Wygrała Platforma Obywatelska, ja sam też na nią głosowałem. My wyborcy wyznaczyliśmy tych, którzy w naszym imieniu będą ustalać w Polsce prawo. Natychmiast rodzi się jednak wątpliwość, czy głosując na jednych bądź drugich, byliśmy świadomi, za jakimi prawami się opowiadamy. Sam nie mam żadnej jasności, jakież to prawa PO będzie teraz w Polsce ustanawiać. Nie dowiedziałem się przecież tego od jej liderów. Wydaje się zatem, że było to - również z mojej strony - głosowanie raczej przeciwko komuś niż za kimś.
Wyniki niedzielnych wyborów pokazują jedno: Polska jest krajem zdecydowanie prawicowym. I choć sam też właśnie tak zagłosowałem, czuję pewien rodzaj niedosytu, bo sądzę, że nie byłoby źle, gdyby lewica w mojej ojczyźnie była nieco mocniejsza. Cieszy mnie natomiast, że czerwoną kartkę od wyborców zobaczyli panowie Giertych i Lepper, bo dzięki temu będziemy ich teraz nieco rzadziej niż dotychczas oglądać.
Zastanawia mnie natomiast znikome poparcie dla Partii Kobiet - ale to pewnie dlatego, że na nią jest jeszcze w Polsce za wcześnie. Za wcześnie jest także na euforię z powodu 53-procentowej frekwencji. W maju we francuskich wyborach prezydenckich wzięło udział 84 proc. uprawnionych i dopiero to można uznać za prawdziwy sukces. Natomiast fakt, że co drugi Polak na wybory nie poszedł, nie jest żadnym sukcesem.
Mamy tu natomiast potężny skandal - Państwowa Komisja Wyborcza skompromitowała się trzygodzinnym przedłużeniem ciszy wyborczej z powodu niedostatecznej liczby kart do głosowania. Doprawdy nie wiem, jak tak poważną instytucję mogła zaskoczyć wysoka frekwencja, skoro przecież wcale wysoka nie była. Wyraźnie widać, że dobra organizacja jeszcze długo nie będzie naszą cechą narodową.
Zwycięstwo partii Donalda Tuska jest jego osobistym wielkim sukcesem, ale myślę, że w dużym stopniu także sukcesem Władysława Bartoszewskiego. To właśnie profesor Bartoszewski dał siłę Platformie, przełamał lęk Donalda Tuska, a wreszcie pchnął go do zwycięstwa. Nie umniejsza to bynajmniej osiągnięć lidera PO, który podciągnął swoje notowania w sondażach dwiema bardzo udanymi debatami w telewizji. Nie wiadomo przecież, jak skończyłyby się wybory, gdyby tych debat nie było.
Ciekawe jest to, że wszyscy okazali się zadowoleni z wyników głosowania. Premier Kaczyński ogłosił, że PiS dostał dwa razy więcej głosów niż dwa lata temu, a Polacy poparli PO, bo zostali wprowadzeni w błąd. Porównał przy tym jednego z zabójców księdza Popiełuszki Grzegorza Piotrowskiego do prezesa telewizji TVN Mariusza Waltera, a to -najdelikatniej mwiąc - zwykłe chamstwo. Do chamstwa już się jednak przyzwyczailiśmy, więc i tym razem nas ono nie zdziwiło. Z kolei zwycięski Donald Tusk oznajmił, że władza wcale nie jest najważniejsza: najważniejsza jest, jego zdaniem, miłość. Pozwolę sobie pozostać sceptyczny co do związków ludzi władzy z ogólnoludzką miłością, ale nadzieję wypada mieć.
Mam więc nadzieję, że nowe władze zmienią naszą politykę zagraniczną. W ramach Unii Europejskiej siła głosowania nie polega bowiem jedynie na tym, iloma kto dysponuje głosami, lecz także na tym, z kim potrafi się dogadać. W ostatnim czasie zapomnieliśmy, że w UE niewiele osiągniemy sami i że już czas nauczyć się trudnej sztuki kompromisu i budowania sojuszy.
Mam również wielką nadzieję, że przywrócona zostanie rola Trybunału Konstytucyjnego i jego autorytet, choćby taki, jakim cieszył się, gdy kwestionował niekonstytucyjne zapisy ustawy lustracyjnej. I mam nadzieję, że administracja państwowa nie zaroi się teraz od kolegów z Platformy Obywatelskiej. Chciałbym też, żeby odpolitycznione zostały publiczne media, tak by radio i telewizja osiągnęły przynajmniej minimum niezależności.
Mam także wielką nadzieję, że tak często dziś wypowiadane słowo "pojednanie" nie będzie oznaczać "zapomnienia". Premier Jarosław Kaczyński w ostatnim orędziu przeprosił za błędy swego rządu, a ja czekam teraz, kiedy wyzna, jakie błędy miał na myśli. Przecież kiedy idziemy do konfesjonału, najpierw jest wyznanie grzechów, a dopiero później ich odpuszczenie.
I mam wreszcie nadzieję, że nowa władza nie zapomni o kulturze. W kampanii nie padło o tym ani jedno słowo. PiS dwa lata temu zyskał poparcie wielu artystów, bo zaufali oni jego obietnicom. Platforma Obywatelska była wówczas boleśnie liberalna w kwestii kultury. Teraz przyszedł czas, by udowodniła, że nasz ówczesny niepokój co do jej planów wobec kultury był nieuzasadniony.