Zacznijmy od sprawy formalnej: gdy zaczynałem pracę nad tym tekstem, pisałem jeszcze o projekcie znajdującym się w legislacyjnym obiegu. Gdy kończyłem – znana już była deklaracja premiera Mateusza Morawieckiego, że "projekt ustawy wróci do wnioskodawców w celu wyeliminowania wszystkich wątpliwych zapisów". Tym bardziej warto podpowiedzieć, co urzędnikom poszło nie tak w przygotowaniu pierwszej wersji ustawy, by błędów tych udało się uniknąć w kolejnej.
Nowa ustawa ma dotyczyć przemocy domowej. I tu pierwsza zmiana w stosunku do tego, co jest obecnie. Teraz przepisy dotyczą "przemocy w rodzinie". Będą zaś (o ile oczywiście projekt ujrzy jeszcze światło dzienne, a nie trafi na lata do szuflady) mówić o "przemocy domowej". Najprawdopodobniej za tą korektą stała ideologia, by nie łączyć rodzin z przemocą. Niemniej jednak to dobra zmiana. Ofiarami przemocy domowej mogą być przecież osoby żyjące w konkubinacie. I choć dziś sądy także uznają, że podlegają one ochronie, to nie zaszkodzi jej wzmocnić. To niestety ostatnia dobra zmiana w projektowanych przepisach.
Kwestia najważniejsza: zmienić się ma definicja przemocy domowej. Dziś jest nią "jednorazowe albo powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie naruszające prawa lub dobra osobiste". Będzie zaś "powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie". Oznacza to, że przemocą miałoby być to, co się powtórzy. Jednorazowe uderzenie nie byłoby już w świetle ustawy penalizowane, a osoba, która się go dopuści, nie byłaby sprawcą.
Czemu ma służyć taka zmiana? Nie wiadomo. Projektodawca nowelizacji – Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej – nie wyjaśnia tego w uzasadnieniu. Można więc jedynie odnosić się do argumentów przywoływanych wcześniej przez osoby związane z rządem. Słyszeliśmy wielokrotnie, że nie można do końca życia stygmatyzować ludzi, którzy raz przesadzą i w emocjach uderzą. Złośliwie można jednak spytać, dlaczego tej samej miary nie przyłożyć np. do złodzieja? Dlaczego mamy nie "stygmatyzować" sprawcy przemocy domowej, ale już jesteśmy za stygmatyzacją kogoś, kto ukradnie "zaledwie" jeden samochód? To zresztą argument niefortunny, gdyż co tak naprawdę oznacza, że coś zostało zrobione "jednorazowo"? Raz w życiu? Nawet najpoważniejsze przestępstwa się przedawniają. Może więc raz na dekadę? A może raz w roku?
Reklama