- Deklaracja o pogłębieniu partnerstwa strategicznego może być czysto symboliczna. Takie deklaracje mimo braku zawartych w nich politycznych rozstrzygnięć i prawnych zobowiązań pełnią jednak pożyteczną rolę. Ale pod warunkiem: że nie jest ich zbyt wiele - mówi Grzegorz Kostrzewa-Zorbas. Poprzednią 10 lat temu podpisali prezydenci Lech Kaczyński i George W. Bush.

Reklama

Dużo większe niż tylko propagandowe znaczenie ma współpraca wojskowa. - Zaczekajmy jednak na konkretne zapisy - przestrzega na łamach gazeta.pl amerykanista.

- Z kolei w sprawach energetycznych rząd USA już prowadzi politykę współpracy międzynarodowej. W handlu nośnikami energii Stany Zjednoczone są dużo bardziej otwarte niż przez minione kilkadziesiąt lat, ale to dzięki decyzjom poprzedniej administracji. Już wcześniej [po staraniach administracji Baracka Obamy - red.] Kongres zgodził się na zniesienie ograniczeń w handlu, które obowiązywały jeszcze z czasów szoków naftowych - podkreśla. - Dziś USA eksportują gaz i ropę. O to głównie chodzi w deklaracjach o współpracy w dziedzinie energetyki między USA a partnerami zagranicznymi: żeby inne państwa kupowały od Stanów Zjednoczonych. A to pozwala tym państwom zróżnicować swoje źródła importu i zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne. Jednocześnie USA chcą zarobić - zarówno władze federalne, jak i biznes gazowo-naftowy, który w USA jest prywatny.

Zdaniem Kostrzewy-Zorbasa, ropę i gaz traktuje się tak, jakby to od nich zależał los świata, gospodarki i bezpieczeństwa - to efekt propagandy tej branży przemysłowej. Nie powinniśmy jej ulegać.

Andrzej Duda ma zaplanowane spotkania z prezydentem Donaldem Trumpem, wiceprezydentem Mikiem Pence i sekretarzem stanu Mikiem Pompeo. Jak to się przekłada na dyplomatyczny język? - To jest standard - ucina ekspert ds. bezpieczeństwa. - Sekretarza stanu nie można jednak nazwać trzecią osobą w państwie. Oczywiście jest to stanowisko bardzo prestiżowe i ważne z punktu widzenia polityki zagranicznej, a więc z perspektywy Polski jest ważniejszy niż de facto jest w USA.

8 lat temu miała miejsce poprzednia wizyta prezydenta Polski w Białym Domu. Taka częstotliwość to też standard? - W przypadku państw ważnych, nawet jeśli nie mają one tzw. specjalnych stosunków z USA, wymiana wizyt na szczycie jest dużo częstsza: dwa razy w trakcie kadencji danego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Raz na osiem lat to zdecydowanie za rzadko - podsumowuje Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.

Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas. Amerykanista jest dyplomatą i ekspertem ds. bezpieczeństwa, absolwentem Georgetown University i Johns Hopkins University w Waszyngtonie