Od czwartku w Rosji trwają protesty przeciwko wojnie, którą prezydent Władimir Putin prowadzi w Ukrainie. Dlaczego zdecydowałeś się w nich uczestniczyć?
Chodzę na nie, żeby transmitować je w internecie i pokazywać ludziom, co się naprawdę dzieje. Również tym za granicą, którzy wrzucają wszystkich Rosjan do jednego worka. To nie jest tak, że wszyscy popierają działania przeciwko Ukrainie. Postanowiłem wykorzystać moje największe źródło dochodów, czyli media społecznościowe, by inni mogli zobaczyć skalę demonstracji w Sankt Petersburgu. Byłem tam w czwartek, piątek i poniedziałek. Muszę jednocześnie zaznaczyć, że zawsze stoję z boku. Nie chcę narażać się na aresztowanie.
Reklama
W jaki sposób te protesty są organizowane, żeby zminimalizować ryzyko rozbicia przez policję?
Przede wszystkim nie ma osób, które oficjalnie opowiadałyby za ich organizację. Pierwszego dnia ludzie po prostu zaczęli wrzucać do mediów społecznościowych jeden obrazek. Nie było na nim żadnego napisu, wyłącznie kilka emotikonek. Każdy Rosjanin był jednak w stanie odczytać ten szyfr, dowiadując się, gdzie i o której godzinie demonstracja się odbędzie. Wydaje mi się, że ludzie, którzy je udostępniali, poniosą konsekwencje. Policji nie uda się tak łatwo protestów zatrzymać, ale aresztowanie uczestników jest już jak najbardziej osiągalne. Za kraty nie trafią na dzień czy miesiąc. W więzieniu spędzą zdecydowanie więcej czasu. Mimo to każdego dnia dołącza coraz więcej osób. W poniedziałek w Sankt Petersburgu protestowano już nie tylko w jednym miejscu, ale w kilku naraz. W całym kraju odnotowaliśmy ok. 5–6 tys. zatrzymań. Niektórzy są aresztowani, inni dostają mandaty. To naprawdę bardzo duża liczba, bo policja interweniuje wyłącznie w przypadku osób, które demonstrują najbardziej aktywnie.
W demonstracjach biorą udział wyłącznie młodzi ludzie?
Pierwszego dnia protestów dookoła widziałem głównie młodych. Osoby pomiędzy 20. a 30. rokiem życia. W poniedziałek sytuacja się zmieniła. Przyszło sporo starszych ludzi. Pojawiły się nawet nasze rosyjskie babuszki. Dla nich jest to bardzo dziwna sytuacja. Kiedy jest się młodym, łatwo pewne rzeczy rzetelnie przeanalizować i nie wierzyć w to, co mówią rosyjskie media. Zwykle młodsze pokolenia w ogóle do nich nie sięgają. Za to babuszki zaciekle oglądają państwową telewizję. Na początku nie były więc w stanie dowiedzieć się, co naprawdę się dzieje. Zajęło im kilka dni, by zrozumieć, o co chodzi, i wyjść na ulice.