inwestycje umożliwią nam import gazu z różnych kierunków. Poprawi się bezpieczeństwo i ciągłość dostaw. Do tego dochodzi prognozowany wzrost rynku. W Polsce wciąż 42 proc. gmin nie jest zgazyfikowanych. Dlatego jestem przekonany, że infrastruktura będzie wykorzystana.

Z tytułu budowy Baltic Pipe wasza taryfa wzrośnie. Czy to oznacza, że zapłacimy wyższe rachunki za gaz?
Wzrost opłat za przesył związany jest z całym naszym programem inwestycyjnym. Jak wcześniej wspomniałem, przedstawiając taryfy do zatwierdzenia przez URE, uwzględniamy w ich kalkulacji także wydatki na inwestycje. Zakładamy, że taryfa wzrośnie, ale jeśli przepływ gazu przez wybudowaną infrastrukturę będzie wyższy niż w naszych symulacjach, to może się okazać, że taryfa ostatecznie się nie zmieni. Potencjał do wzrostu zapotrzebowania na gaz jest bardzo realny, a dodatkowo pojawią się możliwości przesyłu za granicę.
Zwróciłbym też uwagę na fakt, że z rachunku za gaz, który płaci końcowy odbiorca, do Gaz-Systemu trafia jedynie ok. 7 proc. Ewentualna podwyżka opłat za przesył będzie więc miała marginalny wpływ na wysokość rachunków za gaz. Polska importuje ponad 10 mld m sześc. gazu rocznie. Jeśli dzięki wybudowaniu nowej infrastruktury cena surowca obniży się o kilka procent, to globalne korzyści dla gospodarki będą wielokrotnie większe niż możliwe podwyżki taryfy przesyłowej.

Między operatorami systemów przesyłowych istnieje konkurencja?
Operatorzy są naturalnymi monopolistami. Regulacje unijne są tak skonstruowane, że ta konkurencja jest właściwie niemile widziana. Jednak istnieje ona na etapie planowania inwestycji. To znaczy, jeśli dwie firmy chcą wybudować biegnący na tej samej trasie gazociąg, to rolą regulatora jest wybrać tego operatora, który zrobi to lepiej. Można natomiast mówić o konkurencyjności różnych tras przesyłu. Kiedy europejska sieć będzie już rozbudowana i dobrze ze sobą połączona, to firmy handlujące gazem będą mogły wybierać, w jaki sposób surowiec najtaniej przetransportować.

Baltic Pipe będzie miał taką konkurencję?
Jestem przekonany, że jeśli chodzi o dostarczanie gazu z Norwegii do Polski - będzie to bardzo konkurencyjna pod względem kosztów trasa.

Firma Gaz-System funkcjonuje dla zysku, czy jej rolą jest zapewnienie jak najtańszej usługi przesyłu gazu?
Jesteśmy spółką Skarbu Państwa, nasze aktywa są – można powiedzieć – własnością społeczeństwa w dyspozycji rządu państwa. Jesteśmy od tego, żeby zapewnić jak najtańszą i jak najlepszą usługę. Nie jesteśmy nastawieni na zysk ani – tym bardziej – na jego maksymalizację.

Ale jeśli spojrzeć na wyniki finansowe Gaz-Systemu w ostatnich latach, to okazuje się, że macie ok. 2 mld zł przychodów i ok. 0,5 mld zł zysku rocznie.
To wynika z tego, że realizujemy ambitny plan inwestycyjny. Jeśli w danym roku mamy zysk, to oznacza tylko tyle, że te pieniądze wydamy na budowę infrastruktury. Kiedy proces jej budowania dobiegnie końca, będzie można się na przykład zastanowić nad tym, żeby spółka funkcjonowała w formule z niższym poziomem zysku lub wręcz z zyskiem symbolicznym. Są tacy operatorzy, ale oni właściwie tylko zarządzają systemem przesyłowym, z bardzo małym poziomem inwestycji rozwojowych.