Prezes Izabella Wałkowska: Kim jest dla pani przedsiębiorca?
Minister Jadwiga Emilewicz: To jest ten, który przedsiębierze. Stara się rzeczywistość wziąć za rogi, zmienić, uporać się z nią. Przedsiębiorcy są jak pionierzy, którzy podbijali Dziki Zachód, szli w nieznane. Jedni osiągali sukces, inni padali po drodze, ale się z tych upadków podnosili, pojawiali się nieoczekiwanie w innym miejscu. A na koniec tworzyli rzeczy wielkie: odkrywali nowe światy, podbijali je, pracowali, by je rozwijać. Przedsiębiorca jest takim pionierem społeczności. Odważy się na więcej niż ten, kto przedsiębiorcą nie jest. To jest ktoś, kto bardzo dużo ryzykuje, poświęca, którego życie prywatne i zawodowe splatają się w jednym wątku.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że przedsiębiorcy to najciężej pracująca grupa zawodowa w Polsce, a przy tym ciągle niedoceniona. Czy coś się zmieniło?
Zmieniło się bardzo dużo. Wielokrotnie to powtarzam, że Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii powstało dla przedsiębiorców i z przedsiębiorcami pracuje. Wszystkie nasze projekty i programy, które przygotowujemy, na każdym etapie konsultujemy z przedsiębiorcami. Co więcej, na bieżąco wsłuchujemy się w problemy i potrzeby, z którymi borykają się polskie firmy i staramy się na nie reagować. Myślę, że przez ostatnie dwa lata administracja bardzo szeroko otworzyła się na przedsiębiorców i zrozumiała, że biznes to siła napędowa naszej gospodarki i bardzo ważna tkanka społeczna. Z danych PARP wynika, że sektor przedsiębiorstw wytwarza prawie trzy czwarte PKB (74 proc.). MŚP natomiast 49,9 proc. (dane za 2015 r.).
Reklama
Co już udało się pani – i szerzej, rządowi – zrobić dla przedsiębiorców? A co jeszcze przed wami?
To, co się udało i z czego jesteśmy dumni, to kilkaset zmian w prawie, które już działają i realnie ułatwiają prowadzenie biznesu. To pakiet 100 zmian dla firm czy Konstytucja biznesu, czyli pięć ustaw, które zmodyfikowały ponad 170 aktów prawnych. Głównym celem tych regulacji jest budowa partnerskich i opartych na zaufaniu relacji między administracją publiczną a przedsiębiorcami. Filarami Konstytucji biznesu i innych wprowadzonych zmian są zasady – co nie jest prawem zakazane, jest dozwolone, domniemanie uczciwości przedsiębiorcy i obowiązek rozstrzygania wątpliwości na korzyść przedsiębiorcy. Te zasady się sprawdzają, podobnie jak narzędzia skracające procedury, np. ucinające ping-pong między urzędami, które przekazują sobie sprawę do rozpoznania. To państwo zwracaliście uwagę na te sprawy, bo w biznesie liczy się czas i pewność. One po raz pierwszy stały się prawem. Mam jednak świadomość, że sama litera prawa nie zmienia rzeczywistości; liczy się jej wdrożenie, podejście urzędników – służb skarbowych, ZUS, które mają to prawo stosować.
Rzeczywiście, jako przedsiębiorcy obawiamy się, że Konstytucja biznesu pozostanie aktem martwym; że przepisy nie zostaną implementowane w dół i nadal będziemy się spotykać z obojętnością, utrudnieniami. Co państwo robią, by konstytucja faktycznie działała?
Mamy świadomość, że każde prawo ma następnie pośredników, którzy je implementują i stosują. Dlatego już od maja, czyli tuż po wejściu w życie konstytucji, jeździmy po całej Polsce i spotykamy się z przedsiębiorcami. Za nami już ponad 80 spotkań i jeszcze kilkanaście przed nami. W sumie spotkaliśmy się już z tysiącami przedsiębiorców w dużych, mniejszych i małych miastach. Przychodzą na nie przedsiębiorcy – czasem 30, czasem 150 i 200, nie musimy ich nawet specjalnie namawiać. Zwracają się do nas z konkretnymi problemami i konkretnymi pytaniami, już takimi wdrożeniowymi. Co ważne, na tych spotkaniach są przedstawiciele kilkunastu instytucji, zawsze jest naczelnik urzędu skarbowego, zawsze dyrektor lokalnego ZUS i przedstawiciele resortów przedsiębiorczości i technologii, finansów, inwestycji i rozwoju, cyfryzacji. Są punkty konsultacyjne BGK, PARP, ZUS, KUKE czy ARP. Wspólnie tłumaczymy, co dla nas oznacza klauzula pewności prawa i jaką ma dla nas wagę. To jest naprawdę zobowiązanie dla tych lokalnych instytucji, które następuje w bezpośrednim kontakcie.
Inną kwestią jest to, że żadna tego typu reforma nie zmieni rzeczywistości w jeden dzień. Dlatego te spotkania są ważne nie tylko dla przedsiębiorców, lecz także dla urzędników, którzy mają okazję spotkać się z przedsiębiorcami w nieco innej formule i usłyszeć, jakie są ich potrzeby. Mają ten moment konfrontacyjny i mam nadzieję, że zmiana realnie następuje. Na spotkaniu w Oświęcimiu jeden z przedsiębiorców powiedział, że o ile może dobrze ocenić służby skarbowe, to ZUS ocenia fatalnie… Ale już w Lublinie przedsiębiorcy mówili, że 20 lat czekali na to, by składkę ZUS płacić na jedno konto, zamiast na cztery. Pozytywnie ocenili też ugodowe postępowania w ZUS, polegające na rozkładaniu zaległości na raty. Te zmiany się naprawdę dzieją i mam wrażenie, że przedsiębiorcy to doceniają.
A jeśli mały czy średni przedsiębiorca spotka się z nieprzestrzeganiem Konstytucji biznesu… Co może wtedy zrobić?
Konstytucja biznesu powołała do życia instytucję rzecznika małych i średnich przedsiębiorców. Został nim Adam Abramowicz i z tego, co wiem, trafiają już do niego sprawy dotyczące kontaktu przedsiębiorców ze służbami skarbowymi. Rzecznik ma stać na straży praw i wolności przedsiębiorców, może interweniować w konkretnych sprawach, ale ma też przede wszystkim moc medialną, jego głos jest lepiej słyszalny. Jeśli administracja państwowa nadużyje zatem prawa albo nie zastosuje się do Konstytucji biznesu, rzecznik ma instrumenty, by interweniować. Poza tym Konstytucja biznesu wprowadziła możliwość dokonania oceny działania urzędów i ich pracowników. Oznacza to, że przedsiębiorca może ocenić jakość obsługi świadczonej przez urząd, a urzędy powinny umożliwić dokonanie takiej oceny. Namawiam m.in. Ministerstwo Finansów do wprowadzenia systemu oceniania urzędników skarbowych, którego jednym z elementów byłaby ocena dokonana przez przedsiębiorców.
A co na to Ministerstwo Finansów?
Minister Czerwińska jest otwarta na takie rozwiązanie. Planuje też powołanie instytucji rzecznika podatnika, który będzie interweniował np. kiedy różne organy skarbowe będą wydawać odmienne decyzje. Odchodzimy też od interpretacji indywidualnych na rzecz ogólnych, które znajdują się na stronie Ministerstwa Finansów, są jasną, transparentną wykładnią prawa równą dla wszystkich.
Pani sama ma doświadczenie jako przedsiębiorca. Czy to pomaga pełnić funkcję w rządzie?
To bezcenne doświadczenie. Dopiero jeśli się ten kamień toczy samemu, rozumie się, co to znaczy i z jakimi potrzebami czy ograniczeniami to się wiąże. Oczywiście, nie każdy musi być przedsiębiorcą. Ale nie mam wątpliwości, że jesteśmy przedsiębiorczym narodem. Historia nas tego nauczyła przez ostatnich 200 lat. Szczególnie kobiety są wybitnie przedsiębiorcze – przez stulecia mężczyźni albo szli do powstania, albo byli na wojnie. Kobiety musiały wspierać mężczyzn, wychowywać dzieci i jeszcze dbać o to, by zapewnić im byt. Później były odbudowa państwa polskiego w XX-leciu, trudny czas PRL, w którym trzeba było sobie radzić, mając bardzo niewiele. To w nas zostało.
Czy łatwiej być przedsiębiorcą czy ministrem?
I jedno, i drugie nie jest łatwe. Działalność na własny rachunek prowadzi się w ciszy własnego pokoju, a tutaj każdy błąd jest rozliczany publicznie, natychmiast, a możliwości odwoławcze są znacznie mniejsze. Doświadczenie w prowadzeniu biznesu daje jednak inną perspektywę, przydatną w pracy ministra.
Co można zrobić, by przepływ informacji między przedsiębiorcami a administracją był lepszy, sprawniejszy, tak żeby zmiany były szybsze i lepiej dopasowane do potrzeb biznesu?
W Ministerstwie Rozwoju kierowanym jeszcze przez ówczesnego wicepremiera Morawieckiego pokazywałam, jak wyglądają kontakty administracji z przedsiębiorcami w innych krajach – we Francji, w Niemczech. Tyle że administracja, nawet najsprawniejsza, nie wyręczy przedsiębiorców, bo też nie zna tak głęboko specyfiki poszczególnych branż. Przykładowo: staramy się śledzić europejską legislację i ją wyprzedzać, gdy projekty jeszcze są na biurkach urzędników, ale wszystkiego nie wyłapiemy. Administracja niemiecka działa znacznie sprawniej – ale nie dlatego, że ma lepsze kompetencje, lecz dlatego, że ma mocniejszego partnera w biznesie. Oni są wszyscy obowiązkowo zorganizowani w stowarzyszeniach gospodarczych. Administracja musiałaby mieć całe zastępy urzędników, by śledzić każdą niszową regulację. W innych krajach działają prężne organizacje biznesowe, które śledzą dotyczące ich zmiany i w porę reagują. U nas reprezentatywność organizacji, które skupiają przedsiębiorców, jest na poziomie 3 proc. Gdy rozmawiam z przedsiębiorcami, którzy prowadzą swoje biznesy od ok. 10 lat, mają obroty na poziomie 30–50 mln zł rocznie, już eksportują i mają firmę na takim poziomie zarządczym, że nie zajmują się nią sami od rana do nocy, to oni są gotowi robić coś więcej. Widzę u nich gotowość do współpracy. Ale to byłaby reforma kalibru reformy samorządowej – tworząc powszechne korporacje, stworzylibyśmy nowy element na poziomie państwa. To działanie na kilka lat, na kolejną kadencję.
Jakie są pani zdaniem trzy największe wyzwania stojące przed polskimi przedsiębiorcami?
Wspólnie z PARP ponad tysiącu przedsiębiorców zadaliśmy takie właśnie pytanie. Pierwsze miejsce na liście zajęły zatory płatnicze. Tu nie ma jednego doskonałego rozwiązania. Opóźnienia w płatnościach są trochę jak korek na autostradzie – jeden złapie gumę, a tysiąc kolejnych stoi. Należałoby uleczyć źródło choroby, a nie skutki, które rozprzestrzeniają się szeroko. Dotarcie do tego pierwszego, który jest źródłem problemu, jest bardzo trudne. Przygotowaliśmy projekt ustawy, która, mamy nadzieję, pomoże rozwiązać ten problem. Chcemy skrócić terminy płatności: 30 dni dla administracji, 60 dni w relacji dużego wobec małego; wprowadzić obowiązek ujawnienia praktyk płatniczych (taki rejestr będzie prowadziło Ministerstwo Finansów) dla dużych podatników; wprowadzić ulgę na złe długi – przedsiębiorca, który dostarczył towar i wystawił fakturę, będzie płacił podatek dopiero wtedy, gdy otrzyma wynagrodzenie.
Druga sprawa to nieproporcjonalne obciążenie fiskalne w stosunku do osiąganych dochodów. Pierwszy krok zrobiliśmy w projekcie dotyczącym małej działalności gospodarczej. Od początku przyszłego roku odchodzimy od zryczałtowanego ZUS i uzależniamy wysokość składki od przychodów. To rozwiązanie dla przedsiębiorców o najniższych przychodach. Oczywiście ze świadomością, że ten, który nie opłaci pełnej składki, będzie miał też niższą emeryturę…
Na naszych oczach dokonuje się kolejna rewolucja przemysłowa. Co jest dziś pani zdaniem najważniejszym wyzwaniem dla naszego przemysłu?
To jest pierwsza rewolucja, w której Polska tak naprawdę może wziąć udział, nawet z tymi brakami, które wynikają z naszej nieobecności w poprzednich rewolucjach, czy z brakami kapitałowymi. W Polsce nie ma przecież w rękach rodzin kapitału tworzonego przez pokolenia. Polskie portfele były nieustannie wybebeszane w wyniku kolejnych wojen. Tym razem jednak rewolucja oparta jest na ludziach, a nie tylko na kapitale. A my mamy te genialne dzieciaki, genialnych programistów. To dlatego Google, Facebook czy Microsoft chcą otwierać centra badawczo-rozwojowe w Polsce. Już nie dlatego, że jest taniej niż gdzie indziej, bo wcale programiści z Polski nie zarabiają szczególnie mniej niż inni. Ale dlatego, że mamy tych genialnych ludzi. Rozmawiałam z prezesem firmy, która dostarcza nie tylko oprogramowanie, ale również roboty – i to, co ciekawe, głównie do Japonii. I on powiedział, że dziś jesteśmy takim centrum usług wspólnych dla przemysłu 4.0. Na przykład mamy informatyków, którzy w okolicach Gliwic założyli swoje małe firmy i projektują, programują dla największych koncernów na świecie. Powinniśmy to jeszcze lepiej wypromować, ale to się już dzieje. Trzeba tak przeorganizować i strumienie finansowe, i legislację, i wreszcie zasoby ludzkie, czyli edukację, żeby ten piąty bieg wrzucić.
Wspominając o wspieraniu przedsiębiorców, bardzo dużo mówi się o małych i średnich firmach. Czy rząd zauważa, że w Polsce mamy jednak również duże przedsiębiorstwa, które nie mogą już liczyć na dotacje, ale często brakuje im kapitału na dalszy rozwój?
Wspieramy małych, bo ich jest najwięcej, ten fundament jest potrzebny. Ale zdajemy sobie sprawę, że im więcej milionerów, tym silniejsza gospodarka. I tak naprawdę to ci, którzy mają potencjał rozwojowy, eksportowy, ciągną całą gospodarkę. Co dla nich możemy zrobić? Pieniędzy, nie tylko tych europejskich, mamy dziś dla nich znacznie mniej, ale też system pomocy publicznej uniemożliwia proste transfery. Natomiast ważnym ułatwieniem dla dużych jest obowiązująca już reforma specjalnych stref ekonomicznych, dzięki której zachęty podatkowe, takie jak np. niższe podatki przez 10 lat, są już dostępne na terenie całej Polski, bez konieczności przenoszenia firmy do strefy. To już wyraźne wsparcie.