Czym się pan zajmuje w Ministerstwie Finansów?
W dużej mierze tym, czym zajmowałem się w kancelarii premiera, czyli kwestiami legislacyjnymi, tylko teraz koncentruję się na tematyce resortu finansów. Reprezentuję m.in. ministra finansów na posiedzeniach Zespołu Programowania Prac Rządu i na Stałym Komitecie Rady Ministrów. Druga dziedzina, którą się będę zajmował, związana zresztą z pierwszą, to poprawa jasności aktów prawnych, które resort przygotowuje, tak by były one bardziej przejrzyste dla obywateli, w tym przedsiębiorców. Kolejny obszar to przejęcie obowiązków związanych z poprawą efektywności wydatków publicznych, którymi dotychczas zajmował się wiceminister Leszek Skiba.
Poprawa efektywności i racjonalizacja to zazwyczaj eufemistyczne określenia cięcia i ograniczania wydatków.
Od pięciu lat prowadzone są działania na rzecz zwiększenia efektywności gospodarowania publicznymi pieniędzmi. Robimy przegląd wydatków w poszczególnych ministerstwach i urzędach, a później staramy się je racjonalizować. I nie chodzi o proste obcinanie budżetów, tylko próbę lokowania środków tam, gdzie są one bardziej potrzebne lub dadzą lepszy efekt.
Czyli mówimy o przesuwaniu, ale suma wydatków się nie zmieni?
Być może będą miejsca, w których wydatki trzeba będzie ograniczać. Już w tym momencie mamy instrumenty wprowadzone w tarczy antykryzysowej, pozwalające dostosowywać wydatki do aktualnych potrzeb.
Co znaczy, że są to instrumenty do cięcia tych wydatków?
Może się pojawić sytuacja, że będziemy przesuwali pewne wydatki pomiędzy częściami budżetowymi. W czasie kryzysu priorytety się zmieniają. Jednak to, czy trzeba będzie jakieś wydatki ograniczyć, będziemy mogli przeanalizować wtedy, gdy obraz finansów publicznych po stronie dochodowej będzie jaśniejszy.
Budżet państwa ma jednak dużo sztywnych pozycji i nie jest łatwo je zmienić, a w ostatnich latach sztywnych wydatków na wiele miliardów złotych jeszcze przybyło. Stąd najłatwiej się tnie nakłady na inwestycje, a to działanie byłoby bez sensu w obecnym kryzysie.
Te sztywne wydatki, o których pan mówi, traktujemy jako ważne wydatki związane z prowadzoną przez rząd PiS polityką, godzącą cele gospodarcze z celami społecznymi. One faktycznie się zwiększyły, ale razem z dochodami podatkowymi. Nie zamierzamy ich ograniczać. Cięcie wydatków inwestycyjnych również byłoby dzisiaj błędem. One razem z transferami społecznymi pozwolą nam ponownie uruchomić gospodarkę i wyjść z kryzysu.
To gdzie te oszczędności będą?
Możemy na przykład nie zatrudniać nowych osób w administracji publicznej. Są wolne etaty, a wydatki na ich obsadzenie zostały zapisane w budżetach poszczególnych dysponentów. Do rozważenia jest kwestia ograniczenia wzrostu płac. Zatem analizujemy, gdzie można zaoszczędzić istotne kwoty i na tym chcemy się obecnie skoncentrować.
Czyli mówimy de facto o zamrożeniu tej 6 proc. podwyżki, ale czy pieniądze nie zostały już wypłacone w ramach wyższych wynagrodzeń?
To zależy. Są instytucje, gdzie faktycznie to miało miejsce. Dlatego to wymaga namysłu.
Skoro nie ma planu cięcia zatrudnienia w administracji, to czy będą obniżki wynagrodzeń?
Wydaje się, że obecnie nie jest to potrzebne. Oczywiście nie możemy przewidzieć, co będzie za kilka miesięcy. Jeśli jednak stabilność budżetu byłaby zagrożona, to obniżki wynagrodzeń, także w administracji publicznej, i tak są łagodniejszą formą reakcji na kryzys niż zwolnienia.
Czyli w nowelizacji tegorocznego budżetu nie należy się spodziewać takich decyzji?
Tutaj mamy dwa dylematy do rozstrzygnięcia. Pierwszy wyjaśnia, dlaczego jeszcze nie przeprowadziliśmy nowelizacji. Musimy uwzględnić w niej przewidywany spadek dochodów, a pełny obraz będziemy mieli w czerwcu. Druga sprawa to czy za spadkiem dochodów powinien pójść spadek wydatków. Doświadczenia choćby z kryzysu 2008-2009 pokazują, że lepiej sobie pozwolić na poluzowanie deficytu budżetowego i sugeruje to także Komisja Europejska, niż trzymać się polityki zaciskania pasa. Trzeba sobie jednak uświadomić, że fiskalnie nie tylko ten rok będzie wyzwaniem, ale też kolejny. Poprawy sytuacji budżetowej możemy spodziewać się od 2022 r.
Jaka jest obecnie sytuacja płynnościowa budżetu?
W kryzys weszliśmy z dobrze wyglądającym budżetem. Na koniec kwietnia stan środków na naszych rachunkach przekraczał 90 mld zł i sfinansowane zostały wszystkie tegoroczne potrzeby pożyczkowe brutto zapisane w obecnej ustawie budżetowej. W tym momencie każda emisja obligacji jest już przeznaczona na dodatkowe zadłużenie, które przyniósł kryzys związany z pandemią COVID-19. Warto zauważyć, chociaż to nie powtórzy się w kolejnych kwartałach, ale między styczniem a końcem marca mieliśmy wzrost dochodów podatkowych rok do roku o 5,9 mld zł.
Jak wyglądają dochody po kwietniu? One uwzględnią już to, co działo się z VAT choćby w marcu, czyli pierwszym miesiącu, kiedy zamrożona została duża część gospodarki.
Tych danych jeszcze nie mamy. Po kwietniu załamanie w dochodach budżetowych jednak na pewno będzie i jesteśmy tego świadomi.
Jakie decyzje w sprawie nowelizacji budżetu już zapadły?
Prawdopodobnie dojdzie do niej w czerwcu lub lipcu. Deficyt trudno obecnie szacować, ale pewne dane do tego mamy choćby w Aktualizacji Programu Konwergencji, którą wysłaliśmy pod koniec kwietnia do Brukseli. Tam deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wynosi 8,4 proc. PKB. Przewidywania KE są na zbliżonym poziomie, bo w ubiegłym tygodniu pokazała prognozę na poziomie 9,5 proc. Nie wiem też, czy Komisja nie pośpieszyła się z wliczaniem Tarczy Finansowej PFR do deficytu, bo decyzja w tej sprawie należy do Eurostatu i jeszcze jej nie ma. W podobnej sytuacji jak my są Niemcy czy Francuzi. Deficyt staramy się już szacować, ale najważniejsze będzie to, jaki spadek dochodów założymy. Każdy dzień przynosi nowe informacje. Wiceminister finansów Piotr Nowak powiedział już, że potrzeby pożyczkowe netto wywołane kryzysem COVID-19 w tym roku to ok. 100 mld zł. Teraz wydaje się, że ta kwota będzie bliższa 110 mld zł.
Tego nie można jednak jeden do jednego przekładać na wielkość deficytu budżetowego, bo do potrzeb pożyczkowych wliczany jest też budżet środków europejskich.
Oczywiście. No i zostaje nam jeszcze druga strona medalu, czyli wielkość wydatków.
Buforem bezpieczeństwa dla budżetu państwa jest także to, że wiele wydatków i duża część długu zostały wypchnięte poza sektor finansów publicznych. Mam na myśli 100 mld zł, które pozyska PFR, i kolejne 100 mld zł z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, który jest w BGK.
Skarb Państwa nie jest bezpośrednim emitentem papierów dłużnych, ale obejmuje je swoją gwarancją. Dlatego nie powinniśmy tego uwzględniać w statystykach zadłużenia. Przy tej okazji warto walczyć ze stereotypem, że nie przygotowaliśmy finansów na kryzys. Na koniec 2019 r. dług publiczny liczony według krajowej metodologii wyniósł 43,8 proc. PKB, a zgodnie z unijną 46 proc. PKB. To oznacza spadek zadłużenia od 2017 r. o odpowiednio 8,3 i 8,1 pkt proc. Więc mamy bufor finansowy. Wydatki społeczne w ostatnich latach dały gospodarstwom domowym możliwość zbudowania oszczędności, dzięki którym lepiej przejdą obecny kryzys. Ten bufor pozwala sięgnąć do rezerw, zanim przyjdzie pomoc państwa.
Co będzie finansowane z Funduszu COVID-19? Pierwotnie miał to być państwowy fundusz celowy, czyli część budżetu państwa zasilony 30 mld zł na inwestycje, dzisiaj jest on w BGK, czyli poza finansami publicznymi, i ma 100 mld zł.
Chcemy go podzielić na części budżetowe, aby każdy minister miał jakiś udział w tych 100 mld zł. Pierwotnie planowany Fundusz Inwestycji Publicznych, który miał mieć wspomniane już 30 mld zł, będzie włączony w Fundusz COVID-19. Być może cały fundusz zostanie jeszcze zwiększony. Nie każdy minister będzie jednak potrzebował tych środków. Weźmy chociażby resort finansów, który nie ma jakichś szczególnych wydatków.
Ale już minister zdrowia czy rodziny potrzebuje dzisiaj więcej pieniędzy.
Tak. Beneficjentów funduszu podzieliłbym na resorty inwestycyjne, czyli rozwoju i bardzo istotne obecnie Ministerstwo Infrastruktury oraz resorty, które biorą na siebie ciężar walki z COVID-19, czyli m.in. te wspomniane już przez pana. Z funduszu będą więc pokrywane wydatki związane z walką z koronawirusem. Bardzo istotne będą też jednak inwestycje infrastrukturalne. Chcemy jeszcze w maju określić, na co będą wydawane pieniądze, ale dysponentem funduszu jest premier i to on podejmie ostateczne decyzje.
Piotr Patkowski do kierownictwa Ministerstwa Finansów dołączył w połowie kwietnia. Obok stanowiska wiceministra finansów został również głównym rzecznikiem dyscypliny finansów publicznych. Jest absolwentem prawa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Przed przejściem do MF był członkiem gabinetu politycznego Mateusza Morawieckiego, gdy ten był wicepremierem, ministrem rozwoju i finansów. Następnie był jego doradcą już w kancelarii premiera. W 2016 r. pracował w biurze prawnym Ministerstwa Energii. W latach 2018-2020 jako dyrektor departamentu oceny skutków regulacji w KPRM. W styczniu tego roku został rządowym koordynatorem oceny skutków regulacji.