Trzeba zacząć od tego, że do okresu po roku 1989 mam spory sentyment. Już choćby dlatego, że w III RP byłem młodszy: kiedy się zaczynała, miałem - jak wszyscy - o osiemnaście lat mniej niż dziś. Rozumiem więc także nostalgię wielu osób za PRL-em, w którym byli jeszcze młodsi i piękniejsi. W takim okresie życia dzieją się rzeczy, jakie później już się nie zdarzają, i za jakimi się tęskni.

Reklama

III Rzeczpospolita miała ogromne przewagi w porównaniu z ustrojem poprzednim. Ale powiedzieć, że "było wówczas lepiej niż w PRL", to banał - socjolog powinien nie tylko rzecz skonkretyzować, ale i rozwarstwić taką jednozdaniową syntezę, patrząc na interesy różnych grup społecznych. Zatem początek lat 90. stanowił w Polsce czas eksplozji inicjatyw i przedsiębiorczości. Masowo powstawały prywatne firmy, stowarzyszenia, fundacje etc., a znana już wcześniej zaradność rodaków na poziomie indywidualno-rodzinnym znalazła nowe warunki rozwoju.

Ale z przestrzeni rozwoju przedsiębiorczości nie wszyscy potrafili skorzystać. Okazało się, że biznes prowadzony przez tych, którzy nie dysponowali odpowiednimi powiązaniami ze środowiskiem szeroko rozumianej władzy PRL, napotykał bariery, których bardzo często nie dawało się przekroczyć. Dla wielu osób z niższym wykształceniem i mniejszą siłą przebicia transformacja okazała się potężnym rozczarowaniem. Pamiętam z drugiej połowy lat 90. rozmowy z ludźmi, których podwoziłem autostopem: "Dawniej to praca szukała człowieka, a teraz człowiek szuka pracy". Tęsknota za PRL-em nie była ukrywana.

Mimo tych zastrzeżeń III RP dała nam niewątpliwie wielką swobodę po kilkudziesięciu latach zniewolenia. Zarówno swobodę przedsiębiorczości, jak i - co dziś wydaje się tak naturalne - swobodę podróżowania po świecie i międzynarodowych kontaktów. Pamiętam, jak wspaniałym uczuciem było na początku lat 90. zadzwonić z osiedlowej budki telefonicznej do przyjaciela w Australii. W PRL kontakty telefoniczne reglamentowano: aby zadzwonić do sąsiedniego miasta, trzeba było pójść na pocztę i zamówić rozmowę. Jeśli dobrze pamiętam, zasady były takie: rozmowa zwykła - oczekiwanie 1,5 godziny, rozmowa pilna - 40 minut, błyskawiczna - kwadrans. O tych niedogodnościach III Rzeczpospolita pozwoliła nam zapomnieć. Dla wielu swoboda, jaką przyniosła III RP, była oszałamiająca.

Reklama

Tych przestrzeni wolności było więcej. Przy wszystkich patologiach tego okresu, które mógłbym wymieniać długo, wielkim świadectwem potencjału nowego ustroju okazało się to, że projekt IV RP mógł się narodzić i być dyskutowany w ramach procedur demokratycznych III RP. To dzięki istnieniu ułomnej, reglamentowanej demokracji zwolennicy gruntownych zmian mogli dwa lata temu przejąć władzę. Pod wieloma względami III RP była demokracją fasadową, ale zobaczyliśmy, że jednak nie całkiem fasadową. Gdyby był to ustrój demokracji do końca pozornej, przemiany ku IV RP nie mogłyby się wykluwać drogą procedur wyborczych.
Tak jak III RP stworzyła przestrzeń, w której - ze sporym opóźnieniem, ale jednak - można było rozpocząć realizację projektu budowy pełniejszej demokracji o szerszej przestrzeni pluralizmu, tak też stworzyła wyjściowe warunki dla wolnego rynku. Trzeba wprawdzie pamiętać, że kapitalizm u nas wyłonił się jako twór zdeformowany, ufundowany na niejasnych zasadach, ale jednak ważne mechanizmy rynkowe ruszyły - mechanizmy, w ramach których spora część rodaków mogła własnymi siłami zapewniać sobie dobrobyt i życiową pomyślność.

III RP to ustrój pół demokracji i pół kapitalizmu, ale pół to przecież znacznie więcej niż wcześniejszy autorytaryzm lub orientalny postkomunizm typowy dla krajów b. ZSRR. Zwłaszcza, jeśli owa połówka staje się przyczółkiem, w ramach którego Polacy mogą rozpocząć starania, by zamienić pół demokrację, pół kapitalizm i gospodarkę pół rynkową na pełniejszą przestrzeń dla modernizacji Polski i polskości. Ostatnie lata pokazują, że wielu Polaków rozumie i wykorzystuje tę szansę. Fakt, że dojście do tego miejsca zajęło nam 18 lat, dowodzi, jak ułomna była III RP. Ale nawet tak ułomna, szła, kuśtykając, w stronę cywilizacji zachodniej.
Obecnie mentalność rzeczników III RP przypomina pod pewnymi względami niedawny stosunek wielu Polaków do PRL. Wiele środowisk poczuło się nieswojo w zgiełku polityki w III RP, gdy przestrzeń debaty została znacząco poszerzona w porównaniu z latami 80. Podobne reakcje dostrzegam i dziś: z jednej strony zarzuty o nadmierną ostrość debat, z drugiej tezy o autorytaryzmie PiS i upartyjnieniu mediów publicznych biorą się m.in. stąd, że od 2005 r. przestrzeń dyskursu poszerzyła się jeszcze bardziej i szansę uzyskały także poglądy wcześniej spychane na margines. Prawicowi intelektualiści mieli w III RP prawo głosu, jednak korzystali z niego jedynie w niszowych wydawnictwach. Dziś są obecni w mediach głównego nurtu, pluralizując je i wywołując analogiczną reakcję niepokoju u tych, dla których już pluralizm III RP był nadmierny.

Socjolog, zapytany o zalety III RP, będzie dociekał: dla jakiej grupy społecznej? Otóż dla osób zaniepokojonych zgiełkiem dzisiejszych debat niewątpliwą zaletą III RP była pewna stabilizacja mentalna i uporządkowanie świata: elity były wyznaczone, wiadomo było, jaką gazetę należało czytać, kto jest niekwestionowanym autorytetem i w jakiej dziedzinie. Nie da się ukryć - IV RP taką stabilizację i spokój wielu osobom odebrała.