Na konwencji wyborczej PiS w Warszawie pan premier Morawiecki powiedział, że ma przeciwko sobie opozycję, media i biznes. Panie premierze, nic bardziej mylnego i niesprawiedliwego w ocenie biznesu. Nie jest on przeciwko panu ani rządowi i nie zajmuje się polityką. Ciężko pracujemy nad rozwojem naszych firm, jesteśmy grupą społeczną, która dostarcza kilkadziesiąt procent PKB, niezależnie od tego, kto rządzi. Wiążemy z panem nadzieje, że jako jeden z nas rozumie pan dobrze gospodarkę. Jeżeli zwracamy na pewne rzeczy uwagę, to nie jest „krytyka totalna”, ale troska o nasz kraj i dalsze konieczne zmiany, o których sam pan premier wielokrotnie mówił. Pełniąc jeszcze funkcję ministra rozwoju i finansów, w 2016 r. stwierdził pan publicznie, że:
– przedsiębiorcy to nie są kombinatorzy, a państwo to nie krwawy łupieżca; muszą się zmienić relacje między państwem a przedsiębiorcami;
– gąszcz niezrozumiałych przepisów fiskalnych musi przejść do historii;
prawo nie może działać wstecz;
Reklama
– podstawową gwarancją wszelkich postępowań musi być domniemanie niewinności;
– wszelkie wątpliwości będą rozstrzygane na korzyść podatnika.
Są to konieczne zmiany, które pomogą zmaksymalizować owoce naszej pracy zamiast ją rujnować.
Tymczasem z wielkim rozczarowaniem obserwuję, że to nastawienie aparatu państwa do biznesu jest oparte na tezie, że przedsiębiorcy to kombinatorzy.
I w oparciu o takie podejście wszelkie agendy rządowe, prokuratorzy, urzędy nadzoru, a przede wszystkim fiskus mają, zdaje się, jedno zadanie: zabrania prywatnym, bo jak mają, to z pewnością kombinują. Aparat państwa może zniszczyć dziś każdą firmę, a wszystko pod przykrywką „przywracania zaufania do systemu”. Trudno jednak budować zaufanie przy pomocy nieustannych, bezwzględnych kontroli prowadzonych w myśl zasady „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.
Takie agresywne podejście fiskusa do przedsiębiorców, którzy z założenia traktowani są jak przestępcy, nakłada się na wciąż niejasne przepisy podatkowe, których interpretacja uzależniona jest od widzimisię urzędnika wbrew zasadzie rozstrzygania jakichkolwiek wątpliwości na korzyść podatnika, a do tego często dokonywana jest po fakcie, w oparciu o tworzone na doraźne potrzeby przepisy.
O przykłady nietrudno: znana publicznie jest instrukcja wydana przez Izbę Administracji Skarbowej w Kielcach, z której wynika, że należy kontrolować te firmy, które mają pieniądze, aby móc z nich ściągnąć podatek.
Dziś jeszcze dowiaduję się o pomyśle, żeby przedsiębiorcy nie mogli zabezpieczyć swojego niezakłóconego funkcjonowania na wypadek sporu z fiskusem. Mają być pozbawieni prawa do korekty dokonanej z ostrożności i dobrowolnego uregulowania zobowiązań wynikających z decyzji organów na czas trwania batalii odwoławczej. Obecnie dobrowolne regulowanie spornych zobowiązań jest powszechną praktyką wśród przedsiębiorców, aby w czasie prowadzonego sporu sądowego z fiskusem uzyskać zaświadczenia o niezaleganiu z podatkami niezbędne do prowadzenia działalności. Proponowane zmiany mają pozbawić więc przedsiębiorcę prawa do procesowania się z organami skarbowymi, ponieważ w momencie zainicjowania sporu nie będzie mógł uiścić dobrowolnie podatku, co będzie przyczyną niewydawania mu żadnych zaświadczeń o niezaleganiu z daninami na rzecz państwa. Bez tych zaświadczeń nie będzie mógł prowadzić działalności gospodarczej.
Trudno mi to ocenić inaczej niż jako próbę wymuszenia potulnego akceptowania najbardziej absurdalnych rozstrzygnięć, gdyż stawką jest po prostu zamknięcie biznesu. Mam wrażenie, że przegrywając coraz częściej w sporach sądowych i płacąc wysokie odsetki podatnikom od niesłusznie pobranych podatków, organy państwa wpadły na kuriozalny pomysł, jak zamknąć przedsiębiorcom drogę do jakichkolwiek sporów z fiskusem.
Kolejna sfera pozostawiająca dużo do życzenia to nasz system wymiaru sprawiedliwości. Odkąd pamiętam, wypowiadałem się negatywnie na temat sprawności działania sądownictwa w Polsce. Procesy toczące się przez kilka, a nawet kilkanaście lat świadczyły i świadczą o jego wyjątkowej słabości. Obecne zmiany w sądownictwie odbierane są jednak z wielkim niepokojem także w sferach gospodarczych. Biznes zastanawia się, czy w przypadku sporu z państwową firmą bądź urzędem będzie mógł liczyć na niezawisły i uczciwy sąd. Pojawia się obawa, że wymiar sprawiedliwości może podlegać politycznym dyrektywom, że będzie wykorzystywany do wewnętrznych wojenek lub działań propagandowych, a kozłami ofiarnymi staną się niejednokrotnie przedsiębiorcy.
Do tego dochodzą rosnące w zastraszającym tempie statystki nadużywania „aresztów wydobywczych”, które trwają często latami, niszcząc firmy i ludzkie życia, a które często kończą się brakiem jakichkolwiek podstaw do wniesienia oskarżenia. To praktyka, która powinna być napiętnowana społecznie, a nie jak obecnie w dziennikach telewizyjnych robi się z tego news dnia. Tak w 2001 r. przeciwko Romanowi Klusce wytoczono takie „działa” i został zatrzymany w spektakularny sposób, a za odzyskanie wolności musiał wpłacić rekordowo wysoką kaucję 8 mln zł. Po latach sąd potwierdził brak jakichkolwiek podstaw do takich decyzji, jednak skutki osobiste i zawodowe były już nieodwracalne, a sam Kluska otrzymał 5 tys. zł odszkodowania…
Obecnie podobnych przykładów nie brakuje, przytoczę tylko Piotra Osieckiego. Stworzony przez niego fundusz wyrósł na championa w tym regionie, przyciągając miliardy – także zagranicznego – kapitału. Od momentu aresztowania Osieckiego fundusz stracił kilka miliardów złotych aktywów, w tym aktywa rządu norweskiego, robiąc spustoszenie wśród spółek giełdowych będących w portfelu funduszu Altus TFI. Dziesiątki tysięcy indywidualnych inwestorów, ciułaczy, przyszłych emerytów odkładających w OFE liczą straty z tego tytułu. Czy koszt tej operacji został skalkulowany? Czy naprawdę nie było innej metody wyjaśnienia tej sprawy pomimo prowadzonego od wielu miesięcy śledztwa?
Drugim jaskrawym przykładem w ostatnim czasie było uwikłanie jednego z najbardziej znanych inwestorów na rynku nieruchomości Przemysława Krycha, który sprowadził największe globalne fundusze do naszego kraju inwestujące miliardy złotych, w tak zwaną aferę senatora Koguta.
Byłem i jestem za rzetelnym wyjaśnieniem wszelkich zarzutów przez powołane do tego służby i organy. Jednak nie akceptuję polityki wrogości i działań polegających na zastraszaniu. W naszym kraju, jak nigdy dotąd, powinniśmy pracować nad zbudowaniem podstawowych form zaufania, zwłaszcza na linii państwo – przedsiębiorca.
Jestem z pokolenia przedsiębiorców, którzy rozpoczęli działalność przed rokiem ’89.
W tamtych czasach wiedzieliśmy, że państwo nie będzie wobec nas uczciwe, musieliśmy sobie z tym jakoś radzić.
Rodziła się z tego chora równowaga.
Marzeniem polskiego przedsiębiorcy po roku 1989, które nic nie straciło ze swej aktualności w roku 2018, jest uczciwa relacja i współpraca z silnym, przewidywalnym, opartym na niezmiennych regułach prawa państwem, na które można liczyć w sytuacjach trudnych. Państwem, które widzi w przedsiębiorcy partnera i obywatela. Przedsiębiorca, to człowiek odpowiedzialny za los swoich pracowników i ich rodzin, za jakość produktu, który proponuje społeczeństwu i w sposób bardzo realny, bardzo policzalny współtworzy budżet państwa. Dopiero na końcu jest jego osobisty sukces. A zatem ze swej natury przedsiębiorca jest państwowcem, ważną częścią tego, co nazywamy przestrzenią dobra wspólnego.